30 X

Nie zaprzeczę, że cieszyłam się z powrotu do Blue Haven, zwłaszcza, że jest obecnie w trakcie małej (?) renowacji i ciekawa byłam, co też Vanille i Satsuki wymyśliły oprócz kominka. Cóż, gdy tylko pojawiliśmy się na miejscu, doświadczyłam zderzenia z kimś bardzo rozpędzonym i rozemocjonowanym. Przez chwilę widziałam mnóstwo gwiazdek krążących wokół mnie, a gdy przestało mi się kręcić w głowie, spojrzałam na osobę, która na mnie wpadła, a teraz siedziała obok, na podłodze. Znam ją przez większość obecnego życia, ale teraz parę rzeczy mi się w niej nie zgadzało - na przykład styl ubrania i długość, a raczej krótkość włosów... Większość tego, co było kiedyś jej bujną fryzurą, leżało obecnie na podłodze.
- Vanny? - upewniłam się ostrożnie. Kiwnęła głową z pewnym trudem i zaraz się za nią złapała. Chyba nie z powodu zawrotów.
- PATRZ!!! - wrzasnęła, chwytając w garść pasmo włosów.
- Widzę - powiedziałam słabo, podnosząc się z podłogi. - Dlaczego i od kiedy tak wyglądasz?
- Nieopatrznie dałam się przekonać do zmiany stylu - jęknęła moja kuzynka. - A wyglądam tak od dzisiaj.
- A osoba za to odpowiedzialna zamierza cały dzień przesiedzieć w łazience - dobiegł mnie ironiczny głos od strony kanapy.
- No proszę, nawet nie zauważyłam, że masz gościa... Czy ja o czymś nie wiem? - odezwałam się, zerkając na siedzącego na kanapie białowłosego chłopaka w czarnej, ćwiekowanej kurtce, który wyraźnie miał w tej chwili niezły ubaw.
- To nie jest gość, tylko bodyguard - burknęła i naraz zaniosła się dzikim chichotem. - Musi tu siedzieć i czytać moją książkę, bo nie ma co robić!
Litościwie nie spytałam, o jaką książkę chodzi.
- Już się nie nudzę - stwierdził białowłosy, uśmiechając się złośliwie. Vanny z marsową miną podeszła do stolika i wzięła stojącą na nim filiżankę. Przez chwilę z zadumą obracała ją w dłoniach, wreszcie jednak postawiła na miejsce.
- Nie warto - mruknęła. Bezpieczeństwo filiżanki i bodyguarda pozostało zatem ocalone.
- Hej, nie ma się co złościć - uśmiechnęłam się, gdy już przeszedł mi pierwszy szok. - Obiektywnie patrząc, ta fryzura całkiem ci pasuje.
- Poważnie? - kuzynka przechyliła głowę w bok, nieufnie patrząc mi w oczy. Chyba nie znalazła w nich żadnej oznaki, że nie mówię prawdy, bo odetchnęła i powiedziała: - Ha, trzeba będzie się przyzwyczaić.
- To znaczy, że mogę już wyjść? - usłyszałyśmy stłumiony głos. Drzwi do łazienki uchyliły się nieco i wyjrzała zza nich bardzo ładna dziewczyna o zabójczo różowych włosach, sterczących na wszystkie strony.
- Lepiej nie - zachichotał białowłosy chłopak. - To może być podpucha, żebyś się wystawiła na cel, Andrea.
- A ty co tu robisz? - Vanille zignorowała ich, zwracając się do mnie. - Nie mów, że tak szybko wróciłaś z podróży. Taka nuda w światach?
- O, na pewno nie - westchnęłam. - Dlatego poczułam ochotę na chwilkę przerwy i zaszycie się tu w samotności. Ale trudno.
- W samotności czy sam na sam? - uśmiechnęła się lekko, patrząc na Aeirana, który stał sobie za mną, z zainteresowaniem obserwując sytuację. Nie zripostowałam tylko dlatego, że nagle poczułam się gospodynią roztrzepaną i niewychowaną (to pierwsze nawet się zgadza).
- U ciebie tak zawsze? - spytał ponurym tonem, choć oczy mu się śmiały.
- Zależy od klienteli - parsknęłam śmiechem. - A teraz, jak zapowiadałam, będziesz musiał usiąść i napić się herbatki.
- Jasne. Przypalonej.
- Podwędzanej - poprawiłam, otwierając i przeszukując szafę z zamiarem zawinięcia się w moją błękitną yukatę.
- To ja pomogę - zaoferowała się Vanny, łapiąc puste filiżanki i nie wywracając się przy tym. - A ty, Andrea, wyłaź wreszcie z tej łazienki i pozbieraj z podłogi te smętne pozostałości po mojej tragedii!
- Pomoc zawsze mile widziana - mrugnęłam, wyjmując strój i kierując się do łazienki. - Tak przy okazji, rumowa jest?
- Jakoś jeszcze nie znalazłam - odpowiedziała ze skruchą na twarzy. - A co, spodziewasz się Lexa?
- Nietypowo, ale mam nadzieję, że się pojawi - przyznałam. - Zdaje się, że mamy sobie sporo do opowiedzenia.
- To trzeba nadrobić - zachichotała, mijając kuchenne drzwi. - I zintegrować się przy okazji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz