25 X

Leniuchuję sobie bezprzykładnie - atmosfera krainy, do której przybyliśmy, działa niezwykle relaksująco. Lee'Lath jest jedną z dwóch siedzib teggitów, na jakie natrafiłam w światach, choć pewnie jest ich więcej. Ten ludek o puszystych ogonach potrafiłby wpakować się wszędzie i nie narobić sobie przy tym wrogów. Ich optymizm i umiłowanie natury jest zaraźliwe, acz nie nachalne. Zamieszkują z reguły drzewa, które same sobie sadzą i potrafią sprawić, by rosły tak, jak zechce właściciel. Wtedy można zadomowić się zarówno w pniu jak i w koronie, a niektóre z takich "domków" osiągają spore rozmiary. Na przykład drzewo gościnne dla przybyszów z zagranicy, służące nam obecnie za kwaterę - jego największą zaletą są wysokie sufity i wygodne łóżeczka (teggity mierzą do metra pięćdziesiąt).
Odprężenie udzieliło się nie tylko mi, zatem siedzimy sobie wszyscy (w znaczeniu cała trójka - Aeiran zabarykadował się w swoim pokoju) na trawce pod drzewkiem i uprawiamy lenistwo zbiorowe. Nawet Ketris przestał się przejmować tym, że ponoć jesteśmy przez kogoś ścigani.

- Czy mi się wydaje, czy miał nas dopaść jakiś mag? - zadumała się Lilly wieczorem. - Chyba mało zawzięty jest, skoro jeszcze tu nie dotarł.
- Oczekujesz jego przybycia?! - Ketris przypomniał sobie, że powinien się bać.
- A co, guzdrze się! - w głosie smoczycy zabrzmiał wyrzut. - Mimo wszystko nie jestem przyzwyczajona do leniuchowania i chcę coś robić!
- I tym czymś ma być walka? Od tej strony cię nie znałem... - bard spojrzał na nią z przerażeniem. Chyba nie wiedział, czy ma się bać wroga, czy raczej przyjaciółki.
- Za krótko mnie znasz - wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę otaczają cię sami sadyści.
- No tak... - uśmiechnął się słabo. - To ja może pójdę po soczek?
- A ja po herbatę - dodałam, wchodząc do drzewa równocześnie z bardem. Lilly zachichotała z rozbawieniem.
- My chyba też cię za mało znamy - stwierdziłam, zanim Ketris otworzył drzwi do swojego pokoju na drugim piętrze. Ja i Lilly mieszkałyśmy naprzeciwko, a obok Aeiran. Czwarty pokój był chyba wolny.
- Dlaczego? - spytał. - Bo teraz odkryłyście, że jestem żałosnym tchórzem?
- Nie jesteś - rzekłam. - Inaczej nie ryzykowałbyś podróżowania z nami i nie chroniłbyś tych posążków, czymkolwiek są.
Słysząc to, trochę się rozjaśnił. Wszedł do pokoju, a ja już miałam pójść w jego ślady, gdy usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Czyżby czwarty pokój już nie był wolny?
- Nie słyszałam, że ktoś się tu wprowadził - powiedziałam. Mężczyzna, który pojawił się w korytarzu, spojrzał na mnie zaskoczony, że się do niego odzywam. Wysoki i długowłosy, nosił powiewną szatę maga i z całą pewnością był elfem. Zaciekawiony bard wyjrzał z pokoju i szklanka z sokiem wypadła mu z rąk.
- Ja też nie przypuszczałem, że będziecie tu tak szybko - powiedział wolno tamten. - Witaj, Ketris.
Półelf zacisnął zęby, nie odpowiadając.
- Zdaje się, że znalazłeś Symbol Przestrzeni przed nami - nieznajomy skierował na niego wzrok. - Już czas, żebyś mi go powierzył.
- Dlaczego miałbym, Elindelu? - spytał Ketris cicho.
- Myślałem, że pracujemy razem - zdziwił się mag. - Czyżbyś wolał zatrzymać Symbol dla siebie?
- Muzyka jest mi droższa niż moc. A  t e j mocy nie powinien pożądać nikt.
- W takim razie po prostu ci to odbiorę. Może nie pragniesz mocy, ale wyczuwam ją od ciebie bardzo dobrze. Nie rozstajesz się z jej źródłem, nieprawdaż?
- Skoro taki jesteś wyczulony - w głosie Ketrisa nieoczekiwanie zabrzmiała drwina. - powinieneś wiedzieć, że mieszkasz drzwi w drzwi z Czasoprzestrzennym.
- I co jeszcze? Nie kpij ze mnie! - roześmiał się Elindel. - Ustępujesz... czy walczymy?
I w tym momencie przeskoczyłam do Lilly.
- Rozróba się zaczyna!!! - wrzasnęłam jej w ucho.
- Nareszcie!!! - odwrzasnęła. Natychmiast otworzyłam portal i przeniosłam tamtych dwóch na bardziej neutralny grunt. Gdy i my pojawiłyśmy się na miejscu, czarodziej wydawał się co najmniej zaskoczony.
- Nikt nie może się wtrącać! - warknął. - To sprawa pomiędzy nami dwoma!
- W porządku! - zamachałam rękami. - Po prostu nie mogłyśmy pozwolić, żebyś rozwalił nam lokal. Ketris wspominał, że potrafisz co nieco.
- Obiecujemy, że będziemy dla ciebie miłe - dodała Lilly, wyciągając swoją figurkę. - jeśli nam wyjaśnisz, do czego to służy. Bo on nie chce nam powiedzieć.
- Czy wy możecie być poważne?! - zawołał bard, sam powstrzymując śmiech.
- Widać nie - odparła rozbrajająco moja przyjaciółka.
- Dwa Symbole za jednym zamachem? - oczy elfa błysnęły. - Czy i ty okażesz głupotę, kobieto, czy nie będziesz robić problemów?
- Arogant - prychnęła Lilly. - Mama cię nie nauczyła szacunku dla płci pięknej?
Elindel nie odpowiedział. Stracił cierpliwość i wystrzelił w naszym kierunku wiązkę energii. Lilly odskoczyła, ale oberwało się najbliższemu drzewu.
- I masz przechlapane u teggitów - powiedziałam beztrosko, siadając na właśnie zwalonym pniu. Ketris spojrzał na mnie oszołomiony.
- A ty nie zamierzasz nic robić?!
- Ja sędziuję - uśmiechnęłam się. - Ktoś musi pilnować, żeby walka dwojga na jednego była w miarę fair.
Lilly właśnie posłała w stronę elfa grad świetlistych strzał. Chyba się nie spodziewał, że napotka taki opór. Zdecydowanym ruchem wyjął coś z fałdów swojej szaty. Mały szary klejnocik.
- Nie będę tracił czasu - rzekł, rozkruszając go w dłoniach. Ketris aż sięgnął po swój flet.
Wszędzie, gdzie spadały okruchy, zaczęły wyrastać grube pędy o żółtych liściach i jasnofioletowych kwiatach. Jeden z nich spróbował mnie oplątać, ale w porę przeskoczyłam bliżej Lilly.
- Może uciekniesz, ale nie powstrzymasz mnie, kapłanko - rzekł czarodziej przez zęby - Takiej ilości roślin ardelis nie dasz rady...
Ardelis? Ta nazwa brzmiała niepokojąco znajomo. W powietrzu zaczynał już się unosić odurzający zapach kwiatów...
- Tylko nie daj się im uśpić - szepnęłam do Lilly.
- Chyba wiem! - parsknęła. - Tylko trzeba jeszcze nie dać się im złapać!
Nie odpowiedziałam, bo zachciało mi się ziewać.
- Albo oddacie mi Symbole teraz, albo je wam zabiorę gdy zaśniecie - usłyszałyśmy głos elfa. A potem niespodziewanie rozległ się dźwięk fletu. Piękny, a jednocześnie straszny, porywający, a jednocześnie obezwładniający. Jeszcze cichy, ale...
- Ketris, oszalałeś?! - doskoczyłam do barda, zapominając o spaniu.
- Muszę coś zrobić - odjął instrument od ust. - Tylko ta melodia może zniszczyć tyle roślin naraz.
- Tylko roślin?! - wysyczałam, wyrywając mu flet. - Jeśli to jest to, co myślę, narażasz nie tylko nasze życie, ale i własne!!
- Nie sądzę - uśmiechnął się lekko. - Aż tak głupi nie jestem. Ani tak utalentowany.
Odetchnęłam z ulgą. Lament Żałobny zdążył tylko zlikwidować kwiaty i już nie czułam się śpiąca. Niestety pędy szalały dalej, widać Elindel wzmocnił ich siłę.
- Chyba czas się przyłączyć - szepnęłam do siebie i w moich rękach pojawił się Grievance. Nie napotkałam większego oporu, tnąc najbliższe pnącze, ale mało co potrafi przeciwstawić się takiemu mieczowi. Lilly poszła za moim przykładem, formując ostrze ze światła. Radziłyśmy sobie nieźle, ale roślin było diabelnie dużo.
- Cóż, ty będziesz pierwszy, Ketris - usłyszałyśmy w pewnej chwili. Zerknęłam na barda - Elindel dopadł go i chwycił za poły mieniącej się na zielono kurtki.
Na sekundę zrobiło się bardzo ciemno. I w tym momencie elf syknął z bólu, chwytając się za bok. Na jego szacie pojawiła się krew. Rośliny zwiędły w tempie natychmiastowym, a Ketris upadł na ziemię.
- Co... - wyjąkał. - Dlaczego...?
- Ratuję ci skórę, nie widzisz, dźwiękmistrzu? - Aeiran stanął za Elindelem, wykręcając mu ręce do tyłu. - Raduj się tą chwilą, póki trwa.
- Gratuluję wyczucia czasu - odezwałam się, chowając miecz.
- Gdyby nie to, ciekawe ile jeszcze bawilibyście się z tym śmieciem - odparł czarnooki z rozdrażnieniem. W jego wolnej dłoni pojawiła się jakby iskra. Tyle, że mroczna.
- Koniec zabawy - powiedział, zbliżając ją do rany przeciwnika. Twarz elfa ściągnęła się w panicznym lęku. Tak samo oblicze Ketrisa. Znajome doświadczenie?
- Aeiran, nie!! - zawołałam. Spojrzał na mnie pytająco.
- Dlaczego nie?
- Bo domyślam się, że to samo zrobiłeś Ketrisowi.
- I co z tego? - Aeiran popatrzył na barda z nieładnym uśmiechem. - On już ma to za sobą.
- Bo on wie coś, czego i ja chciałabym się dowiedzieć.
- Nie on jeden - usłyszałam. - Poza tym mówiłem, nie powinnaś niczego wiedzieć.
- Bo cię o to proszę.
Takich słów chyba się nie spodziewał. Ale, o dziwo, uwolnił ręce Elindela.
- Bawcie się dalej sami - powiedział sucho i zniknął bez efektów specjalnych. Wtedy Ketris podszedł do maga i bez słowa zdzielił go pięścią w szczękę. Elf zatoczył się i upadł.
- I tyle - podsumowała Lilly. - Spodziewałam się większego wyzwania.
- Chyba rzeczywiście zacznę się ciebie obawiać - bard podszedł do niej, prostując dłoń z grymasem.
- W każdym razie poszkodowanym trzeba się odpowiednio zająć - stwierdziłam, odwracając się do leżącego Elindela i zobaczyłam, że w jego ręce migocze kolejny klejnocik. Cichy trzask - i jego okruchy niesione lekkim wiatrem znów spadły na ziemię, która powoli zaczęła formować się w coś dużego. Po chwili przed nami stały trzy istoty podobne do żywiołaków ziemi, ale działające pod kontrolą swego twórcy.
- Ja nie poddaję się tak łatwo - wycedził elf, podnosząc się z pewnym trudem.
- Co mówiłaś o wyzwaniu? - spytałam słodko Lilly. Ta ściągnęła brwi i rozpoczęła inkantację zaklęcia...
Nagle niebo przesłonił spory, skrzydlaty cień i z góry spadł laserowy strumień, zamieniając w proch ziemne golemy. Ich twórca nie miał czasu zareagować, bo zaraz potem i z niego niewiele zostało...
- No nie! - zirytowała się Lilly. - Dlaczego ktoś musi nam przeszkadzać, co?!
Westchnęłam, spoglądając w górę. Cień zakręcił się w kółko i po chwili na ziemi wylądował złoty smok. Natomiast przy mnie pojawił się znajomy młodzieniec o fioletowej czuprynce.
- Cześć - powiedział z uśmiechem, którego nie mogłam nie odwzajemnić.
- Znasz ich? - zainteresował się Ketris.
- Poniekąd - machnęłam ręką. - Konspiratorzy.
- Agenci - poprawił smok, który zdążył już przybrać ludzką i jasnowłosą postać.
- A po czyjej stronie są? - chciała wiedzieć Lilly.
- Właściwie nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Ale nie zaszkodzi im podziękować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz