Rozsiadłam się wygodnie, odchrząknęłam i przybrałam ton doświadczonej opowiadaczki. Egil byłby zachwycony.
- Dawno, dawno temu - zaczęłam - był sobie mały świat, którym władali
bogowie utkani ze światła. Któregoś razu jeden z nich poróżnił się z
pozostałymi i stoczyli nierówną walkę. Pokonany buntownik poległ,
rozsnuwając wokół świata nieprzebytą ciemność, która miała być karą dla
świetlistych istot...
- Nie bardzo wiem do czego zmierzasz - westchnął Haldis - ale brzmi nawet nawet.
- Z tej ciemności wyłoniła się dziewiątka nowych bogów, który stworzyli
sobie następny świat - kontynuowałam. - I dla równowagi troje było
wrednych i chaotycznych, troje było raczej za porządkiem i dobrem,
natomiast pozostała trójka była idealnie neutralna. I to właśnie ci
ostatni przyjęli ludzkie formy, gdy bogowie zaczęli tracić osobowość, bo
byli coraz mniej potrzebni.
- Ha! A co zrobili z tą równowagą? - wtrącił się Clayd, który wiedział,
do czego zmierzam. - Bo chyba nie podzielili się charakterami? W
przypadku tych dwojga, których poznałem, raczej bym zauważył.
- Pewnie tak by się stało, gdyby zachowali dawną postać - odparłam. - A
tak z upływem czasu stali się mniej lub bardziej ludzcy... W różnych
odcieniach szarości.
- Dobra, to teraz mamy boga sztuk jeden, w formie nieludzkiej i w
dodatku z dala od domu - podsumował - I co, teraz nie wie czy ma być
dobry, zły czy neutralny?
- Nie da się ukryć, że wydaje się rozchwiany - przyznałam. - Nawet
bardziej niż zanim opuścił ciało, choć udaje, że tak nie jest.
- Jeszcze bardziej? - mój przyjaciel z udanym przerażeniem złapał się za głowę. - Czyli światy mogą się bać!
- Skoro tak - zabrał głos Oddany - to nie możnaby go z powrotem w to ciało wpakować?
- Nie widzę sposobu, zwłaszcza, że sam zainteresowany zdecydowanie nie chce - westchnęłam.
- A kto ma widzieć, jeśli nie ty? - Clayd potargał mi włosy. - To z tobą
był związany przez ostatni rok, powinnaś go znać najlepiej!
- Poważnie?! - oczy Haldisa zrobiły się wielkie jak talerze. - I nic nie mówiłaś?!
- Clayd, uduszę.
- No co? Nie mówi, że taka przysięga nie była mocną więzią! - głowę bym dała, że Oddanemu zrzedła mina.
- Nie dajecie mi dokończyć - powiedziałam przez zęby
- Czego, tego, że Aeiran teraz ugania się za bogami z tego pierwszego
świata? - uśmiechnął się szeroko Clayd. - Ale dlatego, że ich nie lubi,
czy wręcz przeciwnie?
- Raczej nie lubi, skoro zniszczyli to bóstewko, które go stworzyło...
Chociaż może i chce im podziękować za rozwój wy... - urwałam i
spojrzałam na niego osłupiała. - A skąd ty to wiesz?!
- A, spotkałem Rhodeina, gdy ciebie nie było i pogadaliśmy sobie uprzejmie.
No to świetnie. Zaczęłam odczuwać ulgę, że sama spotkałam akurat Xemedi-san.
- Słowo daję, myślał, że go nie poznam, bo nosił kolorowe ciuchy i
wyglądał jak błazen - zaśmiał się Clayd. - Tylko mu dzwoneczków
brakowało.
- I co ci jeszcze ciekawego powiedział?
- Że fajnie by było sprawdzić, czy da się zabić mrok - spoważniał i
zmarszczył brwi. - Ale może tylko tak mówił, bo wiedział, że ci powtórzę.
- Jego uduszę zaraz po tobie - objęłam się ramionami, starając się powstrzymać zdenerwowanie.
- I co poza tym zamierzasz? - odezwał się Haldis. - Nadal ścigać tego Aeirana?
- Nie wiem, co to zmieni, ale tak - mruknęłam. - Dobrze by było zatem
trafić na jakiś ślad bogów z Jasności, ale jak to zrobić...
- A nie możesz tak jak poprzednio?
- Raczej nie - spojrzałam na niego, próbując się uśmiechnąć. - Bo tym
razem chciałabym, żebyście byli tam ze mną. Skoro już się w to
wplątaliście, nie można wam odmówić widowiska... Jakie by nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz