23 I

Tenariego trzeba oswoić z chodzeniem - tak sobie pomyślałam gdy dorwał zdjęcie, na którym ja i Vanny śpiewamy karaoke, i pofrunął z nim pod sam sufit. Już miałam podjąć środki zaradcze, gdy pojawił się Aeiran z kobietą. Nie, nic mi się nie pomyliło. Przyniósł na rękach kobietę i prawie rzucił ją na kanapę.
- Co do... - zaczęłam, ale nie udało mi się wykrztusić nic więcej.
- Na wszystkie demony Ardetha, zrób coś z nią! - zażądał desperacko.
Nie zdążyłam spytać, kim był Adreth i czy ja jestem przechowalnia, bo zniknął tak szybko jak się pojawił.
Podeszłam do kanapy by przyjrzeć się tej kobiecie bliżej. Młoda, ubrana na zielono, miała czarne włosy skręcone w burzę sprężynek. Leżała bez przytomności, więc zawołałam z kuchni Vanny, żeby ją obejrzała. Moja kuzynka przybiegła więcej niż chętnie, przy okazji przynosząc herbatę i jej nie rozlewając - nie pierwszy raz stwierdziłam w duchu, że jeśli chce kelnerować bez wypadków, powinna po prostu przestać tak gorączkowo o tym myśleć...
- Dlaczego Aeiran sprowadza kobiety do twojego domu zamiast do własnego? - zaczęła się zastanawiać na głos, przez co o mało nie zakrztusiłam się swoją herbatą.
- Bo u niego... Nie ma... Kanapy... - odpowiedziałam kaszląc.
- Żadnych poważnych obrażeń nie ma - stwierdziła po fachowych oględzinach. - Spróbować ją obudzić?
- Spróbuj, może się dowiemy o co chodzi - Vanny kiwnęła głową i odprawiła nad leżącą jakiś mały czar. Dziewczyna otworzyła zielone oczy, w których pojawił się paniczny lęk i gwałtownie usiadła.
- Thae den lhyin'ne! Finns sehem navender! - wykrzyknęła zduszonym głosem, po czym opadła z powrotem na kanapę.
- Nie rozumiemy cię - pokręciłam głową. Popatrzyła na nas ze zdziwieniem i powoli rozejrzała się dokoła.
- Czyżbym była wyzwolona, czy raczej... - urwała, dostając nagłego ataku kaszlu.
- Tu raczej nic ci nie grozi - uspokoiłam ją. - Przynajmniej nam nic o tym nie wiadomo... Ja jestem Miya, a to Vanille.
- Vaneshka - przedstawiła się ostrożnym tonem i wzięła głęboki wdech. - Muszę się przyzwyczaić do czystego powietrza - wyjaśniła szeptem. - Bo wcześniej tylko dym... Zmieszany z wonią j e j kwiatów... I krzyki zabijanych.
- I co dalej? - spytała łagodnie Vanny. Dziewczyna spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- A potem pojawił się mężczyzna o oczach jak Otchłań Cereithy - dokończyła - i ocalił mi życie.
Jak Otchłań Cereithy, no no... Takiego porównania raczej bym nie użyła, zważywszy, że kiedyś omal w tę otchłań nie spadłam.
- Aeiran? Ocalił ci życie? - upewniłam się. - Chyba będę musiała z nim poważnie porozmawiać.
- Aeiran... - powtórzyła wolno. - Imię potrafiące wpleść się w pieśń... Tak jak i wasze - mówiła bardziej do siebie niż do nas. - Lecz czy byłaby to pieśń lekka i wirująca na wietrze z kwiatami jabłoni, czy raczej pełna bólu i pędząca z dół?
Vanny spojrzała na mnie wymownie, już na pół przekonana, że mamy do czynienia z wariatką. Tymczasem Tenari miał już dość krążenia pod sufitem i przyfrunął do nas na kanapę. Zanim jednak zdążył pociągnąć Vaneshkę za włosy, położyła dłoń na jego głowie i niespodziewanie zaczęła śpiewać.
Śpiewała powoli, ale nie rozróżniałam słów, które tonęły w melodii. Ton jej głosu na przemian słabł i omdlewał, a potem przybierał na sile by zaraz przejść w zawodzenie. Demoniątko siedziało spokojnie, bez tej typowej dla siebie ruchliwości i zasłuchane wpatrywało się w dziewczynę. Także i ja poczułam się niezdolna do żadnego ruchu i byłam pewna, że Vanny też, ale czułam, że zielonooka śpiewa przede wszystkim dla małego. Wreszcie skończyła i znów się rozkaszlała.
- Dziękuję, że mogłam wypełnić waszą siedzibę pieśnią - powiedziała, gdy już złapała oddech. - Czy mogę teraz się przespać?
- Jasne - skinęłam głową. - Nie widzę przeszkód.
Uśmiechnęła się nieśmiało, chyba wreszcie czując, że jest tu bezpieczna, po czym skrzyżowała ręce na piersiach i zamknęła oczy. Po chwili spała już, wypisz, wymaluj jak wampir w trumnie. A ja i Vanny tylko patrzyłyśmy na siebie z takim samym brakiem zrozumienia.

Pojawiłam się u Aeirana bez zapowiedzi, mając dziwne wrażenie, że gdyby tę zapowiedź otrzymał, szybko wyniósłby się z domu. A tak był po prostu zaskoczony moim przybyciem.
- Rozgość się - powiedział mimo to spokojnie.
- Dziękuję - nie zajęłam jednak fotela, wolałam wyjaśnić sprawę na stojąco. - Możesz mi powiedzieć o co chodzi z tą dziewczyną? - przeszłam od razu do rzeczy. - Dlaczego sprowadziłeś ją do mnie?
Zamyślił się, jakby wybierał z kilku możliwych odpowiedzi.
- Mając przed sobą wszystkie możliwe światy - rzekł wreszcie - do kogo miałbym się zwrócić?
Przełknęłam tę odpowiedź, zastanawianie się nad nią odkładając na potem.
- Może inaczej... Jak na nią trafiłeś i dlaczego?
- Przypadkiem - wyjaśnił. - Zaintrygowało mnie, że mówiła moim językiem. A potem tak się złożyło, że znalazłem się między nią a pociskiem kwasowym.
Pociskiem kwasowym? Wygląda na to, że na Faile Grande znów toczy się jakaś wojna...
- Chyba się domyślam, gdzie cię nosiło. Nie dość ci było wyżywania się na Lexie?
Aeiran spojrzał na mnie z cieniem ironii i usiadł.
- Niech zgadnę. Zdziwiona, że tym razem ratuję czyjeś życie zamiast je odbierać?
- Być może... - podświadomie wpadłam w jego ton. - Wierzę, że zawsze znajdziesz sobie pretekst, żeby zrobić komuś krzywdę.
- Uważasz, że nic innego nie robię, tylko szukam pretekstów? - popatrzył na mnie z ukosa.
- Tak to wyglądało - uznałam. - Wiem, że masz z Lexem porachunki, ale nie podoba mi się taki sposób ich załatwiania.
- Mówisz jakbyś nigdy nie walczyła, uznając, że to słuszne. A ja w to nie uwierzę.
- To nie była walka, tylko zwykła wredna demonstracja siły!!! - nie wytrzymałam. - I to nie było słuszne, rozumiesz?! W każdym razie nie w tym miejscu i czasie!!!
I już w tym momencie byłam na siebie zła, że tak mnie poniosło. Że tak mnie poniosło przy nim.
Doprawdy, jak on to robi, że w każdej sytuacji potrafi zachować kamienną twarz?
- W porządku - powiedział. - Skoro jest dla ciebie taki ważny, postaram się by nasze drogi się nie przecinały.
Skoro jest dla mnie...???
Jeśli udało mi się nie wyglądać jakbym dostała w głowę czymś ciężkim, to mogę sobie pogratulować. Jeśli nie, to cieszę się, że odwróciłam się i wyszłam zanim Aeiran zdążył to zobaczyć (chociaż kto go tam wie...).
Nie wiem tylko jakim cudem trafiłam z powrotem do herbaciarni, bo widziałam jak przez mgłę i umysł też miałam zaćmiony.
Sama siebie czasem nie rozumiem. Też coś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz