A jednak spełniły się moje
najgorsze przeczucia - nie mogę się dostać do własnej siedziby... Jest
tak bardzo odgrodzona od międzysfery, jak tylko Xemedi-san potrafi to
uczynić. Mimo wszystko wysłałam do niej wiadomość, stanowiącą jeden
wielki wyrzut. Przy okazji wysłałam jeszcze jedną, ale jej adresat ma mnie
szukać w Solen, a konkretnie w Cantioli, bo tam właśnie udałam się w
towarzystwie Clayda. Stwierdził, że przyda mu się chwila urlopu od
Althenos.
Cały dzień czekałam na jakiś punkt zwrotny w fabule, ale bez rezultatów.
Za to dzisiaj coś ruszyło! Siedziałam sobie w pokoju bardzo
sympatycznego lokalu, snując wątek. Tymczasowo skazana na samotność,
ponieważ mój towarzysz wybrał się do okolicznej świątynki na pogawędkę z
Celebris, panią flénn'ath opiekującą się Solen. W
przeciwieństwie do niego (ale on pod tym względem jest unikatem) nie
posiada ona ludzkiego ciała i może być wszędzie dosłownie, podczas gdy Clayd
musi rozbijać się po Althenos na motocyklu... W każdym razie siedziałam
przy oknie, gdy do pokoju wkroczył Aeiran. O tak, "wkroczył" to
najlepsze określenie. Całe szczęście, że drzwiami.
- Cześć - powiedziałam z uśmiechem.
- Co ty właściwie wyprawiasz? - czyżbym słyszała w jego głosie
zdenerwowanie? - Wynosisz się bez uprzedzenia i odgradzasz swój wymiar
barierą?
- Tak, zrywam z przeszłością i chcę zacząć nowe życie - prychnęłam. - Nie mów, że się o mnie martwiłeś.
- Wolałbym wiedzieć, gdzie cię nosi - odparł już spokojniej. - Przynajmniej dopóki...
- Dopóki jesteśmy związani przysięgą? - weszłam mu w słowo. - Ty się
uparłeś, żeby to dociągnąć do końca, a ja cię ograniczać nie zamierzam. I
nie mam nic wspólnego z tą osłoną.
- Kto potrafiłby przejąć panowanie nad cudzym wymarem?
- Niestety Xemedi-san - westchnęłam. - Ale nie ma barier, których nie da się sforsować. Potrafiłbyś?
- Tak - odpowiedział bez wahania. - Nie zrobiłem tego tylko z
obawy, że możesz zacząć rzucać talerzami czy coś w tym rodzaju.
Skąd on wie... Znaczy, skąd mu się wzięły te talerze?!
- W takim razie śmiało! - bez namysłu chwyciłam go za płaszcz i
wyciągnęłam na zewnątrz, żeby nie narobił bałaganu. Z pewnym podziwem
patrzyłam, jak tworzy czarną dziurę (od kiedy ja coś takiego
podziwiam?), jednocześnie krzywiąc się, widząc rozdarcie przestrzeni.
- Trzymaj się - Aeiran przyciągnął mnie do siebie. - Nie zamierzam pozwolić, żebyś się zgubiła. Albo znów mnie przegoniła.
Ruszyliśmy z prądem, ale tym razem nie odczuwałam żadnego dyskomfortu
podczas podróży. Ciekawe, czy kiedyś będę tak dobra w czarnych dziurach
jak Aeiran... Ale nie będę się zastanawiać, nie umiejąc ich otwierać.
W pewnej chwili przystanęliśmy. Czasoprzestrzenny skoncentrował się i
wsadził rękę w mrok, tworząc kolejne przejście. Wyraźnie wiedział, doką
zmierza, wyglądało to tak, jakby prowadziło go coś po drugiej stronie. A
kiedy przeszliśmy i rozejrzałam się po moim mieszkanku, z ulgą
stwierdziłam, że jest całe. Tylko dokoła stojącego na biurku Symbolu
dało się zauważyć małe wyładowania energii.
- O ile się orientuję, tutaj jeszcze nie byłem - Aeiran rozejrzał się z
zainteresowaniem. - Wyrzucasz mi brak kanapy, a tymczasem sama jej nie
posiadasz.
- Posiadam. W herbaciarni - mruknęłam. - Gdybym sprawiła sobie jeszcze jedną
tutaj, zaraz miałabym niepowołanych gości, chcących ją wypróbować.
Spojrzał na mnie pytająco, ale nawet gdybym chciała to wyjaśnić, nie
miałabym kiedy. Przed nami pojawiła się projekcja Xemedi-san - iluzja,
może hologram, nie wiem.
- Dzień dobry - odezwała się jak zwykle z uśmiechem. - Czy to tak ładnie rozdzierać w pocie czoła stawianą osłonę?
- A czy to tak ładnie odgradzać cudzy wymiar? - odparowałam.
- Zwykłe środki ostrożności - powiedziała iluzja gładko. - Też byś tak
zrobiła, gdybyś osobiście musiała podejmować takich gości jak ci z
przedwczoraj... Pojawili się zaraz po wykluciu tego maleństwa.
- Jak to się pojawili? - wyjąkałam. - Przecież nie można wejść do Blue Haven bez mojej zgody!
- Dlatego też dotarli zaledwie na parking - brzmiała odpowiedź. - I
podjęłam ich na parkingu, hihihi! Delegacji szanownego szefostwa rasy svart nie było to w smak.
- Svart - powtórzyłam głucho. - A niech to. Mam rozumieć, że chcieli odzyskać małego?
- Nie da się ukryć.
- I oddałaś?
- Jakże bym mogła? - Xemedi-san zrobiła niewinną minkę. - Miałabym nie
czekać na decyzję opiekunki dziecka, tylko dlatego, że owa opiekunka
akurat poszła sobie do biblioteki?
Zacisnęłam pięści i zęby.
- Co zrobiłaś? - wycedziłam. Odpowiedział mi uroczy uśmiech.
- Nie wiem, za kogo mnie masz, ale oni byli za mało uprzejmi...
No to świetnie. Teraz tylko czekać aż pojawi się jeszcze większa delegacja. I jeszcze mniej uprzejma.
- Dobra - starałam się mówić spokojnie. - Skoro wróciłam, możesz już zdjąć tę przeklętą barierę.
Xemedi-san pokręciła głową z udanym smutkiem.
- Przykro mi, ale nie mogę. A ty nie możesz przełamać mojej bariery. I
radziłabym ci opuścić to mieszkanko, zważywszy, że jest połączone z
herbaciarnią.
- Dlaczego, na wszystkie Siły Wyższe, nie możesz się rządzić u siebie?!
- Bo tak jest cieka... Znaczy, to dla twojego dobra.
Jaaasne...
- Miya nie może przełamać twojej bariery, ale ja mogę - wtrącił od
niechcenia Aeiran, który przysłuchiwał się naszej rozmowie i o dziwo,
wytrwał.
- Możesz - przyznała Poszukiwaczka Tajemnic. - Ale tego nie zrobisz. Prawda?
Posłała mu swój najładniejszy uśmiech, a ja aż się przestraszyłam. Nie
sądziłam, że Aeiran się domyśli, iż przed tym właśnie uśmiechem trzeba
się mieć na baczności jak nigdy...
Nie odpowiedział, ale też nie odwrócił wzroku.
- Wygrałaś - zdecydowałam. - Ale jak ci się znudzi, daj znać.
- To raczej ty daj znać, gdy będziesz miała obok jeszcze kogoś -
odrzekła Xemedi-san. - W zasadzie miałam nadzieję, że pojawi się tu z
tobą, ale trudno. Najwyżej dłużej będziesz odcięta od domu.
Pokazałam jej język, spakowałam do torby parę rzeczy i wyruszyliśmy z powrotem.
- Gdzieś ty się podziewała? - zapytał Clayd z wyrzutem, po tym jak skończyły mu się przekleństwa (chociaż... Nie, chyba źle się wyraziłam). - Trzeba było poinformować, że gdzieś się wybierasz!
- Następny - westchnęłam. - Uwzieliście się na mnie? Wyruszyłam z nieudaną misją odzyskania domu.
- I oczywiście cała zabawa mnie ominęła - mruknął.
No trudno. Żal mi było tylko, że nie zdążyłam podpytać Xemedi-san o
małego demonka. Ale skoro tak pokierowała naszą rozmową, to może nie
chciała, żebym coś wiedziała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz