Miałam dzisiaj coś w rodzaju scysji z panem Diss Gyse i humorek mi się trochę popsuł. Jakby był powód.
- A mój prezencik się sprofanowało, tak? - wyjechał ni z gruszki, ni z pietruszki.
Pewnie głupio wyglądałam, mrugając ze zdziwieniem.
- Co to miało znaczyć, za pozwoleniem?
Spojrzał na mnie z ukosa. Niby nie było w jego wzroku wyrzutu, ale nieswojo się poczułam.
- No, prezent dla kobiety niezależnej, kupiony z założeniem, że nowy rok powitasz sama.
- Nie sama, tylko w gronie przyjaciół - fuknęłam. - Poza tym było również założenie, że nikt nie wymknie mi się w tańcu.
- Że zatańczysz z każdym, lecz nie należąc do żadnego z nich - w głosie Lexa pojawiła się kpina. - A jak było naprawdę?
- Nigdy nie twierdziłam, że do kogoś należę - absurdalna była ta
rozmowa i nie wiedziałam czy się roześmiać, czy wrzasnąć (talerza pod
ręką nie było). - A gdybym tego zapragnęła... Musiałoby być z
wzajemnością.
- Ty zawsze uciekasz od tej wzajemności - wytknął mi (akurat on, ze wszystkich...). - W wyniku czego
tylko ja ci zawsze pozostaję. A ty profanujesz mój prezent.
- A ty mnie śledzisz - odpowiedziałam zimno - podczas gdy powinieneś spędzać sylwester w Eskalocie. Z Sheril u boku.
- Nie omieszkam - wzruszył ramionami. - Na Tella Sil i w Eskalocie przy
okazji rok zaczyna się pięć dni później... - Że co?! - Czyli jeszcze
wszystko przede mną. Co nie zmienia faktu, że moje serce krwawi.
- Zawsze mówiłeś, że nie masz serca - przypomniałam. - A gdybyś miał, dlaczego niby miałoby krwawić?
- Toć cały czas powtarzam. Zdrajczyni okrutna.
- Tak samo jak z Aeiranem tańczyłam również z Artenem, Tileyem i
pozostałą dziewiątką facetów - robiłam się już zmęczona tą prowadzącą
donikąd dyskusją. - I co, będziesz ich po kolei na pojedynki wyzywał?
- Od tego, z kim spędzasz czas, zależy, jak bardzo trzeba cię pilnować - westchnął sentencjonalnie.
- Trzeba było dać się zaprosić i pilnować mnie oficjalnie, zamiast coś
kręcić – odwróciłam się do niego plecami. - I zastanawiam się, jakim
prawem robisz mi teraz wyrzuty...
- Ano właśnie - z głosu Lexa zniknął ten niepokojący ton. - Może tym samym, które sprawia, że mi się tłumaczysz?
Powiedziawszy to, roześmiał się w głos, jakby udał mu się świetny kawał. Ciągle się śmiejąc, podszedł do mojego biurka.
- Zostaw - powiedziałam, tknięta nagłą intuicją. Obejrzałam się i
zobaczyłam Lexa z dłonią przy Symbolu. Cofnął ją szybko, jakby nic się
nie stało.
- Nie oddałaś mu tego - powiedział.
- Jak dotąd sobie nie życzył - mruknęłam. - Co nie znaczy, że Omega miałaby się zaraz pchać z łapami...
- A od kiedy, droga Miyu, przychodzę tu jako przedstawiciel Omegi? -
zaśmiał się cicho. - Wierz mi, gdyby ktoś z nich tu wpadł, nie miałabyś
tak lekko.
- Bez zaproszenia nikt by nie wpadł - odparłam. - Chyba że ty byś ich zaprosił?
- Nie sądzę, żebym miał w tym jakiś interes - prychnął i opuścił pokój.
Phi. Nie rozumiem, co mu chodzi po głowie. Nie zazdrość, on jest ponad
to. Knuje coś? Nie jestem pewna, czy chciałabym wiedzieć. Aktualnie mam
serdecznie po uszy rozmaitych osobników w czerni, przyczepiających się
do mnie pod dziwnymi pretekstami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz