Miałam dzisiaj w planach
pogawędkę od serca z Ketrisem (szczegół, że nie miał o tym pojęcia), ale
obecność pewnego małomównego faceta w czerni barda zniechęciła i plan
szlag trafił. Zmył się razem z Lilly, uzgodnili, że najpierw lunapark,
potem teatr. Tymczasem Aeiran przez cały dzień konsekwentnie nie
odstępował mnie na krok. Mówił niewiele, uśmiechał się trochę więcej, za
to oblecieliśmy całe miasto, a na koniec zaciągnął mnie do kawiarenki
(!) i postawił gorącą czekoladę (!!!). Chyba mu się wydaje, że dzięki
takiej strategii szybko zacznę mieć go dość i powiem mu, żeby spadał. Jeszcze czego.
- Powiedziałbyś wprost, do czego zmierzasz, a życie zaraz stałoby się
łatwiejsze - zwróciłam się do niego delikatnie i uprzejmie, gdy
wyszliśmy z kawiarenki.
- Czyje? - spojrzał na mnie z góry (dosłownie) - Ja się na swoje nie uskarżam, a ty nie masz szacunku dla tajemnic.
- Mam - odparłam sucho - Tyle że niektóre czasem aż się proszą żeby je ujawnić.
Nie odpowiedział.
- Inaczej, zamiast mi towarzyszyć, potraktowałbyś mnie jak kiedyś Ketrisa - wypuściłam ostatnią strzałę. Nawet celną.
- Po pierwsze, sam był sobie winien - wzruszył ramionami Aeiran. - Po
drugie, sytuacja była inna. Po trzecie, nieco trudniej mierzyć się z
demonem niż z dźwiękmistrzem bez refleksu.
No no, zdecydowanie trzeba będzie pogadać z Ketrisem. Tymczasem jeszcze coś nie dawało mi spokoju.
- Tak łatwo przejrzeć moją naturę? - uśmiechnęłam się kwaśno.
- Dla mnie to łatwe, ale może jestem wyjątkiem - powiedział cicho. - Kto inny
pewnie by się zdziwił, że istota Chaosu przyjaźni się ze srebrnym smokiem Sera'fiel. - Całe szczęście, że Lilly tego nie słyszała.
- A kim t y jesteś? - nie mogłam nie spytać.
Przymknął oczy, jakby się namyślając. I oczywiście, jak to się zwykle
zdarza w takich sytuacjach, ktoś na nas wpadł. Wyglądał na
podenerwowanego i roztrzepanego. Rozpoznałam w nim członka mojej
ulubionej kliki nekromantów.
- Nie moglibyście się odsunąć?! - warknął. Fakt, że biegł, nie patrząc
przed siebie, ale jednak staliśmy na środku chodnika. Im dłużej chłopak
nam się przyglądał, tym bardziej zmieniał się wyraz jego twarzy.
- A więc to tak! - wykrzyknął - Jednak nie daliście mu spokoju, istoty z najdzikszych otchłani Śmierci!!!
Tym razem Aeiran stłumił śmiech z pewnym trudem. Ostatecznie nie wybrał się wtedy po denata...
- Damien, uspokój się, ciężki idioto!! - usłyszałam znajomy głos i po
chwili dołączyła do nas Calpurnia. - Oni są przyjaciółmi Mezz'Lil!
- Kto jest, ten jest - powiedział Aeiran w przestrzeń.
- Tak? - chłopak znów zmierzył nas wzrokiem i trochę się uspokoił. - A, to przepraszam.
Szybko przeszedł nad tym do porządku...
- Nie jesteś na przedstawieniu? - zwróciłam się do Calpurni. Też sprawiała wrażenie zaniepokojonej.
- Draco gdzieś zniknął - wyjaśniła. - Szukamy go gdzie się da, ale bez rezultatów. A nie jest jeszcze w pełni sił.
- Macie jakieś pomysły? - spytałam - Mogłabym pomóc.
- Są pod Melrin takie stare podziemia - zaczął Damien i domyśliłam się o
czym mówi, choć sama nazwałabym je raczej kanałami - Mają świetną
atmosferę, więc bywaliśmy tam, zanim... - Ot, i się zaciął. No, trudno.
- Cóż, jeśli chcecie, to was tam zabierzemy... - chciałam zerknąć na Aeirana, ale jego oczywiście już nie było. - Zabiorę.
Zdziwili się nieco, ale wskoczyli w portal bez szemrania.
- Znacie te podziemia, powinniście sobie poradzić - powiedziałam, gdy dotarliśmy na miejsce.
- A co ty zamierzasz? - zaniepokoiła się Calpurnia.
- Spróbuję poszukać zguby gdzie indziej - sama nie do końca wiedziałam o
którą zgubę mi chodzi, ale ciągnęło mnie do międzysfery. Tym bardziej,
że w drodze mignęło mi coś ciemnego. Tamtych dwoje rozdzieliło się, a ja
znów weszłam w portal. Tak jak przeczuwałam, od razu zaatakowały mnie
cienie. Tyle że teraz miałam możliwość sięgnięcia po broń.
Tym razem przeciwników było więcej niż poprzednio. Strzały energii były
pomocne, ale niekoniecznie na dłuższą metę i powoli zaczynałam żałować,
że nie zabrałam miecza. Nie zamierzałam zostać tu dłużej, tym
bardziej, że wyczułam jakiś znajomy impuls tam, skąd zaczęłam... albo gdzieś w pobliżu. Jak
najszybciej otworzyłam międzysferę (z nadzieją, że dobrze wymierzyłam) i wypadłam z niej,
zdążając zamknąć portal zanim cienie przez niego przeszły...
W pomieszczeniu, w którym się znalazłam, panował półmrok. Udało mi się
wyróżnić w nim kilka wieszaków z jakimiś wymyślnymi strojami i wielkie
lustro, z którego spoglądało ze zdziwieniem moje jakże inne odbicie (cześć, paskudo). W
końcu znalazłam wyjście, a za nim wąski korytarz - jeśli tam znajdował
się ktoś, kogo znałam, musiał mi parę rzeczy wyjaśnić...
Oho, światło na końcu korytarza, a przecież jeszcze nie wybieram się umierać... Ale nie, światło było błękitne, padało pod dziwnym kątem i chyba
wywoływał je reflektor. Gdy przeszłam przez niewielkie drzwiczki,
moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły. Znajdowałam się na
scenie i to w trakcie przedstawienia... Po jej drugiej stronie, w takim
samym wyjściu stanął Aeiran i patrzył na mnie z takim samym zdziwieniem
jak pewnie ja na niego. Scenografia była co najmniej sielankowa, a przed
sceną rozciągała się spora widownia. W pierwszym rzędzie natomiast
siedzieli Lilly i Ketris, najwyraźniej nie wiedząc, co o tym wszystkim
myśleć.
Ja też nie wiedziałam. Dlaczego, u licha, zaniosło nas akurat do
teatru?! Próbowałam dać Aeiranowi znak wzrokiem, że trzeba się stąd
zmywać, ale w jego oczach pojawił się jakiś diabelski błysk, który mi
się nie spodobał. A potem najzwyczajniej zaczął iść przez scenę w moim
kierunku!
- A więc - zaczął, nie spuszczając ze mnie wzroku - tu uciekasz przed niegodziwością życia?
Nieźle, zapamiętał kwestię Mae... Że co?!
W ciszy, jaka na chwilę zapanowała, dało się słyszeć odgłosy krztuszenia
- czy Lilly nigdy nie nauczy się nie podjadać nic w teatrze? Ale to
przywróciło mi w miarę normalne funkcjonowanie. Z lodowatą miną
wystąpiłam naprzód.
- Dobrze wiesz, że trzeba w życiu trochę piękna, by stawić czoła
niegodziwości - wycedziłam, starając się nie wyglądać na delikatną,
nadobną romantyczkę. Ani trochę się tym nie przejął.
- Lecz nie wiem już czy większym światłem promieniejesz, gdy taka
wzniosła przebywasz na zamku, czy tu, gdzie na twej twarzy wzruszenie...
- urwał, odpowiadając drwiącym półuśmiechem na me niewątpliwe
wzruszenie i ciągnął dalej:
- A w twoich włosach zapach... - podszedł blisko (za blisko!),
bezczelnie wtulił twarz w moją czuprynę i dokończył - ...brzoskwini.
Lilly i Ketris popłakali się ze śmiechu.
Pewnie zżarłaby mnie trema, gdyby pozwoliło jej na to parę innych
emocji, które we mnie szalały - z żądzą mordu na czele. Ale zamiast coś
zrobić, stałam jak zdrętwiała.
- Jakąż jeszcze tęsknotę skrywa twoja nieodgadniona dusza? -
wyrecytował Aeiran cicho, jakby bardziej dla mnie niż dla publiki. A
może i dla siebie, bo wyłapałam w jego głosie jakąś melancholijną nutę. I
wtedy wreszcie litościwie wykonał drobny gest i kurtyna opadła, a ja
mogłam już mu nawrzucać.
- Pogratulować pamięci - syknęłam. - I żadna przeklęta brzoskwinia, tylko morela!
Cóż, nie do końca to chciałam powiedzieć, ale znowu nam brutalnie
przerwano. Ledwo uskoczyliśmy gdy dekoracja spadła i na scenę wbiegł
blady młodzieniec w czerni. Trzymał w dłoni strumień światła,
ukształtowany się w ostrze. Za nim wychynęła spora gromadka cieni.
- Tego tu szukałeś? - spytałam Aeirana. Skinął głową.
- Patrzymy czy pomagamy? - spytał. Prychnęłam, bo chłopak radził sobie
niezbyt, w dodatku rozdarł już kurtynę i walczył z istotami mroku przed
publicznością.
- Tę wersję Czterech nocy niepokoju musiał reżyserować ktoś o nowatorskich pomysłach -
usłyszałam jakiś głos z widowni. - Nie przypuszczałem, że walka Panfila z
własnymi lękami będzie taka dosłowna!
- Ależ to Draco! - zawołała Lilly. - Skąd on się tu wziął?
Po chwili usłyszałam jej kroki - wpadła na scenę, ciągnąc za sobą
Ketrisa, i włączyła się w rozgramianie cieni swymi zaklęciami. Bard za
to przedostał się do nas.
- Miya, co wy tu robicie? - nie mógł nie spytać.
- Szukamy go - wskazałam na Draco. - Calpurnia z jeszcze jednym kumplem grasują gdzieś po kanałach.
Aeiran spojrzał na widowisko ze zniecierpliwieniem i szybko unicestwił
ostatnie cienie - wiele bym dała by się dowiedzieć, jak on to robi, tak
ledwo zauważalnie.
- Od kiedy okultysta używa zaklęć światła? - spytała Lilly ze zdziwieniem.
- Szkoliłem się na kapłana... Kiedyś - zmieszał się Draco. - Ale wolałem pójść w drugą stronę, to było ciekawsze.
- Jak się tu znalazłeś? - zainteresowałam się.
- W podziemiach jest sekretne przejście do teatru - odpowiedział. - Znalazłem je, gdy zdybała mnie znowu ta cholerna elfka.
- Jaka cholerna elfka? - wtrącił się Ketris.
- Spotkaliśmy ją gdy po raz pierwszy wybraliśmy się pod stolicę.
Warczała, że tylko ona ma prawo tu prowadzić poszukiwania, nawet nie
wiem czego...
- Sugerujesz, że ona nasłała te cienie? - spytałam.
- Nie - odpowiedzieli równocześnie Aeiran i bard, i spojrzeli na siebie z pewnym zaskoczeniem.
- Cienie mogą z nią najwyżej współdziałać - rzekł czarnooki. - Zwłaszcza jeśli już znalazła.
- A Calpurnia jest w podziemiach - mruknął Ketris. - Trzeba ją znaleźć zanim stanie się coś niedobrego...
Nie wchodziliśmy do międzysfery, wolałam nie ryzykować. Poszliśmy
piechotą, Draco wiedział gdzie koleżanka mogłaby go szukać. Gdy
dotarliśmy na miejsce, na szczęście nie było z czym walczyć. Elfia
czarodziejka w zwiewnej szacie leżała na ziemi, a nad nią pochylała się
Calpurnia.
- Draco! - dziewczyna szybko nas zauważyła. - Coś ty nawyprawiał?
- Wszyscy ostatnio o to pytają - blady chłopak pokręcił głową ze śmiechem.
- A co z nią? - Lilly zerknęła na elfkę.
- Unieszkodliwiona - powiedziała Calpurnia lekkim tonem. - Odzyska siły
tak gdzieś jutro. Szczury jej do tego czasu nie zjedzą, bo się tu nie
kręcą.
Aeiran podszedł do leżącej i skierował w jej stronę wzrok. Dokoła
kobiety pociemniało na moment jeszcze bardziej, ale tylko na chwilę; gdybym się nie przyglądała, pewnie bym to przegapiła.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic drastycznego - burknęłam.
- Nie zamartwiaj się tak - odparł. - Cofnąłem jej pamięć.
- Potrafisz?
- Mam nadzieję. W twoim przypadku nie zadziałało.
- W moim...?!?
- Miałaś nie pamiętać koncertu - oświadczył. - Ale chyba bywasz w zbyt wielu czasach i nie trafiłem na twój właściwy...
W "czasach"? Przecież ja nie podróżuję w cza... Nieważne. Żądza mordu powoli zaczęła powracać.
- Damien się gdzieś tu jeszcze błąka - przypomniała Calpurnia. - Dasz radę go znaleźć, Draco?
- Aż taki słaby to ja już nie jestem - prychnął i pobiegł w mrok. Dziewczyna westchnęła cicho i też zaczęła powoli odchodzić.
- Zaczekaj - wyrwało mi się. Spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem, a
ja patrzyłam na jej niedawną ofiarę, pozbawioną energii. Już odgadła, że odgadłam.
- Nie przypuszczałam, że w tym świecie istnieją zapomniani - powiedziałam.
- Ja jestem pół na pół - wyjaśniła Calpurnia - Nadal żyję, ale potrzebuję cudzej energii, by trzymała mnie przy życiu. Raz na jakiś czas...
- Jak... - zaczęłam, ale nie wiedziałam, czy powinnam kończyć.
- Zakochałam się - westchnęła. - Fascynowała mnie śmierć, a on był
śmiercią. Pokazał mi... I mam nadzieję, że kiedyś spotkam go ponownie.
- Żeby się zemścić? - zapytałam. - Czy żeby poprosić, by zabrał cię w zapomnienie?
- Jeszcze nie wiem - szepnęła. Odeszła i to był koniec naszej rozmowy.
Dłużyły mi się sekundy i byłam wdzięczna Ketrisowi gdy rzucił zbawcze
"My też się stąd zbierajmy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz