3 X

Hey driver, where're we going?
I swear my nerves are showing
Set my hopes up way too high
The living's in the way we die...

a-ha

Dyliżansem trzęsło niemiłosiernie i nawet Lilly zaczynała zdradzać pewne oznaki choroby lokomocyjnej. Byliśmy jedynymi pasażerami - pewnie dlatego, że tylko my w tej okolicy nie poznaliśmy jeszcze wątpliwych zalet naderniańskiego ekspresu i byliśmy na tyle naiwni by chcieć je poznać.
- No i masz tę swoją okazję - zadzwonił zębami Ketris.
- Cicho bądź - burknęła Lilly. - W ten sposób najszybciej dojedziemy do granicy z Caliph! A taka jazda jest fa-a-ajna!
- Właśnie widzę - odpowiedział bard, gdy moja torba spadła mu na głowę. - Miya, może trzymaj ją sama, co?
- Co? - drgnęłam gdy Ketris położył mi torbę na kolanach.
- No, wreszcie zareagowałaś - odezwała się Lilly. - Cały czas tylko patrzysz i patrzysz w to okno, i nawet z nami nie pogadasz!
- Naprawdę? - spytałam ostrożnie, żeby nie przyciąć sobie języka.
- Coś cię martwi? - zaniepokoił się półelf. - Jesteś jakaś nie w sosie.
- Coś ty, czym bym się miała martwić? - Chyba nie brzmiałam zbyt przekonująco, bo moja przyjaciółka odpowiedziała:
- Słuchaj, jeśli czujesz się urażona, to nie muszę iść na ten festiwal...
Zamurowało mnie. Ona myślała, że jestem zazdrosna o tę wejściówkę! Nie mogłam nie parsknąć śmiechem.
- O, rozkręca się - ucieszył się Ketris.
- Mam zgadywać dalej? - spytała Lilly, bezczelnie puszczając do mnie oko.
- Nie, nie dolega mi brak herbaty, nie jest mi niedobrze i nie myślę o Lexie - odparłam jednym tchem, zanim się opamiętałam.
- Jeśli nie o Lexie, to o kim? - podchwyciła zaraz ta perfidna bestia.
- Kto to jest Lex? - zainteresował się bard.
- Jej były - mruknęła Lilly.
- Wcale nie!!! - zareagowałam nieco zbyt gwałtownie.
- Ale nie wytrzymał z nią psychicznie i spiknął się z osóbką, którą nazywa swoją Panią - dokończyła, dobijając mnie z kretesem. On ze mną, doprawdy!
- Iście balladowy temat - skomentował Ketris.
- I wy się dziwicie, że z wami nie rozmawiam - prychnęłam i powróciłam do wyglądania na drogę.
- Znowu patrzy przez to okno - westchnęła Lilly. - Widoczek przynajmniej ciekawy?
- Poddaję się. Zobaczcie sami - odsunęłam się, robiąc im miejsce przy oknie, żeby sami zobaczyli obiekt mojej obserwacji. Obiekt ów był ciemnowłosą kobietą, jadącą na białym koniu.
- No i co? - spytał Ketris. - Może chce dogonić dyliżans.
- Jedzie za nami trzecią godzinę - odpowiedziałam. - Już dawno by dogoniła.
- A więc pewnie po prostu zmierza tam gdzie my - zasugerowała Lilly.
- Jest sposób aby to sprawdzić - uśmiechnęłam się lekko i przeskoczyłam na kozioł.
- I po co pani był dyliżans? - woźnica nie był specjalnie zaskoczony moim pojawieniem się. Widać nie takich pasażerów już woził.
- Ano właśnie, chciałam prosić o zatrzymanie. Wysiadamy.
- Ale przecież zapłacili państwo do granicy z góry! - zaprotestował.
- Reszty nie trzeba - posłałam mu najmilszy uśmiech, na jaki było mnie w tej chwili stać, a gdy zatrzymał dyliżans, wyciągnęłam zdziwione towarzystwo na zewnątrz.
- Czemu? - Lilly zrobiła kwaśną minę.
- Popatrz na to tak - odpowiedziałam - Stoisz na pewnym gruncie i nie dzwonisz już zębami gdy się odzywasz.
- To jakiś argument - przyznała.
Spojrzałam wstecz - kobiety na koniu już nie było.

- Zzzimna woda - zadygotała Lilly, wsadzając jeden palec do właśnie odkrytej rzeczki.
- Chlap się, chlap - Ketris uśmiechnął się szeroko. - Orzeźwisz się i samopoczucie ci się poprawi.
Sam zdjął swoje wściekle niebieskie rękawiczki bez palców, nabrał wody w dłonie i obficie chlusnął sobie na twarz.
- A niech mnie! - Lilly otworzyła szeroko oczy. - Co... ty masz na rękach?!
- To? - bard pokazał wnętrze dłoni, na których znajdowały się rozległe blizny. - To... pamiątka po pewnym wydarzeniu sprzed czterech lat. Niezbyt miła pamiątka, więc ją ukrywam. - Na moment twarz mu pociemniała. Lilly aż się skrzywiła.
- Ciekawe pamiątki kolekcjonujesz - podeszłam bliżej. - A cztery lata to niewiele dla istot długowiecznych, więc pewnie miewasz jeszcze złe sny.
- Jak możesz?! - oburzyła się Lilly. - Jeszcze go dobijasz? Nie poznaję cię dzisiaj!
- To nic - Ketris uśmiechnął się i z powrotem założył rękawice. - Nie zamierzam nad tym płakać całe życie.
- I dobrze - mruknęłam. Stanęłam nad rzeczką i mocno wzburzyłam jej wody. Coraz większe fale zaczęły występować z brzegów, przez co nawet taka niewielka rzeczka zaczęła wyglądać groźnie.
- O tak, wyżyj się - powiedziała Lilly. - Wiesz, myślę, że przydałby się teraz taki czarny ptaszek, żebyś mogła sobie w niego strzelić.
W odpowiedzi z całym spokojem chlusnęłam strumieniem wody tuż obok niej, a potem padłam na trawę. Moi towarzysze usiedli przy mnie.
- Ketris, zagraj coś - poprosiła Lilly.
Zagrał piosenkę, przy której udało mi się odpłynąć w beztroskę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz