Przeskoczyliśmy dość daleko od tamtych gór... Gdzieś, gdzie byli ludzie i spokojniejsza pogoda.
A ona i tak nas znalazła. Nie wiem jak, ale w rezultacie narobiła
niezłego zamieszania... Tam, gdzie byliśmy, niezależnie od tego, co to
było za miejsce. W każdym miasteczku znajdzie się jakieś lokum, czy
warto to zawsze odnotowywać? Zwłaszcza, że specjalizuję się raczej w
dialogach niż w opisach, a w tym momencie najważniejsza była rozmowa.
Mogłaby równie dobrze odbyć się w zupełnej próżni - czy przez to na
czymś by straciła?
Siedzieliśmy sobie spokojnie, a Clayd referował mi ostatni list od
Vanny. Zaintrygowało mnie, co się z nią dzieje - od dawna podziwiałam
jej zdolność do odbierania i zapamiętywania snów, ale że postanowiła
szkolić się na profesjonalną Śniącą? Z korespondencji wynikało, że
nauka, jaką otrzymuje, nie wydaje się specjalnie przydatna i gdybym
mogła mieć swoje zdanie w tej sprawie, taka Yori-chan mogłaby ją
szybciej podszkolić w praktyce. Ale z opinią laiczki niekoniecznie
trzeba się liczyć.
Wszystkiego dowiaduję się z drugiej ręki, a sama też bym chętnie
przeczytała liścik do siebie. Inna rzecz, że mogłabym się wysilić i
jakiś napisać, ale nie bardzo mam do tego głowę. Pewnie gdybym już się
do tego zabrała, przestraszyłabym się efektu. Albo lepiej -
przestraszyłabym się już po wysłaniu...
- Clayd, jedź do domu - zaproponowałam cicho. - Mogę cię tam przerzucić nawet stąd i teraz.
Spojrzał na mnie kompletnie zaskoczony.
- Co ci się stało, że mnie spławiasz tak znienacka?
- Tak jakoś... Ja mam nie do końca sprecyzowany cel, ale mam, Haldis też ma, a co ty robisz w tym towarzystwie?
- Złe wrażenie - prychnął. - Jak jestem piątym kołem u wozu, to powiedz prosto z mostu, OK?
- Nie, nie - pokręciłam głową. - Tylko, nie wiem jak to powiedzieć... Takie ryzyko bez powodu.
- Przygoda zawsze jest powodem - uśmiechnął się szeroko. - A poważnie,
ktoś cię musi podnosić na duchu co jakiś czas, żebyś się nie rozsypała.
- A zdajesz sobie sprawę jak to wygląda - zapytałam trochę przekornie. -
Kiedy jesteś tu i mnie utulasz na pocieszenie zamiast... Być tam?
- Vanny zrozumie - powiedział dziwnie twardym tonem i zmiął w dłoni kartkę z listem. Nie spodobał mi się wyraz jego oczu.
- Coś nieciekawego ci tam napisała, czy będziesz z tego robić tajemnice jak Geddwyn?
- Nie ma tajemnic, których nie możnaby było odkryć - usłyszałam za sobą.
Obejrzałam się. Wysłanniczka stała z wyciągniętym mieczem, a obok zmachany Haldis. Gonił ją, czy może próbował uciec?
- Powiedzcie jej, żeby przestała straszyć przechodniów tą zabawką!
- Taki już obowiązek Wysłanników - Clayd uśmiechnął się pod nosem. -
Zaświatowi biurokraci nie ruszają dup zza biurek, tylko się wysługują
takimi...
- Nikt się mną nie wysługuje - przerwała mu srebrnooka. - A ty aż się
prosisz o powrót do jedności ze swoim pierwotnym ciałem, jak na
flénn'atha przystało. Nie powinno cię tu być.
- Jesteś pewna, że w twojej mocy jest decydowanie gdzie powinienem być?
- spojrzał na nią krzywo. - Zresztą ludzkie ciało jest w pewnych
sytuacjach praktyczniejsze. I atrakcyjniejsze - puścił do niej oko,
wywołując grymas rozdrażnienia. - Zresztą powinnaś to wiedzieć, skoro cię
w takie wpakowano.
- Jeszcze słowo, a zapomnę, że przybyłam tu po informacje.
- Myślisz, że bardziej ci do twarzy z groźbą? - zapytałam. - I tak się
nie boimy... Spotkałam... Walczyłam z jednym z was, pamiętaj.
Popatrzyła na mnie jak na coś, co się powinno rozdeptać.
- I wygrałam.
- Żaden z Wysłanników nie przegrał ani jednej walki - zaprotestowała.
- Skoro tak twierdzisz... Ale lepiej schowaj tę, skądinąd piękną, broń i przysiądź się do nas, dobrze?
Spełniła moje życzenie bez słowa.
- I może powiedz jak mamy się do ciebie zwracać... Na pewno masz jakieś ludzkie imię, a "Wysłanniczka z Oddali" brzmi za długo i za...
Skrzywiła się i uciekła spojrzeniem w bok. Nagle przestała być tak pewna siebie jak poprzednio.
- Możecie nazwyać mnie Asa - prychnęła.
Asa? Pasowało by raczej Higure. Ta pani nie miała w sobie nic z poranka... Chyba że zimowego.
- Od czego mam zacząć? - zamysliła się. - Pewnie od tego, że jedna
zbuntowana dusza usiłowała wyrwać się ze swej powłoki. Rozgniewana i
zdesperowana, poczyniła sporo zniszczeń... Ale jej właściciel jakimś
cudem ją okiełznał z powrotem.
- I ciemność zapadła nad światami - mruknęłam. - Kiedy to było?
- W gorącym czasie, który materialni nazywają latem... Ale my jesteśmy
cierpliwi i czekaliśmy, wiedząc, że spokój długo nie potrwa.
- Co zatem? - zapytał Clayd. - Zamierzasz znaleźć tę duszę i zagonić ją do wypełniania papierzysk?
- Nie jestem biurokratką, jak już słusznie zauważyłeś - odparła zimno. -
Jestem wojowniczką i wykonuję swe zadania tak, jak potrafię. Choć dotąd
nie spotkałam duszy, którą można zabić.
- Nie duszy - sprostowałam. - Pierwotnej formy. Czystej, pełnej mocy.
- Myślisz? - zainteresował się Haldis.
- Skoro bóstwa z Jasności wyglądały jak powstałe ze światła - mówiłam
raczej do siebie niż do innych - to czemu bogowie Ciemności nie mogliby
być stworzeni z mroku... Zanim przybrali ludzkie postacie?
- Sugerujesz, że Aeiran miał już dość ludzkiej postaci? - Clayd
zmarszczył brwi. - I tylko czekał do końca przysięgi żeby się od niej
uwolnić?
Nie odpowiedziałam, tylko oparłam łokcie na stoliku, a głowę na rękach.
- Słuchaj, kto jak kto, ale on by się tak nie ulotnił bez wyjaśnienia!
Rzuciłam przyjacielowi spojrzenie spod przymkniętych oczu. Jakim prawem
utrzymywał, że go do tego stopnia zna? I wydawał się być tego święcie
pewien!
- Chciał mi powiedzieć, wiesz? - odrzekłam powoli. - Próbował. A ja mu nie dałam dojść do słowa.
Zachichotałam histerycznie i ukryłam twarz w dłoniach, ale widziałam, że
Haldis przypatruje mi się bez zrozumienia, Clayd ze zrozumieniem, a Asa
z zadumą.
- Dlaczego za nim podążasz? - spytała.
Zastanowiłam się nad odpowiedzią. A potem jeszcze raz. I jeszcze.
Mętlik w głowie.
- Bo nie lubię zostawiać niedokończonych spraw - westchnęłam wreszcie. -
Takie sprawy odłożone na bok wracają po jakimś czasie z większą siłą. I
trudniej je potem doprowadzić do końca... A ty dlaczego? Bo taka moc
jest zbyt niebezpieczna dla światów?
- My nie jesteśmy jak twój towarzysz, Oddany - rzekła Asa zimno. - Nie
wtrącamy się w porządek sfer materialnych, tylko ściągamy do naszej to,
co powinno się tam znaleźć.
- Według was - powiedział Clayd w przestrzeń. Wysłanniczka zmroziła go wzrokiem, ale się tym nie przejął.
- Zrozumiem, jeśli mi powiesz - znów zwróciła się do mnie - że jesteśmy
przeciwnikami. Że zamierzasz mi przeszkodzić. Ale jeśli tak, będziesz
musiała przeszkodzić też jemu - wskazała na zdziwionego Haldisa.
- A ty nam obojgu - odparłam spokojnie. - Dlatego i ja zrozumiem, jeśli zechcesz nam dalej towarzyszyć.
- Cóż za wspaniałomyślność - pokiwała głową. - Dokąd zatem chcesz wyruszyć?
Zastanowiłam się.
- Równie dobrze można by spytać "kiedy" zamiast "dokąd" - stwierdziłam. - W tym przypadku jest to tak samo istotne.
- W takim razie może tam, gdzie jest najciemniej... Albo wtedy kiedy jest najciemniej?
Uznałam to za sensowny pomysł. Jutro nów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz