Spadałam w dół, bardzo długo
i szybko, a przestrzeń wokół mnie wirowała. A może to ja wirowałam?
Wokół widziałam tylko ciemność, jeśli było tam coś poza nią, to nie
miałam nawet czasu tego zauważyć. Dziwna rzecz, że nie wrzeszczałam ze strachu, bo przecież wysokość i spadanie zawsze mnie przerażało. Nagle
zobaczyłam w dole jakieś światło. Z początku słabe, potem coraz bardziej
widoczne, co wskazywało, że koniec mojego spadania już bliski...
Aż wreszcie blask oślepił mnie i pogrążyłam się w nim całkowicie.
Otworzyłam oczy z trudem, bo kręciło mi się w głowie niemiłosiernie.
Znajdowałam się na scenie, a obok leżała Przekora Erlindrei. Poza mną i
leżącymi na widowni ludźmi nie zauważyłam nikogo. Po Aeiranie i
skrzydlatych istotach zniknął ślad.
Ostrożnie wstałam i odesłałam swój łuk, próbując pozbierać myśli.
Zeszłam ze sceny i uklęknęłam przy najbliższej osobie - wbrew pozorom
żyła, miała otwarte oczy i nienaturalnie rozszerzone źrenice. W pewnej
chwili gdzieś z góry dobiegło stłumione wołanie:
- Co jest, umarliście?! - właścicielce głosu przydałaby się moja koniczyna, bo słabo ją było słychać.
- Lilly? - zawołałam, za późno przypominając sobie o nadprogramowych efektach dźwiękowych.
- Tu, na górze! I nie musisz się tak drzeć! - usłyszałam w
odpowiedzi. Odpięłam wzmacniacz głosu i uniosłam głowę. Krzyk dochodził chyba z
wieży - jedynego elementu zamku, który ostał się bez uszczerbku. Tylko,
że nie posiadał żadnego widocznego wejścia. Mając nadzieję, że uda mi
się utrzymać w powietrzu, rozwinęłam skrzydła i powoli podleciałam do
góry. W wieży były tylko trzy malutkie okienka, a w jednym z nich
ujrzałam podenerwowane oblicze Mezz'Lil.
- No, wreszcie! - odezwała się. - Przerzućże nas stąd na dół!
- Was? Kto tam z tobą jest?
- Bard - niemalże warknęła. - To historia na potem.
Teleportowałam się do środka bez problemu, a moja przyjaciółka rozświetliła otoczenie swoim zakleciem.
- Wylecieć stąd nie da rady - powiedziała. - Chyba żebym się
przemieniła, ale wtedy zostawiłabym po sobie jeszcze większą ruinę niż
jest.
- Czyżby ktoś, kto może nas stąd wyciągnąć? - ucieszył się bard,
podnosząc się z podłogi. Miał brązowe włosy, sympatyczną twarz i lekko
spiczaste uszy. Jego strój mienił się wieloma kolorami, nieźle bijąc po
oczach.
- Znam twój głos. Śpiewałeś jako pierwszy - przypomniałam sobie. - Chyba
cię potem poproszę o autograf, ale najpierw podejdźcie bliżej...
Zrobili jak powiedziałam i po paru sekundach byliśmy już na zewnątrz.
Lilly od razu rozejrzała się po widowni i rzuciła zaklęcie oczyszczające
o zwiększonym zasięgu. Leżący natychmiast zamknęli oczy i stopniowo
zaczęły im powracać kolorki.
- To chyba wystarczy żeby obudzili się za jakieś pół godziny - oceniła
Lilly fachowym okiem. - Ale aż zionęło tu aurą niebezpieczeństwa... Co
się stało? - zapytała mnie. - Mało co mogłam zobaczyć oprócz jakichś
czarnych cieni zlatujących w dół.
- Potem ci wyjaśnię - nie chciałam w to mieszać postronnej osoby. - W każdym razie wygląda na to, że Aeiran nas wystawił.
- Może to i lepiej - skwitowała.
- Ale powiedz jak trafiliście tam na górę - zainteresowało mnie.
- No cóż... - zaczęła Lilly. - Poszłam do pensjonatu odnieść te
dzyndzle, a gdy wróciłam, zobaczyłam tego tutaj Ketrisa - wskazała na
chłopaka - jak się rozgląda przy wieży. Zaproponowałam, że mu poświecę,
jeśli czegoś szuka... A gdy rzuciłam czar, coś nagle wciągnęło nas do
środka.
- Najwyraźniej jest tam portal reagujący na magiczne światło, pani -
wyjaśnił bard, patrząc jej prosto w oczy. Był jej wzrostu, niższy od
pełnokrwistych elfów.
- No i dalej mnie tytułujesz - mruknęła na to. - Nie mógłbyś zwracać się do mnie po imieniu?
- Mógłbym - odparł spokojnie - Tyle że dotąd mi go nie podałaś.
Zwinęłam się ze śmiechu.
- Ona nazywa się Mad... Miya, a ja Mezz'Lil - przedstawiła nas, poczerwieniała na twarzy.
- Mezz'Lil to piękne imię - rozpromienił się Ketris. - I piękna opowieść o miłości matki do dziecka...
- Znasz legendę o szesnastu kwiatach? - Trochę mnie to zdziwiło.
- W końcu jest bardem nie? - przypomniała Lilly - Będziecie mogli się wymienić opowieściami.
- Oj, nie wiem - półelf uśmiechnął się niepewnie. - Jestem bardziej muzykiem niż opowiadaczem.
- A znalazłeś to, czego szukałeś? - nie mogłam nie odwzajemnić uśmiechu. Ten chłopak miał dar zjednywania sobie ludzi.
- O, tak! - zawołał radośnie i wyciągnął coś z sakiewki przytroczonej do pasa. - W wieży znalazłem coś wartego uwagi!
"Coś" okazało się niewielką i pięknie rzeźbioną figurką, która
przedstawiała postać otwierającą portal. Była zrobiona z czarnego
kamienia, ciepłego w dotyku.
- To będzie moja pamiątka z Naderne - oznajmił Ketris, chowając figurkę z powrotem.
W tej chwili za nami rozległy się ostrożne kroki. Odwróciliśmy się szybko.
- Czy... Czy to się już skończyło? - z cienia wynurzyło się siedmioro
ludzi różnej płci i wieku. Rozpoznałam komisję oceniającą; u jednego z
nich zapisywałam wcześniej Lilly.
- To było straszne! - wykrzyknęła najstarsza z pań. - Czy oni wszyscy nie żyją?
- Śpią - uspokoiła ją Lilly. - Ale zawodnicy uciekli. Oprócz nas - zakończyła z dumą.
- A... To chyba pani miała następna śpiewać? - przewodniczący spojrzał na mnie zza okularów.
- Ja chyba jestem trochę... niedysponowana - odpowiedziałam z pewną
ulgą. Faktycznie, ciągle nie czułam się najlepiej po utracie
przytomności i zakręconym śnie. Dziwne, sny o spadaniu zwykle były dla
mnie najgorszymi koszmarami, a ten wyjątkowo nie...
- Ale koleżanka czuje się dobrze - nie mogłam sobie darować.
- JA?! - przestraszyła się Lilly - J-ja dziękuję... Nie ma komu śpiewać, a jestem bez szans na nagrodę.
- I tak Ketris ma najlepszy głos z nas trojga - stwierdziłam, a on uśmiechnął się speszony.
- W takim razie musimy uwierzyć w to na słowo - uznało szanowne jury. Śpiewaczka z
chryzantemami, nawiasem mówiąc, zwiała zanim zdążyła nadejść jej kolej.
- Skoro konkurs padł, część oficjalna może być mniej oficjalna. Proszę
to przyjąć. - Przewodniczący wyjął zza pazuchy nagrodę - wejściówkę dla
dwóch osób na Światowy Festiwal Teatru.
- Hura!!! - zwycięzca aż podskoczył z radości - Zobaczę największe sławy sceny w jednym miejscu i czasie!
Po tych słowach ukłonił się dwornie i pobiegł do wyjścia, a Lilly z
pewną taką nieśmiałością ruszyła za nim. Uśmiechnęłam się do siebie i
postanowiłam nie zostać w tyle.
- Bo, tego... - jąkała się właśnie Lilly, kręcąc palcami młynka. -
Wiesz, my się właśnie wybieramy do Solen... To znaczy, nie chodzi mi o
to, żeby...
- Chodzi jej o to, że chciałaby być tą drugą osobą, ale nie wyjść na
taką, co się narzuca - wyjaśniłam, zrównując z nimi krok.
- Piękne dzięki za pomoc - burknęła.
- Ależ będzie mi bardzo miło! Tylko chyba zostawilibyśmy cię na lodzie - Ketris spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem
- Ja sobie poradzę - zapewniłam. - Może spotkamy się na rynku jutro...
czy raczej już dziś po południu i razem opuścimy Creyone? O ile nic cię
już tu nie trzyma...
- Nie, skąd - uśmiechnął się szeroko - Jeśli mamy dotrzeć do celu na czas, musimy wyruszyć jak najszybciej.
- Ale przecież możesz... - zwróciła się do mnie Lilly i urwała.
- Albo nie - odezwała się po chwili. - W końcu zawsze możemy złapać okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz