Z pojawienia się Yori w moim śnie ucieszyłam się jak jeszcze chyba nigdy przedtem.
- To jest aż podejrzane! - uznała. - Żadnego "przez ciebie się nie
wyśpię", tylko radość, jakbyś wyszła z więzienia po dwudziestu latach...
Albo i dłużej?
- Może to dziwnie zabrzmi, ale łączysz mnie w tej chwili z rzeczywistością - odpowiedziałam.
I była to prawda. Wreszcie mogłam sobie z kimś normalnie pogadać, w
dodatku znajdując w końcu porządne odprężenie we śnie - i w rezultacie
pochwaliłam się koleżance, że będę miała Śniącą w rodzinie.
- Kogo, kogo, kogo? - zainteresowała się od razu. - Powiedz a ją znajdę i sprawdzę!
- Już się spotkałyście u mnie w herbaciarni... Zrobiła ci oblewany poniedziałek.
- Aaa, to pamiętam - uśmiechnęła się lekko. - Czyli na pewno znajdę.
- Uczy się chyba w jednym z tych wymiarów, utworzonych przez
największych specjalistów od czasoprzestrzeni - przypomniałam sobie
rewelacje z listów Vanny. - Wiesz, tego typu co Biblioteka na Pograniczu.
- Albo twoja herbaciarnia.
- Oj, nie przesadzaj. Czasy wielkich już nie wrócą.
- W każdym razie, jeśli uczęszcza do tej szkoły, o której myślę, to jej
współczuję - wzdrygnęła się. - Miałam kiedyś do czynienia z paroma
indywidualnościami stamtąd... Już sobie wyobrażam jak twoja kuzynka z
pasją rozkłada sny na cząsteczki i robi doświadczenia.
- Z tego co wiem, akurat w tym pasji nie ma - zaprotestowałam. I
dobrze, sama panicznie uciekam gdy przychodzi do rozkładania magii na
rify albo poezji na środki stylistyczne...
- A, czyli będzie z tych, którzy z nabożnym szacunkiem mówią o Śnie
zamiast o snach - podsumowała Yori, a jej mina mówiła, że to niewiele
lepsza alternatywa.
- A z których ty jesteś? - roześmiałam się.
- Z żadnych - prychnęła. - Odebrałam prywatne przeszkolenie.
Wyśniła nam ukwiecony ogród i huśtawkę wśród pnących róż. Sceneria jak z kiczowatego obrazka, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
- W sumie zawsze się zastanawiałam - mruknęła Yori pod nosem. - dlaczego w Starym Świecie nigdy nie było Patrona snów
- Fakt, nie było - przyznałam. - Tylko Patronka marzeń. I jeśli tamten
świat jeszcze istnieje, to ona jest w nim zamknięta... A jednak nadal
się do niej zwracam.
- Marzenia odizolowane od reszty światów? Tak się nie da - roześmiała
się. - Widać musi być jakieś ich uniwersalne uosobienie. Tak jak i
uosobienie snów, czy nazwiemy je Morfeuszem, Oneirosem, Sandmanem,
Ta'khaet czy jakkolwiek inaczej... Czemu mi się tak dziwnie przyglądasz?
- Bo chyba pierwszy raz widzę jak wychodzi na jaw twoja refleksyjna natura. Nie znałam cię od tej strony.
- Taaak - zrobiła zabawny grymas. - Zwykle gdy się spotykamy, zajmuję się raczej wybawianiem cię z opresji.
- Najwyraźniej bycie moim aniołem stróżem to twoje powołanie. Ale daj znać gdy już będziesz miała dość.
- Też coś. To jest fajne! - prychnęła. - Przynajmniej mam z kim pogadać... Tam, w Agencji, jakoś o to trudno.
- Dziwisz się, skoro cały czas śpisz lub chodzisz niewyspana?
- Nie cały czas... Tylko prawie. Tak poza tym nie ma tam co robić ostatnio. Zastanawiam się czy nie powinnam zrezygnować...
- O ile u was za takie pomysły nie likwidują - wzruszyłam ramionami. - Jak w Omedze.
- Przestań nas porównywać z tymi świrami! - zaperzyła się Yori. - Do takich bym nie poszła, wiesz?!
- Przepraszam, przepraszam - uśmiechnęłam się słabo. - Po prostu mam
ostatnio na ogonie kogoś z Omegi i jeszcze kogoś z END-u na dodatek, więc
w taką lekką paranoję wpadam.
Zrobiło mi się dość niewyraźnie. Czy naprawdę powinnam tak właśnie o
nich myśleć? Xemedi-san sama przyznała, że układa mi scenariusz dla
przyjemności, zresztą i tak zawsze widzę w niej przede wszystkim córkę
przyjaciółki, potem może Filar Chaosu i dopiero agentkę END-u. Natomiast
Lex... Właśnie, w jaki sposób powinnam teraz myśleć o Lexie? Może już
tylko i wyłącznie jako o jednym z tych indywiduów z Omegi?
Cóż, od kiedy straciliśmy kontakt, nie myślałam o nim wcale.
Tymczasem Yori oczywiście zainteresowała się moimi słowami i chciała żebym rozwinęła temat.
- A dlaczego chcesz wiedzieć? - zapytałam przekornie. - Czy nie dlatego,
żeby przyłączyć się do tego wyścigu, w którym biorę udział?
- Nie, wyobraź sobie, że nie - pokazała mi język. - Może i bycie twoim
aniołem stróżem faktycznie weszło mi w krew... A może po prostu lubię
robić coś dla innych. Wiesz co, ja chyba nie powinnam z tobą rozmawiać,
bo wtedy dochodzę do wniosku, że Agencja jest egoistyczna i już jej nie lubię -
westchnęła.
- Wybacz, to się już więcej nie powtórzy - nie byłam do końca pewna czy
mówię żartem, czy serio. - Ale tym razem raczej mi nie pomożesz, skoro
nawet ja nie wiem, gdzie tak naprawdę jest meta tego wyścigu.
- A kto w nim uczestniczy poza tobą?
- Jedna zawzięta wojowniczka z zaświatów, gnająca po zagubioną duszę -
skrzywiłam się. - Dotąd deptała po moich śladach, ale teraz mogła dojść
do wniosku, że się wycofam... I wyjść na prowadzenie.
- No to jakby jej tak nasypać pinezek na trasie... - zadumała się Yori. - Albo jakiś klej rozpaćkać...
Nie mogłam nie parsknąć śmiechem. I naprawdę dobrze mi zrobiła ta
pogawędka - mogłam sobie popatrzeć na sytuację z dystansu i nawet
pośmiać się z niej. Jakoś trudno mi się ostatnio śmiać. Zbyt zmęczona
jestem?
- Właściwie ta cała fizyka snu ma coś w rodzaju sensu - stwierdziła
nagle Yori. - Bo wykazuje, że czas tutaj płynie inaczej. Nasza rozmowa tu
trwa ułamki sekundy tam... Mogłabym ci śmiało poszukać celu twojej
wyprawy. Jakikolwiek jest.
- I co by z tego wynikło?
- Mogłabym cię tam wysłać. Twoją projekcję, znaczy.
Zamyśliłam się, ale niemal od razu wiedziałam, co jej odpowiem. Jakieś
dziwne przeczucie tłukło mi się po głowie w tę i z powrotem.
- Chyba nie mogę w ten sposób - powiedziałam niepewnie. - Czuję, że muszę przy tym być, ale osobiście.
- A co, jeśli się spóźnisz? - zapytała z troską.
- Wolę się spóźnić cieleśnie - odparłam już bardziej zdecydowanie - niż
przyglądać się ze świadomością, że nie mogę nic zrobić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz