Dlaczego ja nie mogę nigdy
trafić na porządną, fascynującą baśń? Nieuchwytną i pełną magii, lecz
nie takiej, której jest wszędzie na pęczki i której można użyć do
wszystkiego, a urzekającej magii opowieści? Nie... Albo trafiam na coś
do bólu zwyczajnego, albo na taką skrajność jak Foltren...
Może ja powinnam dać sobie spokój i faktycznie zostać antybajarką.
- A ty! - Sil triumfalnie wycelowała we mnie palec. - Ciebie się oduczy
zachwytu niezwykłością i zostaniesz antybajarką po pani Morgan, o!
Jesteś długowieczna, więc tym bardziej się nadajesz.
- To będziecie biedni - zawyrokował Clayd. - Miya ma w zanadrzu tylko opowieści z tych, jakich nie lubicie.
Gladdia przez chwilę zastanawiała się czy nie zalać się łzami rozpaczy, jednak zamiast tego zmieniła obiekt zainteresowania.
- A tobie się wymyśli coś perfidnego - oznajmiła Haldisowi ze złowieszczym uśmiechem.
To była dla niego kropla w przepełnionym pucharze. Stracił zimną krew
(czy kiedykolwiek zresztą taką miał?) i cisnął w Sil ognistym pociskiem,
którego jednak bez trudu uniknęła.
- Sfajczyłeś ścianę - zauważył Clayd. Oddany tylko jęknął cicho i złapał się za głowę.
- Że też musieliście zmarudzić i tak długo tu siedzieć - burknęła gladdia.
- Że też ktoś pozwolił nam się tu zatrzymać - odezwałam się cicho, ale słyszalnie. Choć ona udała, że nie słyszy.
- W każdym razie teraz jesteście przywiązani do Foltrenu na dobre i już
nigdy z niego nie wyjdziecie. Będziecie na równych prawach z jego
mieszkańcami, ha!
- Taaak?! - zaczął znowu Haldis. - To czemu latałyście sobie bez
problemu po lesie?! A ta wasza królewna też wyjechała poza miasto!!
Sil zatkała sobie uszy, z obrażoną miną podleciała do Clayda i usadowiła mu się na ramieniu.
- Bo możemy wychodzić na krótko i niedaleko - prychnęła. - Ale tylko
jeśli wylądujemy na silnie umagicznionym terenie. No, ale nie gadać
więcej! Jak królewna mówi, żebyście przysłali delegację, to macie jej
słuchać, tego się nauczcie!
Sama się wytypowałam z delegacją do jej wysokości. Skoro to ona miała
zdecydować w jakim charakterze tu pozostaniemy, może udałoby mi się z
nią pogadać o tej klątwie, która przywiązuje do miasta każdego, również z
zewnątrz? Nawet moje portale nie działały... Zastanawiające, że to
właśnie u królewny odbywały się audiencje, skoro rządzi tu podobno
król. Od razu skojarzyło mi się z END-em, którym trzęsła bardziej córunia
założyciela niż sam założyciel. Też mi do głowy alegorie
przychodzą...
Zanim zdążyłam wejść do pałacu, usłyszałam stukot ciężkich butów i przyspieszony oddech.
- No proszę, chcesz się zamienić?
- Też coś! - obruszył się Haldis. - Ty tu szefujesz! Ja chcę być tylko pewien, że nie wymyśli mi się czegoś... Perfidnego.
- No to chyba nie powinieneś pokazywać się królewnie. Ona też cię nie lubi, pamiętasz?
Stropił się trochę, ale zaraz zrobił minę twardziela i nie wrócił do zajazdu. Bramę przekroczyliśmy razem....
...Ale gdy tylko znaleźliśmy się wewnątrz, przechwycili nas osobnicy w
czerwonych liberiach i rozdzielili. Dlaczego, tego się miałam nadzieję
dowiedzieć.
Spodziewałam się baśniowego przepychu, takiego jaki widziałam w sali
tronowej, jednak ta komnata była niemal pozbawiona jakichkolwiek
sprzętów. Pod ścianami stały tylko zbroje rycerskie, a naprzeciw mnie
widniały ogromne żelazne drzwi. Nie było nikogo, panowała cisza... A
jednak coś zakłócało spokój tego miejsca.
Trudno mi było w to uwierzyć, bo przecież nie można się było stąd
teleportować. Próbowałam, ale bez skutku. Tymczasem tu wyraźnie
wyczuwałam rozdarcie przestrzeni.
Gdzieś... Za tymi drzwiami?
Podeszłam do nich bez namysłu. Ku mojemu zdziwieniu nie były zamknięte,
były nawet lekko uchylone. Zachęcająco, zapraszająco. Możnaby się
zastanawiać czy to nie jakaś pułapka... Ale jeśli oczekiwano ode mnie,
że przejdę przez te drzwi, to czemu nie, zobaczymy co będzie dalej...
W drugiej sali znajdował się skarbiec. Stosy złota, w których dało się
po uszy zagrzebać. Drogie kamienie wielkości pięści, ciężka złota
biżuteria... Za dużo tego złota jak dla mnie, za dużo. I złota korona
wisząca na wystającym ze ściany haku.
A na środku sali ziała ku mnie otchłań czarnej dziury. Niewielkiej, ale
człowiek mógłby w nią wejść, gdyby się uparł. A więc to właśnie
wyczułam... No tak, gdzie nie skutkują moje portale, tam potrzebne są
bardziej drastyczne metody.
Wyciągnęłam w jej stronę rękę, czując gwałtowny ruch powietrza.
- Zastanawialiśmy się czy tutaj wejdziesz.
Odwróciłam się szybko. Za mną stał człowiek... Nie, raczej strzęp
człowieka. Posiwiały, blady, sprawiający wrażenie jakby zaraz miał się
przewrócić i rozsypać. A jednak było w nim coś królewskiego i nie była
to zasługa wspaniałych szat ani korony, większej nieco od tej z haka.
- Gladdie mówiły, że pociąga cię niezwykłość - odezwał się znowu. -
Dlatego też pomyśleliśmy sobie, że pewnie będziesz chciała zobaczyć Łzę
Anioła... Jak i inni, którzy trafili do Foltrenu przed tobą.
- Co mi po tej perle, wasza wysokość? - wzruszyłam ramionami. - Nawet
gdybym jej zapragnęła, nie mogłabym nic wam za nią zaoferować... Zresztą
i tak nic byście nie przyjęli, prawda?
Posłał mi wyniosły uśmiech.
- Tak jak myśleliśmy, poznaliście parę ploteczek na jej temat - rzekł. -
Pewnie wiecie też, że to właśnie Łza Anioła stała się przyczyną naszej
wędrówki. I naszym największym skarbem.
- I zastanawiam się, czy była tego warta - odpowiedziałam. - Zresztą
widzę, że jej tu nie ma... Gdyby była, zostałaby umieszczona na
honorowym miejscu, prawda?
- Nie ma jej! Nie ma! Wszyscy w Foltrenie myślą, że ten przeklęty
przybysz, to... Coś, które chciało zabrać nasz skarb... Że tak po prostu
odszedł - jego wysokość zaczął wpadać w gniew, ale po chwili się
zreflektował. - Pamiętamy jednak dobrze. I poznasz końcówkę tej
opowieści.
Stałam bez słowa, czekając.
- Kiedy tylko jej wysokość królewna mu rozsądnie odmówiła - podjął,
przechadzając się po skarbcu - powiedział: "Zatem niech nie będzie ani
twoja, ani moja". Następnie stworzył to - dramatycznym gestem wskazał
czarną dziurę - i wrzucił w to Łzę. Bezpowrotnie.
Znowu spojrzałam na przejście, które kusiło swoją głębią.
- I zostawił to tak! - władca tego miejsca zaniósł się nagle śmiechem. - Jakbyśmy mieli tam wskoczyć by szukać Łzy!
A potem równie niespodziewanie przestał się śmiać, przybierając niezwykle żałosny wyraz twarzy.
- To prawda, że bezpowrotnie - powiedziałam cicho. - Perła przepadła, a
kto ruszyłby jej szukać, prędzej rozstałby się z życiem... Choć nie,
chyba nikt z Foltrenu. Ale nie znalazłby wyjścia, nigdy.
Król westchnął ciężko.
- Skoro Łza nie przejawiała żadnych magicznych właściwości, ale też nie
pozwalała się oprawić - rzekł. - Nasza droga córka bardziej niż z niej
cieszyła sie z wiecznego żywota.
- I z władania odciętym od rzeczywistości miejscem przeładowanym baśniowością?
- Tym... Może nie. I może kiedyś zechce pogrążyć się w tej mrocznej otchłani... Uciec.
- Mogłabym spróbować ją zamknąć.
- I odebrać nam nadzieję na odzyskanie Łzy? Ależ naprzód, śmiało! Nie
zamierzamy boleć nad jej utratą... Piękna była, lecz szczęścia nie
przyniosła...
Skoncentrowałam się na czarnej dziurze, wytężając siły by zamknąć i na
nowo złączyć rozdartą przestrzeń. Okazało się to łatwiejsze niż się
spodziewałam, nie pochłonęło tyle mojej energii co kiedyś, w DeNaNi...
Ale też tamta dziura była dużo większa. I miałam wtedy przeciwnika.
Na królewskiej twarzy pojawił się szok. I ból. Do ostatniej chwili nie wierzył, że tego dokonam.
- Wyjdź stąd. Wyjdź! Natychmiast opuść nasz pałac!
Opuściłam go z pewnym pomysłem i z determinacją na granicy szaleństwa.
- Clayd, leć po rumaki. Wybywamy.
- W każdej chwili, malutka. Pytanie tylko, jak.
- W sposób, który ci się spodoba - wyszczerzyłam zęby szaleńczo i
zwróciłam się do latającej w pobiżu Sil. - Haldis jeszcze nie wrócił?
- Skoro księżniczka jeszcze go nie wypuściła, to musiał sobie zasłużyć - gladdia uśmiechnęła się złośliwie.
- Więc możesz pofrunąć i przynajmniej sprawdzić, prawda?
- Nieprawda. Nie zamierzam się sprzeciwiać woli jej wysokości, a poza tym... Niech ten głupek dostanie, na co zasłużył!
- I będziesz go miała na głowie przez całe życie - oznajmiłam
bezlitośnie. - A jeśli go tu przyprowadzisz, znikniemy i będziesz miała
spokój.
Podumała chwilę i prędziutko wyfrunęła z zajazdu.
Haldis pojawił się po jakichś dziesięciu minutach i rzucił mi się na szyję jak dawno nie widzianej mamusi.
- Nigdy więcej... - wychrypiał mi w twarz - eterycznych, złotowłosych królewien!!!
- A to dlaczego? - Clayd odkleił go ode mnie i powiódł do krzesła.
- Bo ta... Ta...
- Królewna?
- Ta królewna!!! - w ustach Oddanego zabrzmiało to jak najgorsza
obelga - Jej wysokość królewna życzyła sobie bym jej pomógł zerwać z
baśniowością!
- To ze wszech miar chwalebne, jak dla mnie - stwierdził Clayd, uśmiechając się krzywo.
- To trzeba było tam iść zamiast mnie - odparował Haldis, zapominając,
że sam chciał. - Ona się spodziewała, że prędzej czy później na pewno
przybędzie jakiś piękny książę i ją poślubi. Jak w baśni.
- I ty miałeś być tym pięknym księciem?
- Właśnie że miałem nie być pięknym księciem i miałem jej nie poślubiać - wycedził. - Miałem być narzędziem jej przekory.
Jako osoba z natury przekorna nie mogłam nie parsknąć śmiechem.
- A wolałbyś poślubić? - wykrztusiłam.
- Śmiej się, śmiej - spojrzał na mnie spode łba. - Ale kiedy nie
chciałem jej nawet pocałować, wydarła się, że nie po to mi co sił uciekała w
tym lesie żebym na koniec zmienił zdanie.
- A te grzebieniowe chaszcze były niby po to, żebyś się jeszcze bardziej zawziął?
- Mnie nie pytaj, ja kobiet nie rozumiem - prychnął. - A na koniec
musiała przylecieć ta pokręcona wróżka i przekonać królewnę żeby dała
sobie ze mną spokój, bo zarażam.
Popatrzyłam na Clayda, on na mnie i razem wybuchnęliśmy śmiechem - i
myślałam o tym, jak bardzo mi takiego śmiechu brakowało. Natomiast
Haldis wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.
- No, nie znęcajmy się już nad nim - postanowiłam w końcu. - Wybywamy, remember?
Wyszliśmy na zewnątrz, oczywiście. Gdzieś, gdzie nikt nas nie mógł w tej chwili zobaczyć.
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz? - zaniepokoił się Clayd.
- Nie - uśmiechnęłam się tak jak poprzednio. - Ale chcę stąd wyjść, czyli mam motywację.
- Ja też chcę, a jakoś nie sądzę żebym miał z tego powodu umieć
otwierać czarne dziury - zauważył Haldis, a Nindë ze zdenerwowaniem
zarzuciła grzywą.
- Cóż... Wychodzę z założenia, że otwieranie jest odwrotne do zamykania... A zamykać potrafię.
- Rzeczywiście oszalałaś...
Naciąganie przestrzeni tak, żeby otworzyć przejście, nie jest trudne -
przynajmniej dla mnie - ale rozerwanie jej... Nie chodzi nawet o to, że
jest to niełatwy proces, ale o to, że wywołuje niemal fizyczny ból.
Czułam się jakbym to ja była rozdzierana na połowę. Może gdybym była już
wprawiona... Ale nigdy wcześniej nie miałam ochoty się tego uczyć.
Właśnie przez lęk przed tym uczuciem.
Teraz nie miałam wyboru.
- Trzymajcie się, teraz będzie wiało.
Powiało, faktycznie, choć słabiej niż podczas moich wcześniejszych podróży. Czyżbym potrafiła uspokoić nawet czarną dziurę?
- Czy wasze konie tym pobiegną? - zapytał Haldis gdy przejście było już dostatecznie duże.
- Pobiegną - powiedziała Nindë tak brawurowo, że miałam ochotę jej
przypomnieć wyprawę do Ciemności. - Lepiej powiedz, czy twój też.
- Niedocenianie Savage'a jest poważnym błędem - zaśmiał się. I faktycznie, pobiegł.
I jakimś cudem udało mi się nie spaść, a chłopakom się nie zgubić.
Na szczęście droga nie była długa - kiedy tylko byłam pewna, że
wylądujemy bezpiecznie, otworzyłam wyjście. To było prostsze niż
otwarcie wejścia, a zamknięcie jeszcze prostsze.
Ale i tak zemdlałam gdy tylko się zatrzymaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz