6 I

Kiedyś zdarzyło mi się wygłosić wielce mądry wykład o tym, że jeśli już demony chorują, to jest to spowodowane najwyżej siłą sugestii. No cóż, od wczoraj jestem zabarykadowana w domu, bardzo sugestywnie kichając... Marzy mi się, żeby mnie ktoś przytulił, ale w takiej sytuacji bym go zaraziła, więc nie ma szans. Za to wpadła Xemedi-san i zaproponowała herbatę z sokiem malinowym, a dobrze wie, że nie przepadam za dolewaniem soków. Kiedy jej o tym "przypomniałam", doradziła syrop z cebuli. Fuj. A kiedy już wychodzę podkarmić trochę Nindë, zaczyna mi robić wykłady o skutkach całodniowego grzebania się w śniegu...

Otóż przedwczoraj, w celu poprawienia sobie humoru po dyskusji z Lexem, wybrałam się do tego wymiaru z taką piękną zimą. Wybrałam się na grzbiecie Pokrzywy, żeby sobie trochę pobiegała. Akurat. Miło by mi się zwiedzało, gdyby nie to, że odezwała się gorsza strona natury mojej klaczy, a mianowicie zaczęła co chwilę marudzić, że jej zimno! A niech to, delikatna arystokratka się znalazła. Zamilkła dopiero po tym, jak spytałam czy chce nosić kozaki, czy raczej szaliczek... Ale nie o tym miałam. Pomijając to narzekanie, wycieczka była świetna. Mrok panował nastrojowy i tylko dzieki bieli śniegu wiedziałam, dokąd jadę. I dzięki blaskowi tej dziwnej roślinki, którą znalazłam w śniegu... Tak, rosła w śniegu jak gdyby nigdy nic. I w dodatku miała pąk - ciekawe jak wygląda jej kwiat? - a liście wyglądały jak oszronione. Dalej wyglądają, bo zerwałam tę roślinkę i wstawiłam do wazonu. Nadal jaśnieje gdy wyłączę wszystkie światła. A po jakichś dwóch godzinach zaczęła wypuszczać korzonki! Oj, zaintrygowała mnie, więc czym prędzej zawiozłam ją na Pogranicze, może Kilmeny znajdzie w bibliotecznych zbiorach jakąś informację o tym kwiecie. Ale póki co, postanowiłam wybrać się do tamtego świata jeszcze raz i sprawdzić, czy rośnie tam takich więcej. Tak zrobiłam następnego dnia, już na piechotę. I przechodziłam chyba cały dzień. Godziny mijały, ale ciągle panował mrok... Albo zawsze gdy mnie tam zanosi, w tym wymiarze jest już wieczór, albo panuje jakaś noc polarna. Jeśli to drugie, to jak te roślinki kwitną bez słońca? W każdym razie nachodziłam się długo zanim znalazłam kolejny kwiat. A raczej całe ich zbiorowisko. Tak ślicznie wyglądały gdy nad nimi migotała zorza...
Ale i tak bez wyrzutów sumienia zmniejszyłam ich ilość o jeszcze jeden. Mam nadzieję, że nie są pod ochroną.

Wyleguję się na łóżku w towarzystwie ocieplarki, która grzeje lepiej niż termofor, a na kolanach mam zeszyt z kawałkami legendy o Klejnocie. I chyba wiem, co zrobić, żeby napisać ją tak, jak bym chciała. O tak, mam plan. Niecny i ambitny plan. Ale nie wykonam go dopóki to małe coś w ocieplarce się nie wykluje... Oczywiście mogłabym mu znowu zakręcić ogrzewanie, ale tyle się już naczekało, że nie umiem być tak wredna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz