Wstałam z radosną pewnością,
że życie jest piękne... No, może pomijając świadomość, że było już
południe, a ja nie lubię marnować dnia śpiąc do tak późna. Ktoś dobrze
wiedział czego mi trzeba i przygotował Poranną Rosę (taka herbata, ja
rosy z trawy nie spijam). Wypiłam więc ze smakiem, po czym ogarnęłam się
trochę i przeszłam do Blue Haven. Widok przedstawiał się tam sielankowy
- Tenari trwał w niekończącej się gonitwie z lotofenkiem dokoła
stolika, przy którym siedzieli Clayd, Milanee i Geddwyn. Ten ostatni
zawzięcie tasował karty.
- Hura! - wykrzyknęła na mój widok Mil. - Czwarta do brydża!
- Bez szans, nie umiem - roześmiałam się.
- Ja też nie, a w niczym mi to nie przeszkadza - wzruszyła ramionami. - W
pokera mnie zdążyli już dzisiaj nauczyć, więc nic mi nie straszne!
- Też nie macie co robić, tylko hazard uprawiać...
- A co, mieliśmy ją zamknąć w kuchni, żeby nie patrzyła i nie zadawała pytań? - odezwał się Geddwyn żałośnie.
- Taa, ty byś jej na pewno nie zamknął - prychnął Clayd. - Zwłaszcza,
że komentowała zaglądając akurat w moje karty i tym sposobem wszystko
wiedziałeś...
- I bez tego jestem dość dobry żeby z tobą wygrać - odciął się duch wody wesoło, ale zerkał przy tym na mnie nieco niepewnie.
Usiadłam na wolnym krześle i potargałam jego włosy.
- No to możecie już mi nie robić kasyna z herbaciarni - powiedziałam. - Gospodyni wróciła i przejmuje rządy.
- Wydajesz się pełna energii - zauważył Geddwyn - Aż się dziwię, wiesz?
- Dlaczego?
Stropił się na chwilę i odwrócił wzrok.
- No, śmiało. Przecież cię nie zjem.
- To, co nam Clayd opowiedział, wyglądało dość... Dramatycznie - rzekł,
nadal na mnie nie patrząc. - Ja bym po czymś takim nie wstawał przez
tydzień, tylko bym leżał i patrzył w sufit.
- Dlaczego ja miałabym tak robić, skoro skończyło się dobrze i trzeba żyć?
- Xella-Medina cię powiadomiła? - gdy skinęłam głową, wytrzeszczył oczy. - I ty jej tak na słowo...?!
- Milcz i nie siej zamętu - zgasił go Clayd. - Akurat tym razem ma prawo wierzyć, a ty jej mącisz.
- Zaparzę sobie coś - wstałam od stolika. - A potem mi opowiesz, co się działo... Potem. Też coś chcecie?
Ponieważ chcieli, wniosłam drżącymi rękami tacę z filiżankami. Drżącymi
tym bardziej, że Tenari i Strel zaczęli się ścigać dla odmiany dokoła
mnie. Dopiero kiedy odstawiłam herbatę i spróbowałam uspokoić małego,
jakby zauważył wreszcie moją obecność i z piskiem rzucił mi się na
szyję. No proszę, aż tak stęskniony chyba jeszcze nigdy nie był... Kiedy
usiadłam z powrotem, pozostał na moich kolanach.
- No to słucham - zwróciłam się do Clayda. - Coś się jeszcze dziać musiało, skoro go nie... zabiłam.
- Znienacka pojawiła się Xella-Medina, uśmiechnięta jak zawsze, ale z
tonu jej głosu wynikało, że miała z kimś scysję chwilę przed... No i
wygadywała na kogoś - zaczął z krzywym uśmieszkiem. - A potem zaczęła
komenderować. Czy ja dobrze pamiętam, że ona jest królewną? W tym
momencie chyba pierwszy raz w życiu na taką wyglądała.
- Co zrobiła? - nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Najpierw odesłała do wszystkich diabłów tę całą Asę... Nie chcesz
wiedzieć jak - on też parsknął śmiechem. - Następnie delikatnie
powiedziała Haldisowi, że jak się będzie wtrącał, pogada sobie o nim z
pewną bibliotekarką. A na koniec odstawiliśmy cię do domu i zajęliśmy
się tym, co zostało.
- A co zostało? - zainteresowała się Milanee.
- Energia. Czysta, spokojna i nie rzucająca się na nikogo z mieczem... A tak by the way,
wiedziałaś, że ten miecz to legendarne narzędzie równowagi i
oczyszczenia, które spoczywało w ogniu nieugaszonym, zanim dostało się
Aeiranowi?
- A jest taka legenda? - zdziwiłam się.
- W życiu nie słyszałem - mruknął. - Ale ta fioletowa pani tak mi kadziła.
Wzniosłam oczy do nieba z westchnieniem... Ale z drugiej strony, skoro
miecz został stworzony przez boginię przeznaczenia (byłą, co prawda, ale
zawsze), mogła chyba dorobić do niego legendę?
- W każdym razie, skoro Xella-Medina upierała się, że dam radę połączyć
tę energię z ciałem - podjął Clayd. - Musiała to być... Jeśli nie dusza,
to coś w tym rodzaju. I faktycznie, dałem radę - uśmiechnął się dumnie.
Tenari gwałtownie zwrócił mi uwagę, że zbyt mocno przyciskam jego skrzydło.
- I widziałeś go potem?
- Jak go widziałem, to spał. Tak mi się przynajmniej wydaje - pociągnął
mnie za kosmyk włosów - Pewnie sama z nim jeszcze pogadasz... Jak już pogada z
nim Xella-Medina, bo idę o zakład, że to zrobi.
- A niech gada na zdrowie - westchnęłam. - O cokolwiek jej w tym wszystkim chodziło, nie mam zamiaru być ciekawska.
- Co w takim razie zamierzasz? - zapytał Geddwyn.
- Dlaczego pyta o to ktoś, kto potrafi mnie wyczuć zanim sama to zrobię?
Nie odpowiedział, nadal unikając mojego wzroku.
- Dobra, powiem co zamierzam. Pić dużo herbaty, zrobić duże zakupy i
odreagować całą tę nerwówkę... Przynajmniej jeden prezent urodzinowy
wiszę, sklerotyczka.
- Na razie posiedzisz w domu i odpoczniesz - przystopował mnie Clayd. -
Choćbym miał osobiście przypilnować żebyś nie omdlała w trakcie
parzenia tej dużej ilości herbaty.
- Aż taka słaba to ja nie jestem! - zaprotestowałam.
- Poza tym spodziewałem się raczej, że będziesz się spieszył do swojej
donny - Geddwyn się wreszcie roześmiał. - Ale jak nie, to nie, bardzo mi
się tu z tobą miło... Gra.
- Ciebie wygonię stąd pierwszego, żebyś wiedział - brzmiała odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz