All the shadows say
Telling you when you're asleep,
Tears will fade away
Dream of morning's golden light
When you and I will leave the night...
And when the moon is high and bright,
Stars will shine on you
Dream of morning's golden light
When you and I will leave the night...
Make a wish and when you close your eyes
I will come to you...
Enya
Zapowiadany obiad w Marzeniu zaliczony, choć tak naprawdę gości było troje, a nie dwie, i nie na obiedzie, a na kolacji, ale właściwie kto by się tam czepiał szczegółów?
Ku mojemu zdziwieniu Vanny zjawiła się u mnie w towarzystwie długowłosego młodzieńca o przyjemnej powierzchowności, przenikliwym spojrzeniu i nieco niepokojącym uśmiechu...
- Nie spodziewałam się, że nie będziesz sama - powiedziałam, starając się nie przyglądać mu zbyt nachalnie.
- Wiesz, ja też nie, ale widać te perfumy od ciebie działają lepiej niż myślałaś, przysyłając mi je - westchnęła boleśnie. - A poważnie, tak się biedaczek nudził w domu, że nie mogłam go nie zabrać.
Musiałam mieć bardzo dziwną minę po tym jej oświadczeniu, bo śmiała się obłąkańczo przez parę minut, a jej towarzysz nadal tylko lekko się uśmiechał i nie wiedziałam, co sobie pomyślał... Dopiero po chwili udało mi się wycisnąć z kuzynki, że to nikt inny jak Blue, strażnik Rozdroża, jej domu (a przynajmniej jednego z jej domów). I tu mnie dopiero zatkało. Owszem, pisała mi latem, że miała tam niezłą zadymę, w wyniku której zostały złamane pieczęcie, którymi ponoć Blue było... Był obłożony, ale skojarzenie go z tym małym niebieskim czymś, co swego czasu latało na golasa na motylich skrzydełkach, przyszło mi dość trudno.
Vanny miała ze mnie ubaw, ale jeszcze się zemszczę.
Poza tym miałyśmy wreszcie okazję do rozmowy o sprawach egzystencjalnych.
- Obgadałaś mnie przed Yori! - wykrzyknęła kuzynka oskarżycielskim tonem.
- Nie obgadałam, tylko chwaliłam - sprostowałam. - A co, była?
- Była - mruknęła. - I pewnie uważa mnie za świruskę, chociaż twierdzi, że nie.
- Skoro twierdzi, że nie, to czym się martwisz?
- Bo skąd ja mogę wiedzieć, coś ty jej o mnie naprawdę naopowiadała? - prychnęła i zaraz ziewnęła szeroko.
- Co, za dużo Śnienia? - zapytałam domyślnie.
- Też - odpowiedziała oględnie. A potem skryła twarz w skrzydłach Tenariego, który skojarzył ją sobie z dostawami cheeseburgerów i podleciał z entuzjastycznym powitaniem. Natomiast od Blue trzymał się - i nadal się trzyma - raczej z daleka. Ciekawe dlaczego...
Wysłałam do Vaneshki depeszę z nieśmiałym pytaniem czy może przyjść jedna osoba więcej, a ona się z tego ucieszyła! No cóż, pomyślałam sobie, jeśli starczy jej krzeseł...
Krzeseł starczyło, a nawet było aż nadto, bo goście - czyli my - zostali posadzeni na honorowych miejscach - czyli na kanapie. Jedzenia było mnóstwo, w dodatku smakowało wyśmienicie, choć właściwie mniej jadłam, a więcej obserwowałam i zauważyłam, że to samo robił Blue. Przyglądał się tak samemu Marzeniu, jak i jego mieszkańcom, ale co o nich sądził, któż to może wiedzieć... Natomiast Vanny spożyła po trochę wszystkiego i nie mogła się nachwalić - a Leo odbierał pochwały ze skromnym uśmiechem. Zaproponowała, że w nagrodę nawróci go na metal, na co Milanee wtrąciła, że jeśli to się uda, ona spróbuje go nawrócić na muzykę relaksacyjną rozpowszechnianą przez Bractwo Błękitnego Lotosu z gór w którymś tam świecie na północy. Ten pomysł został wyśmiany i nieszczęsna Mil o mało nie rzuciła w Leo widelcem, ale powstrzymała ją Vaneshka, która właśnie zamierzała owym widelcem jeść.
Właściwie nie od poczatku byliśmy w komplecie, bo Egila coś zatrzymało. Co, gdzie i po co, tego nawet Vaneshka nie wiedziała, ale pojawił się po jakimś kwadransie od naszego przybycia. Z kolejnym gościem. Szarooka dziewczyna o złotorudych warkoczach i śnieżnobiałych skrzydłach została przedstawiona jako Alhea i przyjęta równie ciepło jak my, choć na pewno nikt się jej nie spodziewał. Leo od razu zaczął uśmiechać się wymownie i robić Egilowi przytyki, na co dziewczyna wzięła kronikarza w obronę (!).
- Egil i ja pracujemy razem - oświadczyła z godnością - i jest naprawdę obiecującym pracownikiem.
Sam zainteresowany ucieszył się z tej opinii jak dziecko i z dumy po prostu rósł w oczach. Żadne z nas nie zapytało, gdzież to zaczął pracować, bo Vaneshka uprzedzała, że nie trzeba mu przeszkadzać w konspiracji... Póki nie robi nic głupiego - a przynajmniej wierzy, że nie robi - jest dobrze. Nie trzeba go ciągle prowadzić za rękę, prawda? Dlatego cieszę się, że przeprowadził się do Marzenia...
Carnetia natomiast siedziała skulona i skwaszona, ledwo grzebiąc widelcem w talerzu. Najwyraźniej planowała coś innego na ten wieczór - kolejną imprezę w Ancie? - tymczasem została perfidnie zmuszona do siedzenia tutaj. A może po prostu była przyzwyczajona do tego, że obserwować to ona, a nie ją, tymczasem to właśnie na nią najczęściej padało spojrzenie Blue. Patrzył na nią marszcząc brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Potem obgadałyśmy to z Vanny przed snem i doszłyśmy do wniosku, że wyczuł w niej podobnie zagubioną duszyczkę... Według kuzynki, Blue na co dzień jest bezczelny i z lubością zajmuje się straszeniem (sic!) mieszkańców Rozdroża, których ostatnio przybyło. Tak mu się marzył wyjazd, a jednak będąc z wizytą zachowywał się jak po zwrocie o 180 stopni, jakby nie potrafił się odnaleźć w nowej sytuacji... A co to mówiła Vaneshka o swojej siostrze? Że nie zna życia, że trzeba jej pomóc się odnaleźć? W każdym razie po jakimś czasie badawczego przyglądania się, Blue coś sobie w końcu postanowił, przysiadł się do zaskoczonej Carnetii i zaczął jej coś opowiadać ściszonym głosem. Zaskoczona - tym, co mówił, czy tym, że w ogóle z nią rozmawiał? - pozostała tylko przez chwilę, po której posłała mu wyzywający uśmiech i pociągnęła dalej tę rozmowę. Nie przerwali gdy przeszliśmy do salonu i zaczęliśmy tworzyć małe kółeczka wzajemnej adoracji.
Vanny natychmiast została zagarnięta przez Vaneshkę, ja doczepiłam się jako eskorta.
- Promieniejesz - stwierdziła radośnie zielonooka. - Czyżby twoja pieśń nabrała słodszych tonów?
- Ty tutaj śpiewasz - uśmiechnęła się moja kuzynka. - Ty powinnaś więc wiedzieć.
- Następnym razem zaśpiewam specjalnie dla ciebie - obiecała, a potem zwróciła się do mnie: - Jak i dla ciebie. Wybiorę się do was i wam zaśpiewam.
- Dla mnie już ostatnio śpiewałaś - przypomniałam. - I co teraz, pewnie zechcesz tę pieśń odzyskać?
Spuściła oczy i zarumieniła się lekko.
- A czy powinnam chcieć? - zapytała.
- Co masz na myśli?
- To, że nie ma sensu gonić za cieniem - westchnęła. - Może należy zwrócić uczucia ku rzeczywistości? Wiem, że nigdy nie zapomnę tej pieśni, ale może pewnego dnia wyśpiewam sobie nową? Szczęśliwszą?
Ale wyglądała jakby sama w to nie wierzyła.
- Ach, nie pytaj - roześmiała się nagle. - Sama przecież wiesz, że każda pieśń jest tylko symbolem. Więc równie dobrze ty możesz ją mieć.
Wyraz twarzy Vanny mówił, że będę musiała się przygotować na pytania w stylu co to za pieśń i dlaczego się nią przejmuję.
Teraz przed nami wyprawa na ulubione tereny jeździeckie, bo kuzynka koniecznie chce zobaczyć jak galopuję. O, okrutny losie... A jeszcze potem... Nie wiem, co jeszcze potem, ale mam wrażenie, że Vanny coś sobie planuje, tylko chyba czeka żeby wyskoczyć z tym w najmniej oczekiwanym momencie i wbić mnie w podłogę. Lepiej się bać na zapas.
Ale i tak się cieszę, że przyjechała.
Jedyna materialna kelnerka w Blue Haven nie powinna sobie bimbać na robotę.