Znów śniło mi się, że
spadałam, tym razem w jeszcze bardziej szalonym pędzie. Tym razem w dole
panowała ciemność i trochę mnie to zaniepokoiło (t r o c h ę! Powinnam być
przerażona, a nie byłam!). Potem dokoła mnie zaczęły krążyć ciemne
postacie. Ciemniejsze niż przestrzeń wokół. Zbliżały się coraz bardziej,
oszałamiając i hipnotyzując tym wirowaniem w kóło, aż poczułam, że
jestem bardzo mocno ciągnięta w dół. Nie jak przy zwyczajnym spadaniu,
ale jakby coś mnie gwałtownie szarpnęło. Zamknęłam oczy i instynktownie
wyciągnęłam w górę rękę. To pewnie odruch, nie mogłam się przecież
niczego chwycić... Ale nagle moją dłoń chwyciła inna. Mocna i pewna, jej
uścisk dał mi poczucie bezpieczeństwa, a przyciąganie ustało...
Obudziłam się przy otwartym oknie, z głową na parapecie. Widocznie za długo się zasiedziałam, patrząc w gwiazdy... Choć z opisu snu można wywnioskować, że raczej czytałam mroczne romansidło. Uch, nie.
- Rany, ależ to miasto jest wielkie! - zawołała z zachwytem Lilly,
która właśnie wróciła z gruntownego zwiedzania w towarzystwie Ketrisa.
- Przepraszam, że z wami nie poszłam - westchnęłam - ale jakoś od przedwczoraj nie mam nastroju.
- Fakt. Przyznam, że prawie się o ciebie niepokoję - przyznała. - Chyba
musiałam o tym wspomnieć Ketrisowi, bo ni stąd ni z owąd zaczął
napomykać o kobietach i hormonach, czy czymś tam. Pocieszał mnie,
widzisz? Jakbym to ja tego potrzebowała.
Zaśmiałam się w duchu. Demony i hormony?
- Wiesz, widziałam dwoje z tych twoich nekrofilów - powiedziała Lilly niespodziewanie. - Mają fajny trupi makijaż.
- Nekromantów - poprawiłam odruchowo. - Zresztą kto ich tam wie...
- A nawet się z nimi zapoznałam - ciągnęła.
- Chcieli się zapoznawać? - uśmiechnęłam się kwaśno. - Jesteś blondynką, a czarny masz dziś tylko podkoszulek.
- W sumie wcale nie są tacy mroczni, za jakich chcieliby uchodzić -
stwierdziła, rozpakowując torbę z zakupami, których przy okazji dokonała.
- Pogadaliśmy sobie przy lodach, gdy Ketris szalał na grach iluzji.
- Co ty tam masz? Kolejne czarne ciuchy do kolekcji? - zerknęłam na jej
zdobycze i się zdziwiłam. Ubranie było falbaniaste i powłóczyste, a
wiedziałam, że Lilly preferuje stonowaną elegancję.
- Bo wiesz... - zatrzepotała rzęsami z miną niewiniątka. - Gdy tak sobie
rozmawialiśmy, to mi się przypadkiem wymknęło... Że fascynuje mnie wampiryzm. A może to był spirytyzm?
Przewróciłam oczami i złapałam się za głowę.
- I co? - spytałam. - Chcesz się wmieszać w ich grono i zgrywać tajniaka?
- Zaprosili mnie na seans, nie mogłam odmówić - odparła. - Przed północą.
- Dziś o północy rozpoczyna się festiwal - przypomniałam triumfalnym tonem. Aż syknęła.
- Do licha, faktycznie... Ale nie mogę tak po prostu ich wystawić!
- Aeirana jeszcze weź - zaproponowałam. - Ostatnio aż się palił do tego.
- Też coś. Niech sobie sam straszy ludzi po nocach.
- Dlaczego właściwie tak ci zależy na tym ich "seansie"?
- Bo poczułam od nich jakąś znajomą aurę -zmarszczyła brwi. - Nie
pamiętam gdzie się już z nią spotkałam, ale wyglądała mi... no, znajomo.
- No to powodzenia - mruknęłam. - Fajerwerki cię ominą.
- Coś muszę poświęcić... - westchnęła. - Ale ty możesz iść na mój bilet!
- Daj spokój, mam ci odbierać okazję? - zaprotestowałam, ale jakby słabo.
- Oj, to tylko rozpoczęcie! Opowiesz mi za to, jak było. A ja ci opowiem, co odkryłam.
- Że ich kolega pomylił się w zaklęciu przywoływania istot z otchłani i zaatakował go czarny cień?
- Co?! - wykrzyknęła.
- Bo chyba ci tego nie powiedziałam - uśmiechnęłam się krzywo.
- W takim razie absolutnie muszę tam iść! - zdecydowała. - Pomożesz mi zrobić makijaż?
Nie miałam nic przeciwko, a festiwal kusił mimo mojego kiepskiego
samopoczucia. Gorzej, że wejściówka obowiązuje podczas całego okresu
trwania Dni Teatru. Jeśli będzie podbijana i tym samym przypisana do
właścicieli, Lilly będzie robić sobie wyrzuty przez następny miesiąc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz