- O! Patrzcie, kto wreszcie do nas zawitał! - Leo w różowym fartuszku zamachał do mnie łapami białymi od mąki.
- Cześć - roześmiałam się. - Herbatki wam przywiozłam, w podziękowaniu za opiekę nad Blue Haven.
- To fajnie, bo ja tu ciacho próbuję zrobić, będzie je czym popić -
ucieszył się. Tenari podleciał do niego i został obdarowany dwiema
białymi smugami na policzkach.
- Taaak, choć to właściwie ja powinnam się tym zająć - Milanee wpadła
do kuchni z oskarżycielską miną. - Vaneshka powiedziała, że skoro już
umiem gotować, to mogę! A ty to tak zignorowałeś!
- Ty nadal nie umiesz gotować - odpowiedział jej delikatnie Leo. - A już na pewno nie umiesz piec ciast.
- A skąd wiesz, skoro nie chcesz się przekonać?! - nabzdyczyła się. - Nie to nie, egoisto! Ja się za to nauczę szyć i zobaczysz!
- Jak niby się nauczysz?
- Na kursie korespondencyjnym - odparła z godnością i wymaszerowała do siebie, holując za sobą Tenariego.
- On to wyrośnie na duszę towarzystwa - Leo popatrzył za nim z uśmiechem. - Tylko
poinstruuj go w porę, do jakiego towarzystwa nie powinien się zbliżać...
- Będę miała dylemat,
- No wiesz! - prychnął. - Dobra, powierz mi tę herbatę i idź sobie usiąść. Pewnie masz ochotę pogadać z Vaneshką.
Nie bardzo wiedziałam czy mam ochotę pogadać z Vaneshką, ale ona
wiedziała lepiej. Przypłynęła do salonu - o dziwo przyodziana w biel - i
po prostu rzuciła mi się na szyję.
- Całe szczęście... Całe szczęście - wyszlochała, a ja zastanawiałam
się, czym ona się tak cieszy. Że wszystko w porządku ze światami? A może
z Aeiranem?
- No, już - odgarnęłam jej z twarzy gęstwinę czarnych loków. - Bo zaraz Leo przybiegnie i się wydrze, że cię do łez doprowadzam.
- Zrobiłby tak? - uśmiechnęła się przez łzy.
- A pewnie! - parsknęłam śmiechem. - Przecież ten twój cały Dream Team cię uwielbia bezkrytycznie, nie zauważyłaś jeszcze?
- Nie, nie - pokręciła głową. - Carnetia mnie nie uwielbia.
- Bo jesteście zbyt podobne, więc może uwielbiać samą siebie.
- Pod jakim względem? - teraz i ona się roześmiała.
- No, obie macie zielone oczy. I lubujecie się w koronkach -
wymieniłam. Przyszło mi do głowy coś jeszcze, ale tego nie
wspomniałam... Zresztą Vaneshce może też, bo posmutniała na moment.
- A skoro już jesteśmy przy Carnetii - zmieniłam temat. - Gdzie ona się podziewa? I Egil?
- Nie mów, że za nią zatęskniłaś... Jest w Ancie. Często tam bywa, stroni od nas.
- Nie sądzę. Przecież wraca.
- No, tak - wzruszyła ramionami. - A Egil całe dnie spędza w Bibliotece na Pograniczu. I chyba nie tylko, ale nie mówi gdzie.
- A czy ja dobrze zauważyłam, że on nie chce ze mną rozmawiać?
- Nie, dlaczego? - zdziwiła się. - Jest po prostu pochłonięty planami
twórczymi. Pisze coś, ale to chyba ma być niespodzianka, więc nie mów,
że ci powiedziałam, dobrze?
- Dobrze, dobrze - pokiwałam głową. - A pytam, bo chcę wiedzieć, kiedy
mogłabym was wszystkich złapać. Chętnie bym was zaprosiła na jakiś
obiad, czy coś.
- O? Milanee, gdy wróciła od ciebie, mówiła, że nie tęsknisz za towarzystwem.
- Oj, ale teraz Vanny się zapowiada z wizytą, więc zaczynam.
- To świetnie! - klasnęła w dłonie. - W takim razie to raczej my was zaprosimy!
- A to dlaczego?
- Bo mamy duży stół, a nie takie małe nieporęczne stoliki - prychnęła. - Poza tym Leo będzie wniebowzięty, że sobie pogotuje.
- Ale psujecie mi plany - jęknęłam. - Chciałam wam porządnie podziękować, a tu...
- Podziękujesz przychodząc - przerwała mi pieśniarka. - Marzymy o gościach, a tak rzadko teraz u nas bywasz!
- Dobra, poddaję się! - uniosłam w górę obie ręce. - Nie pozostawiasz mi wyboru!
- Powiedz raczej, że czujesz ulgę, bo nie będziesz musiała gotować tego obiadu - przejrzała mnie Vaneshka.
- I tak bym nie musiała - sypnęłam się. - Zamówiłabym go w restauracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz