7 X

Nie wyspałam się za bardzo, a obudził mnie przeraźliwy pisk, oznaczający, że albo jest już późno, albo Mezz'Lil dla odmiany zerwała się wcześnie. Jakkolwiek nie było, wpadła po chwili do sypialni.
- Zrób mu coś!!! - zażądała.
- Co...? - ziewnęłam - Daj mi racjonalny powód budzenia mnie w taki sposób.
- On mnie ciągnie za warkoczyka!!! - oświadczyła dramatycznym tonem.
Osłupiała patrzyłam to na nią, to na Clayda, który właśnie władował się do pokoju.
- Wiem, że po tobie można się wszystkiego spodziewać - wymamrotałam. - Ale że jesteś wciąż na etapie szarpania dziewczynek za warkoczyki???
- Wypraszam sobie! - uniósł ręce w obronnym geście. - To ona zaczęła!!!
- Jak dzieciaki - westchnęłam, czując się nagle stara i mądra. Lilly parsknęła, pociągnęła Clayda za kitkę i zbiegła na dół.
- Widzę, że głupawka jeszcze nie minęła - uśmiechnęłam się złośliwie. - Jak tam, kanapa dalej taka wygodna?
- Wytrzymałem na niej trzy noce, gdy tu ostatnio spałaś, więc co to dla mnie jeszcze jedna - oznajmił bohatersko. - Poza tym trzeba czasem udowodnić, że się jest dżentelmenem.
- A potem za dnia narzekać, że od tej kanapy cię pogięło?
- Żebyś wiedziała, że ani słowa nie powiem - zaperzył się i wyszedł.
Gdy zasiedliśmy do śniadania, byliśmy już wszyscy ogarnieci i wyspani. Albo przynajmniej udawaliśmy, że jesteśmy.
- Jeszcze trochę tu pozimuję i stwierdzę, że Miya przesadzała w stosunku do Althenos - stwierdził Ketris, pałaszując sałatkę (wczoraj zrobili nadmiar).
- Nie sądzę - wcięła się Lilly. - Gdy tu jechałam, nie widziałam ani drzewka, oprócz jabłoni na cmentarzu. Czy tu nie ma więcej roślin?
- Są, są. Tylko że wirtualne - mruknęłam. - Piękne, egzotyczne, wieczne i bez zapachu.
- Chała - podsumowała, grzebiąc w talerzu.
- Podobno jeszcze parę rzeczy jest tu wirtualnych - Clayd spojrzał na nas z błyskiem w oczach. - Podobno, bo próbowałem, a odbywały się jak najbardziej na żywo.
- Na przykład randki?
- Porównywanie profili w celach matrymonialnych - poprawił. - Pewnie ktoś romantyczny mógłby to nazwać randką. Ale nie, tego akurat nie przetestowałem.
- Czy chciałbyś dostać widelcem? - zapytałam niewinnie.
- Lepsze to niż oberwanie talerzem - roześmiał się. Nie miał się czego bać, talerze są zarezerwowane dla jednej konkretnej osoby, gdy doprowadza mnie do ostateczności.

- O, a to jest najstarszy budynek w Melgrade, jeśli nie w całym Althenos - wskazałam Instytut Melwortha, który dawno temu był niewielki, ale z czasem dobudowywano do niego coraz to nowe segmenty i było to po nim widać, choć obecnie był imponującym gmaszyskiem. Wędrowaliśmy piechotą, żeby uniknąć problemów z transportem. Przepraszam, nie piechotą - ruchomym chodnikiem. Otaczające nas białe budynki były tak wysokie, że kręciło się w głowie od patrzenia w górę.
- To gdzie trzymają tę druidkę? - spytałam.
- Gdzieś, gdzie lepiej teraz nie wchodzić. Podobno odkryto tam dziś obecność intruza władającego magią. Znaczy, już nieobecność, ale teraz gliniarze są w stanie gotowości.
- Więc jak ją wydostać?
- Moment - powiedział cicho Clayd, a potem dał nam znak, żebyśmy poszli za nim w wąską uliczkę, którą nikt nie chodził.
- Tu jest bezpiecznie, możesz się pokazać - szepnął w przestrzeń, a po chwili z nicości wyłonił się wielki szary wilk. Instynktownie się cofnęłam.
- Spokojnie - uśmiechnął sie Clayd. - Cień Nocy też chce pomóc.
- A da sie pogłaskać? - spytała Lilly.
- Smoka też byś pogłaskała? - prychnął Ketris.
- Z siostrą się biję czasem - odpowiedziała, pozornie bez związku.
Clayd i wilczy duch patrzyli na siebie bez słów, najwyraźniej nawiązując kontakt w sferze astralnej.
- Cień Nocy wie, gdzie jest jego partnerka i może cię do niej zaprowadzić międzysferą - "przetłumaczył" po chwili mój przyjaciel.
- Skoro umie poruszać się między wymiarami, to nie może sam jej wydostać? - spytała sceptycznie Lilly.
- Mógłby - powiedział Clayd. - Ale nie wyczuwa jej umysłu i nie może dokonać duchowego zjednoczenia...
- W takim razie niech mnie poprowadzi - zdecydowałam.

Podróż przez międzysferę była czymś, co na pewno nie sprawiło mi kłopotów, z tym, że to zwykle ja prowadziłam, a nie byłam prowadzona. Uświadomiłam sobie jak mi brakowało tego stanu zawieszenia i zastanawiałam się przez chwilę czy by nie sprawdzić jak Vanny daje sobie radę w herbaciarni, zwłaszcza, że jakoś nie miałam z nią ostatnio kontaktu. Ale to mogłam zrobić później, moje zadanie było ciut pilniejsze.
Otworzyliśmy międzysferę na niewielkie, dość ciemne pomieszczenie. Było rzeczywiście szczelnie zamknięte, powietrze przedostawało się przez szyb wentylacyjny na suficie. Osoba leżąca na wąskim posłaniu była chyba nieprzytomna, a na głowie miała rozpraszacz myśli. Kiedyś bawiłam się takim, po tym jak Clayd mi go zdjął, więc miałam pewne pojęcie o jego dezaktywacji. Omal mnie przy tym prąd nie poraził, ale cel osiągnęłam. Wilk podszedł do druidki i mogłabym przysiąc, że w jego wzroku był niepokój.
- Gdzie ja... - kobieta z trudem otworzyła oczy. - Cień Nocy? Kogo przyprowadziłeś?
- Odsiecz - wyjaśniłam cicho - Zaraz się stąd zmyjemy.
- Nic nie mogłam zrobić - załkała z bezsilną rozpaczą. - Tu nic nie urośnie, nic nie przywołam... A potem założyli mi to - wskazała na wyłączony rozpraszacz myśli.
- W porzadku, niedługo znajdziesz się w międzysferze i będziesz mogła wrócić do Wspólnoty...
- Nie da rady - przerwała. - Nie bez mojej pieczęci... A ona została tam, w lesie. Ukryłam ją, żeby jej nie znalazły - spróbowała wstać, ale zachwiała się i wylądowała z powrotem na łóżku.
- Hej, dobrze z tobą? - zaniepokoiłam się.
- To nic, zaraz się trochę podleczę...
- Nie tu!! - syknęłam, ale już wymówiła zaklęcie.
Wspominałam, że Altheńczycy są przeczuleni na punkcie magii? Podejrzewam, że po prostu się jej boją, ale widać poznali ją chociaż teoretycznie, skoro ich urządzenia potrafią ją wykryć. Alarm, który rozbrzmiał po chwili, nie należał do najcichszych.
- Niech to - mruknęłam. - Jeśli się nie pospieszymy, będziemy mieć na głowie policję.
Szybko otworzyłam portal i pomogłam druidce przez niego przejść. Przenieśliśmy się do domu Clayda, gdzie czekał już razem z Lilly i Ketrisem. Mogłam się wreszcie dobrze przyjrzeć naszej "zdobyczy" - miała włosy koloru miedzi, była młoda i chyba niedawno zaczęła we Wspólnocie, skoro nie nauczyła się, że nie wolno zostawiać własnej pieczęci. Ukłoniła się głęboko Claydowi, co chyba przekonało wreszcie moich towarzyszy o jego pochodzeniu.
- Przyda się jej porządne uzdrowienie - stwierdziła Lilly i zabrała się do dzieła.
- Objawy da się na razie usunąć - powiedziała po chwili - ale przyczyna tkwi gdzieś głębiej i nie mogę do niej dotrzeć.
- We Wspólnocie dadzą temu radę - oświadczyła druidka, patrząc na Lilly i nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie ją spotkała. Potem przeniosła wzrok na Clayda, a w jej oczach był żal.
- Gdyby uderzyć i zrównać to miejsce z ziemią, twój kraj mógłby zacząć od nowa. Lepiej - rzekła cicho.
- Nie w tym rzecz - odparł flénn'ath. - Oni muszą sami zrozumieć.
- Wiesz, jak mała jest szansa.
- Wiem - spojrzał na nią twardo. - Ale nawet wbrew rozsądkowi - wierzę.
Uśmiechnęłam się z podziwem dla tak wielkiej mimo wszystko nadziei.
- Chyba na was pora - zwrócił się do mnie Clayd. - Jeśli uruchomiłyście alarm, prędzej czy później przyjdą tutaj.
- Gdzie zostawiłaś swoją pieczęć? - spytałam.
- W lesie, niedaleko miejsca, w którym jest mnóstwo klejnotów. Pokażę wam dokładnie gdy się tam znajdziemy - odpowiedziała druidka. Co za ironia, że wracamy do punktu wyjścia...
- To jak, powtórzymy to kiedyś? - Lilly uśmiechnęła się do Clayda na pożegnanie.
- Bezwarunkowo.

Zapach liści unosił się w powietrzu. Druidka stała, choć z pewnym trudem, ściskając w dłoni pieczęć, będącą niewielkim kamieniem ze znakiem runicznym. Obok niej siedział Cień Nocy, spoglądając na mnie z wdzięcznością.
- Możesz jeszcze powiedzieć dlaczego trafiłaś do tego świata? - nie byłabym sobą gdybym nie spytała.
- Szukałam kogoś - usłyszałam - Odpowiedzialnego za...
- Zakłócanie równowagi Natury? - weszła jej w słowo Lilly.
- Gorzej. Ta równowaga omal nie została zniszczona - odrzekła dziewczyna z gniewem. - Coś groźnego i mrocznego pojawia się w przestrzeniach i bierze swój początek w tym świecie. Zostałam wysłana do wieży magów, żeby szukać u nich porady, ale... - zawiesiła głos - zaatakowały mnie te istoty. I przez nie tracę zdrowie.
- TE istoty? - zaakcentowałam, tknięta przeczuciem. - Wyglądające jakby powstały z mroku? Czarnoskrzydłe?
- No i proszę - usłyszeliśmy niespodziewanie. - Tylko się dowiaduje o zachwianej równowadze i zaraz zwala się na mnie?
- Długo tu nas podsłuchiwałeś? - Lilly odwróciła się gwałtownie.
- Nie tak długo, jak ci się pewnie wydaje - Aeiran wyszedł zza drzewa, a na jego widok Ketris gwałtownie pobladł - Jak się domyślam, te istoty powstały z moku, jednak raczej nie miały skrzydeł tylko cztery łapy. Wybacz, że cię rozczaruję, kronikarko, ale nie ja je stworzyłem i nie mnie ściga ta zawzięta druidka.
- Więc kogo?! - zawołała.
- Nie znajdziesz - pokręcił głową - Nie ma go wśród żywych... ani wśród umarłych.
- Ja... Muszę zdać raport - spojrzała na niego niepewnie - Żegnajcie i dziękuję - powiedziała do nas, ścisnęła mocniej pieczęć i już jej nie było. Żałowałam, że nie poznałam nawet jej imienia.
- Wiedziałeś, że tu przybędziemy - zwróciłam się do Aeirana - I może jeszcze byłeś dziś w Althenos?
- Przejrzałaś mnie - uśmiechnął się kącikiem ust - Ale stwierdziłem, że sama sobie poradzisz, więc postanowiłem poczekać na ciebie tutaj.
- Mam rozumieć, że przysięga nadal ważna?
- Oczywiście - skinął głową.
- W takim razie masz mi dużo do wyjaśnienia - powiedziałam - Ale to już może w Solen.
- C-co?! - wyjąkał Ketris. - Chcesz podróżować... z nim?!?
- Dobre pytanie - mruknęła Lilly.
- A czemu nie? - zdziwiłam się. - Ręczę za niego... Poniekąd.
- Nie mogę ufać... - oczy barda pociemniały - komuś, kto o mało mnie nie zabił.
- I ubolewam, że mi się to nie udało - odparł czarnooki. - Widać jesteś twardszy niż mi się wydawało.
- Może ktoś mi powie, co się dzieje? - spytała Lilly.
- Będziemy mieli jeszcze czas na dłuższą rozmowę - zdecydowałam. - Gdy dotrzemy do Solen, Ketris może nas opuścić.
- A dlaczego właśnie Ketris?!
- Właśnie, dlaczego? - Aeiran uśmeichnął się krzywo. - Ja mu krzywdy nie zrobię... już.
Mierzyli się wzrokiem przez kilka długich sekund - jeden wzburzony, drugi opanowany. Pierwszy spuścił oczy Ketris.
- Domyślam się, że ci to nie na rękę... jeszcze - powiedział cicho
- Wiesz, oni niech się żrą, a ty nie psuj sobie przyjemności oczekiwania na festiwal - rzekłam do Lilly - Skaczemy?
- Rozumiem, że... międzysferą? - spytał Aeiran.
- Owszem - prychnęłam. - Trochę odmiany ci nie zaszkodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz