Jest ranek, a ja jestem
całkiem samiuteńka w domu, więc mogę wreszcie coś tu napisać. W zasadzie
rozsądek nakazuje mi wrócić do łóżka i jeszcze trochę pospać, ale ja
przecież rzadko podążam za głosem rozsądku...
Projekt wymiaru dla Vaneshki pochłonął już masę mojego czasu i myśli, i
jeszcze kiedyś siostrze wypomnę, że taki pomysł rzuciła. Pieśniarka
długo nie mogła uwierzyć, że mamy tyle mocy i - może przede wszystkim -
chęci żeby się dla niej postarać, ale jako osoba znająca się choć trochę
na strukturze wymiarów również będzie miała swój wkład w projekt. Gdyby
nie to, pewnie smuciłaby się, że jest nieprzydatna.
Aeiran obiecał, że nam pomoże, a tymczasem bierze udział w planowaniu
nadzwyczaj rzadko, właściwie prawie wcale. Za to spełnił swoją obietnicę
i przedwczoraj przyprowadził (tym razem już chyba nie siłą) Xemedi-san,
która wyglądała na całkiem zaciekawioną naszym pomysłem i chyba tylko
dlatego nie dała jeszcze Czasoprzestrzennemu do wiwatu... W każdym razie
po tym jak Aeiran ją przyciągnął, zaszył się na jakiś kwadransik w
kuchni z Vaneshką - nie wiem o czym rozmawiali, bo ich nie rozumiałam
(ani nie podsłuchiwałam, po prostu nie dbali specjalnie to, że ktoś ich
słyszy). Po tej rozmowie Aeiran wypadł z herbaciarni z obliczem całkiem
bez wyrazu, zaś Vaneshka wyglądała tak nieszczęśliwie, że Satsuki
zaczęła coś przebąkiwać o sprawach damsko-męskich i swataniu. Natomiast
Vanny chyba chciała pieśniarkę o coś zapytać, ale po namyśle jednak
zrezygnowała - może dlatego, że nie poznały się jeszcze wystarczająco
dobrze? Jednak zielonooka nie miała kiedy się martwić, bo zaraz dopadła
ją Xemedi-san i rozpoczęły jakąś przyciszoną dyskusję, która zaowocowała
tym, że późnym wieczorem Vaneshka po prostu wybyła razem z
Poszukiwaczką Tajemnic - na trening, cokolwiek to miało znaczyć. W
dodatku, ryzykantki jedne, zabrały ze sobą Tenariego! Xemedi-san z
uśmiechem wyjaśniła, że skoro nazajutrz herbaciarnia zostanie pusta, to
ktoś musi się nim zająć. Trzeba przyznać, że przy Vaneshce mały się
jakby uspokaja, ale nie wiem czy powinnam ufać tej zrugiej z
opiekunek...
Przed odjazdem pieśniarka znalazła jeszcze chwilę by zaśpiewać mojej
kuzynce pieśń - mocną, rytmiczną, a jednak... Trochę jakby podobną do
swojej własnej.
Wczoraj ja i Satsuki pożegnałyśmy się z Vanny, która wyruszyła w dalszą
podróż z przystankiem u Tenki, a same udałyśmy się do Althenos. No, nie
tak całkiem same, bo wysłałam do Aeirana wiadomość, że jeśli ma się do
czegoś przydać, to niech udowodni swoją wolę. W rezultacie spotkałyśmy
go na Ziemiach Nieprzystosowanych. Pojechaliśmy do Althenos promem, ku
radości mojej siostry, chcącej poznać ten kraj z każdej strony. Podczas
lotu otworzyła okno na oścież i głośno piszczała - aż dziw, że nie
zwróciło to uwagi załogi, może mają dźwiękoszczelną kabinę?
Ciekawa byłam jakaż to burza mózgów wyniknie ze spotkania Satsuki z
Claydem. W końcu czeka nas dostrajanie nowego wymiaru do duszy jego
właścicielki, więc do kogo mogliśmy się zwrócić po poradę, jeśli nie do
prawdziwej duszy Althenos? A z drugiej strony moja siostra specjalizuje
się w sferze astralnej, czyli poniekąd duchowej...
- Słuchajcie, zostawcie mi ją na trochę, co? - zaśmiewał się Clayd,
padłszy na kanapę. - Słowo daję, spokojnie zakasowałaby swoim podejściem
do techniki tych napuszonych bubków z Instytutu Melwortha!
...I tyle mojego łudzenia się, że ze spraw duchowych nie zejdzie na sprawy przyziemne.
- Właśnie, zostawcie mnie tu! - Satsuki eztuzjastycznie poparła flénn'atha. - Miyuś, nie patrz tak na mnie, zanim wróci Vaneshka zdążę się wszyściutkiego dowiedzieć o tym dostrajaniu duszy... Naprawdę!
- Mhmmm - pokiwałam głową z powątpiewaniem. - I tak wiem, że przyleciałaś tu przede wszystkim po to, żeby pobawić się techniką.
- Daj się siostrze wyszaleć - ujął się za nią Clayd. - Wszystkiego się nauczy, bo ją tak przemagluję, że bardziej się nie da.
- Oby, oby. Bo trzeba się trzymać tego, czego się podjęło - mruknęłam,
spoglądając wymownie na siedzącego przy stole Aeirana. - Nie tak jak ci,
którzy zamiast zabrać się do pomocy tylko się obijają i nie ma ich na
miejscu...
- Jestem na miejscu nie częściej niż jest to potrzebne - czarnooki
odstawił filiżankę z kawą. - A że akurat mam coś, co trochę czasu mi
zabiera...
- Co takiego masz? - zdziwiłam się.
- Wasz projekt podsunął mi pewien pomysł - odparł ze spokojem. - Wpadnij któregoś wieczoru, a sama zobaczysz.
Cisza, jaka po tych słowach zapanowała, uświadomiła mi, że byliśmy bezczelnie podsłuchiwani.
- No no no - Clayd uśmiechnął się łobuzersko. - To taką się teraz taktykę stosuje?
Aeiran spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, ja z większym
zdziwieniem, natomiast Satsuki parsknęła śmiechem i zaczęła bić brawo.
- W dodatku profesjonalną taktykę! - Clayd też już nie próbował
powstrzymywać śmiechu. - Bo może się okazać, że to się przeciągnie na
następny wieczór... i jeszcze następny...
- Czyżbyś tak nisko cenił Miyę, Khai'rise Naen? - zapytał Aeiran z cieniem rozbawienia. - Myślisz, że wzięłaby się na taką taktykę?
- Tak!!! - zawołała Satsuki, przed kolejnym atakiem chichotu.
- Czy wy naprawdę musicie spekulować, jak mnie najłatwiej poderwać? -
zwróciłam się do niego sucho. - W dodatku zaręczam wam, że bezowocnie.
- No wiesz? - westchnął czarnooki z udanym zmartwieniem. - Ja tu próbuję bronić twojej czci, a nie potrafisz tego docenić...
- Sama potrafię zatroszczyć się o swoją cześć - oświadczyłam, po czym
chwyciłam leżący na kanapie jasiek i zaczęłam okładać nim Clayda ze
wszystkich stron.
- No nie, to już regularny zamach! - z niejakim trudem udało mu się
unieść ręce do góry. - Dobra, zrozumiałem, już się poddaję! Już nie będę
spekulować!
- No! - odpowiedziałam z triumfem i odłożyłam poduszkę, po to tylko, by zaraz nią znienacka oberwać.
Koniec końców Satsuki rzeczywiście została w Melgrade. No cóż, ciągnęło
ją tam, więc niech ma... Gdy wróci Vaneshka, wyślę jej wiadomość.
Zastanawiałam się czy spędzić wieczór z jakąś książką, czy raczej pójść
spać - ponieważ jednak nie mam żadnej nowej książki, pewnie wygrałoby to
drugie, gdyby Aeiran nie pojawił się bez uprzedzenia.
- A co ty tu robisz? - spytałam z zaskoczeniem. - Jeszcze dzisiaj w Althenos mówiłeś...
- Nie można bez ustanku ślęczeć nad jednym zajęciem - przerwał mi. - Ciebie też się to tyczy.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Warto odpocząć od rozmyślania tylko i wyłacznie o tworzeniu wymiarów -
wyjaśnił z zagadkowym uśmiechem. - Biegnij do szafy i włóż coś
stylowego, porywam cię.
Porwał mnie do najelegantszego chyba lokalu w Tarahieny by zaszaleć w
tangu, potem do znajomego klubiku w Cantioli, następnie niezaproszeni
odtańczyliśmy walca na wielkim balu odbywającym się w Kreen, a
zakończyliśmy przy quasi-latynoskich rytmach i fajerwerkach na Faile
Grande, gdzie karnawał właśnie przerwał kolejną wojnę. Tyle miejsc i
różne style taneczne, aż zastanawiałam się w duchu, czy Aeiran nie
rozciągnął trochę czasu... I chociaż głos rozsądku ostrzegał mnie przed
skutkami ubocznymi (czyli brakiem formy w dniu dzisiejszym),
ostentacyjnie go zignorowałam. Zresztą jako ofiara kidnapera i tak nie
miałabym nic do gadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz