24 I

Humor poszedł precz. Znaczy, może nie tak do końca precz, bo mam przy sobie Vanny, herbatę i zdjęcia, i fruwające dziecko, które mi te zdjęcia zabiera, ale nie umiem się nie przejmować... Głupie to z mojej strony - jeden sie pobił z drugim, a ja tak to sobie biorę do serca jakby światy miały się od tego zawalić. I tak, dla równowagi, chętnie bym się wydarła również na Lexa - tylko że jakoś nie widzę istotnego powodu, żeby to zrobić. Że co, że wyciągnął mnie z domu w czasie największej zadymki? A czy tak pierwszy raz zrobił? Ale z drugiej strony chyba się domyślam znaczenia tej rymowanki, którą mi pokazał. Ma dla mnie opowieść, powiedział, ale nie jestem pewna czy chcę się w tę opowieść wkręcać... Nie uśmiecha mi się perspektywa kolejnego spotkania z Omegą, a jednak... Ciekawi mnie, dlaczego Lex tak obstaje przy tym, bym się tą opowieścią zajęła.
Jedna wielka rozterka.

Poza tym jest jeszcze osoba Vaneshki... Wyspana i zadowolona, przesiaduje teraz na kanapie i śpiewa te swoje pieśni. Gdy spytałam ją, o czym traktują, odpowiedziała, że układa je dla poległych. Poległych na kolejnej wojnie w Faile Grande? Czy może gdzieś indziej? Jej oczy wypełniają się dziwną tęsknotą i rozmarzeniem, kiedy myśli, że tego nie widzę. Czy Aeiran miał jakiś cel sprowadzając ją do mnie, czy po prostu... mi ufał? Głupio się czuję i nie rozumiem tego.

Oho, Ten-chan dopadł moje pergaminy i zamierza po nich bazgrać. Ale pewnie zaraz wkroczy ciocia Vanny... I porysują razem. Do twarzy jej z dzieckiem, trzeba przyznać. A ja jeszcze nie mam całkowitej pewności czy nadaję się na opiekunkę. Na razie spędzam czas pieczołowicie wyszukując w Szafie ciuchy jego rozmiaru i wycinam w nich otwory na skrzydła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz