Posłuszna rytmom jego rąk
Wiruje pod kołami znów
Siedem mil krainy snów
Tej autostrady szum głęboki
Łaskawie mruczy mu do snu
A serc złamanych gorzkie łzy
Drążą asfalt szarych dni
A ona czeka, ona wciąż czeka
Cierpliwie liczy dni, gdy on
Zjawia się i znika, śliczny taki - Mister of America
Zjawia się i znika, śliczny taki - Mister of America
On poznał każdy cal tej drogi
Kreślił jej mapy innych tras
O lepszych krajach też wszystko wie
Jakiś cud obiecał jej
Ona czeka, ona wciąż czeka
Cierpliwie liczy dni, a on
Zjawia się i znika, śliczny taki - Mister of America
Zjawia się i znika, śliczny taki - Mister of America
Daj Boże, żeby w końcu zabrał ją...
Lombard
Im bardziej zbliżałam się do Eskalotu, tym bardziej byłam pod jego wrażeniem. Dziwne, już tyle razy tu bywałam, a jednak zawsze miałam wrażenie, że poznaję zamek na nowo. Ani specjalnie wielki, ani zbudowany w wymyślnym stylu, ale jednak imponujący. I jaśniejący jak perła, w przestrzeni, gdzie nie świeciło słońce.
Na asteroid musiałam się dostać na własnych skrzydłach, ponieważ był zastawiony osłonami. Dla mnie do sforsowania, bo pomagałam je wznosić, ale nie chciałoby mi się robić tego drugi raz. Tyle że zastanawiałam się, jak sobie z tym poradzi Aeiran i gdzie się w ogóle podziewa. Zapowiedział co prawda, że będzie podążać za mną, ale czy da radę mnie wyczuć będąc w czarnej dziurze?
Gdy wprowadzono mnie do środka, Sheril już czekała w sali audiencyjnej i jak zwykle wyglądała na wcielenie spokoju. Jasny, jakże dziewczęcy warkocz i zwiewna suknia dodawały jej subtelności, choć zarazem posiadała wielką siłę ducha.
- Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - spytała na wstępie.
- Od razu stwierdzasz, że musiałam mieć wyraźny powód?
- Cóż... - powiedziała cicho. - Nigdy nie wpadasz do Eskalotu na towarzyskie pogawędki.
- Nigdy mnie na takie nie zapraszasz.
Dama spuściła oczy, uśmiechając się niemal przepraszająco.
- Może usiądziesz? - zaproponowała i w tej chwili z tyłu podjechał do mnie wygodny fotel. Klapnęłam na niego bez większego wyboru, bo z rozpędu podciął mi nogi.
- Skoro tak stawiasz sprawę, przejdę do rzeczy - zaczęłam. - Lex jest?
Gdy siadała na swoim zdobionym krześle, nic nie mogłam wyczytać z jej twarzy. Jak zwykle.
- Nie widziałam go od dawna - pokręciła głową. - Czy masz jakąś pilną sprawę?
- Nieco pilniejszą niż ubytek herbaty. Nie wiesz, gdzie się podziewa?
- Dziwne, że mnie o to pytasz - stwierdziła z gorzkim uśmiechem Dama z Eskalotu. - Przecież widujesz go częściej niż ja.
O, ciekawe, skąd ten wniosek. To, że Lex nagminnie pije moją herbatę, jeździ moim samochodem, doprasza się o mój łuk i gra na moich emocjach, nie znaczy jeszcze...
- Może ja mogłabym w czymś pomóc? - Sheril przerwała moje refleksje. Patrzyła na mnie przy tym tak, że zaczęłam się zastanawiać, jaką miałam minę podczas ich snucia. Dlaczego nie potrafimy przestać o nim rozmawiać i móc się zwyczajnie polubić?
- Nie sądzę - odparłam. - Ta sprawa ma związek z Omegą, a wiem, że Lex nie zwykł zabierać roboty do domu.
- Do domu? - powtórzyła. - Nie wydaje mi się, żeby uważał mój zamek za swój dom. Ani że jakiś w ogóle ma.
Westchnęłam. Czasami czuję, że wiele bym dała, żeby się wreszcie ustatkował, był szczęśliwy i dał mi święty spokój.
Może wtedy jego Dama przestałaby widzieć we mnie rywalkę?
Wszystko w sali zatrzęsło się niepewnie, gdy pojawiły się gwałtowne zawirowania przestrzeni. Zasłony okienne zerwały się i rozpoczęły dziki taniec dokoła punktu, w którym efektownie otworzyła się czarna dziura. Coś spadło z trzaskiem na podłogę.
- Aeiran, drzwiami nie mogłeś? - burknęłam, gdy już nastał spokój.
- Mogło być gorzej - odpowiedział, spoglądając na leżące w nieładzie zasłony. - Poza tym przed bramą stoją groźni służbiści. Wolałem nie powodować, byś podpadła pani na tych włościach - mówiąc to skinął Sheril głową.
- ...JA?!
- Nie mówiłaś, że nie jesteś sama - powiedziała Dama, odwzajemniwszy skinięcie.
- Cóż, jak się bywa to tu, to tam, czasem ktoś się przyczepi - odpowiedziałam pozornie lekkim tonem. - A to jest właśnie przedmiot mojej sprawy do Lexa.
Aeiran zmierzył mnie wzrokiem, mówiąc coś bez słów. Nie jestem pewna, ale z ruchu jego ust wyczytałam coś jakby "Ja ci dam przedmiot".
- No nic - mruknęłam. - Chyba będziemy się zbierać. Dzięki za poświęcony czas... Sheril.
Uśmiechnęła się na pożegnanie, częściowo z żalem, a częściowo z ulgą, że już ruszam. Opuściłam zamek, ciągnąc za sobą Aeirana. Drzwiami.
- I tak oto cel został triumfalnie nie osiągnięty - oznajmiłam gwiazdom, gdy znaleźliśmy się już na właściwej planecie (a raczej planetce) Tella Sil.
- Co zamierzasz? - zapytał Aeiran dość beznamiętnie.
- Najchętniej zaszyć się gdzieś z dala od wszystkiego - odpowiedziałam. - Lex może być wszędzie, a ogólnie za Omegą nie przepadam, więc pchać się tam nie będę.
- Przesyłka do ciebie leci - poinformował czarnooki, wywołując moje nieliche zaskoczenie. Na wszelki wypadek wyciągnęłam rękę i rzeczywiście, po chwili opadł na nią mały samolocik z jasnofioletowego papieru. Wiadomość od Satsuki, której zamarzyło się spotkanie w celu powspominania dawnych czasów. Znaczy może nie aż tak dawnych, ale jednak już minionych. A tyle się wtedy zdarzyło... Gdy czytałam liścik, obudziła się moja nostalgia i uśmiechnęłam się do wspomnień.
A po chwili zaczęłam chichotać, coraz głośniej i coraz bardziej histerycznie.
- Ależ ja powoli myślę! - wykrztusiłam w końcu. - Ależ ja mam opóźniony zapłon!
- Miłosiernie tego nie skomentuję - stwierdził Aeiran sucho.
Prychnęłam, wyjęłam pióro i pergamin, i napisałam tylko dwa słowa: Znajdź mnie. Zwinęłam jeszcze w rulonik i depesza do Lexa mogła bez problemu pomknąć w międzysferę.
Zachichotałam znowu, uznając, że poszukiwanie mam z głowy. A perspektywa chwilowego zaszycia się z dala od wszystkiego wydała mi się cudownie rzeczywista.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz