7 X

Opowieść pani Morgan:
Siadać i nie przerywać, bowiem teraz przemawia przeze mnie głos dziejów.
No, może nie takich znowu dziejów, gdyż zdarzyło się to niedawno. Bardzo niedawno. Wiedzą o tym wszyscy, ale nikt wam nie zdradzi prawdy. Wiedzą o tym wszyscy, bo to jest opowieść, a opowieści chcą być znane.
Wiecie już i wy, że to miasto jest przeklęte. Wiecie o istnieniu klejnotu, od którego zaczęła się nasza męka. Wiecie też, że nie mamy żadnych szans by ją przerwać lub ukrócić.
Ale raz, gdy miasto nasze osiadło w tym miejscu, przybył do nas ktoś, kogo nie potrafiłby pokonać najwaleczniejszy rycerz i kogo nawet gladdie nie umiały przepędzić. Nie miał jednego kształtu, ale zdawał się być wszędzie naraz i gdy tylko się pojawił, w całym mieście zrobiło się ciemniej, gorzej i groźniej. Tak, stworzony był z mroku, a mrok latał dokoła niego na czarnych skrzydłach. Gdzie tylko przeszedł, ludzie chowali się do domów i ryglowali drzwi, ogarnięci nieprzebranym lękiem. Chociaż nikt nie powiedziałby, że była to zła moc. Była nieznana, a nieznanemu nie należy ufać. Była niebezpieczna, a niebezpieczeństw należy unikać. Była potężna, a potęgę należy zostawić w spokoju. Dlatego się bali.
Zjawił się w pałacu i sama królewna wyszła aby się z nim zobaczyć. Nieustraszona jest nasza księżniczka albo też bardzo niemądra. Przywitał ją głosem, jakim szumi wiatr w czasie burzy, a ona nakazała mu opuścić miasto i nie zakłócać jego spokoju. Ale on lepiej widział, jaki Foltren jest naprawdę.
- Spokoju, też coś - powiedział. - Nie ma tu spokoju, upiory przeszłości i dobrze o tym wiecie.
- Czy przyszedłeś by nas wyszydzać? - zapytała k
rólewna chłodno.
- Stwierdzenie faktu nie jest jeszcze szyderstwem - stwierdził. - Przyszedłem zaoferować wam wybawienie. Osadzić to miasto w jednym miejscu i złamać przekleństwo.
- Czym sobie zasłużyliśmy na twoją... łaskę?
- Macie w skarbcu klejnot nazywany Łzą Anioła - odpowiedział przybysz. - Jeśli zgodzicie się powierzyć ją mnie, przywrócę wam spokój.
K
rólewna to osóbka przebiegła i umiejąca wyczuć szansę. Wiedziała dobrze, co oznaczałby spokój, wiedziała, co stałoby się z miastem, gdyby klątwa została zdjęta. Postanowiła więc sprawdzić jego i przy okazji nas.
Wydała orędzie do wszystkich mieszczan i oznajmiła propozycję mrocznego przybysza. I okazało się, że każdy Foltreńczyk gotów jest poświęcić perłę, która stała się przyczyną odwiecznej wędrówki i każdy gotów jest rozsypać się w proch.
Jakże wytęsknionym marzeniem jest spokój...
K
rólewna usłyszała opinię mieszkańców miasta i udała się na ponowną rozmowę z przybyszem.
- Łza Anioła jest naszym największym skarbem - rzekła. - A twoja propozycja jest niewiarygodna. Jeśli jesteś władny przywrócić nam spokój, to czy nie potrafiłbyś... Zostawić nam życia?
- Umiesz się targować - brzmiała odpowiedź. - Ale to nie życie jest wam potrzebne, bo trwało aż za długo.
- W takim razie nie dostaniesz najpiękniejszej perły w naszym skarbcu.
Przybysz wyraźnie nie był tym zachwycony.
- Nie tylko ty tutaj mnie sprawdzałaś - zaśmiał się nieładnie. - Gdybyś zgodziła się oddać mi Łzę, mógłbym cofnąć wasz czas do momentu sprzed klątwy i przeżylibyście tyle, ile byłoby wam pisane.
- Dlaczego więc tego nie zrobisz?! - wykrzyknęła k
rólewna.
- Ponieważ, jak i ciebie, tak naprawdę inni mnie nie obchodzą. Żegnaj.
Powiedziawszy to zniknął, a k
rólewna natychmiast o nim zapomniała.
Nie zapomnieli jednak inni - ci, których pozbawiła nadziei na spokój. Ci, którzy za jej egoizm będą musieli cierpieć nadal. I nie wybaczą swej władczyni, ale nie znaczy to, że będzie miała przez to cięższe życie w Foltrenie. Nie będzie zwracać na nich uwagi, ponieważ - tak jak powiedział przybysz - inni jej nie obchodzą...


- Przede wszystkim się uspokój. To trzeba porządnie przemyśleć.
- Clayd, jak wiesz jestem wyznawczynią wiary w zbiegi okoliczności - odpowiedziałam. - Ale to... To mi się zwyczajnie nie podoba. I jestem spokojna.
- Ręce ci się trzęsą - zauważył Haldis bezlitośnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści i usiadłam na nich.
- Doprawdy, im więcej się dowiaduję, tym mniej rozumiem! - wybuchnęłam. - Dlaczego tu, dlaczego teraz, dlaczego w taki sposób i przede wszystkim po co?
- Gdzieś na pewno jest rozwiązanie - Clayd usiadł obok i odgarnął mi włosy z twarzy.
- Owszem... U Xemedi-san - westchnęłam. - I ona teraz pewnie czeka, żebym przyszła ją wypytywać i żeby mogła ze słodkim uśmiechem odpowiedzieć, że tajemnice są po to, by ich nie zdradzać.
Haldis chodził w kółko po pokoju i prychał. Wyraźnie czuł się niewtajemniczony.
- Dajcież mi wgląd w sytuację - poprosił w końcu żałośnie. - Miya, czy ta opowieść mówi o kimś, kogo znasz?
Rozprostowałam palce i sięgnęłam po herbatę.
- Tak. Nie. Może - nie wiedziałam jak wyjaśnić. - Może myślałam, że znam.
- I wyruszyłaś w tę podróż żeby go odnaleźć?
- Wyruszyłam w tę przeklętą podróż, bo wszyscy tego ode mnie oczekiwali!!!
- Nie wszyscy - przypomniał Clayd. - Oficjalnie tylko Vaneshka.
- Vaneshce chodziło o dobro światów - fuknęłam. - Inny powód byłby zbyt subiektywny żebym uznała go za słuszny.
Nie przyznałam się, że oddała mi swoją pieśń. Choćby dlatego, że ciągle uważałam to za niedorzeczne.
- No to co my właściwie gonimy?! - zapytał Haldis ze zniecierpliwieniem.
Wstałam gwałtownie i spojrzałam mu w oczy.
- Słuchaj, ja naprawdę nie wiem, co ty go...
Nie dane mi było dokończyć, bo omal się nie przewróciłam gdy nagle coś nami zatrzęsło. Jakby budynek został wyrwany z posad i uniósł się w górę.
A może nie tylko budynek?
Kiedy wybiegliśmy z zajazdu, nie było ani śladu po tropikalnym lesie, który otaczał Foltren. Zamiast tego zobaczyliśmy wokół dziwną szaro-fioletową przestrzeń. Jakbyśmy byli w wielkiej chmurze burzowej...
Nie wiadomo skąd nadleciała chmara gladdii, śmiejąc się perliście.
- Aleście się wpakowali! - zawołała Sil. - Chciało się wam tu siedzieć, więc zostaniecie tu na zawsze!
- Chciałabyś - syknął Haldis.
- Nie, nie chciałabym, ale to nie ma znaczenia - pokazała mu język. - Miasto podjęło swoją wędrówkę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz