27 I

Zbudziło mnie szarpanie za ramię i głos Satsuki.
- Słuchaj, ta zielona miała już zakończyć swoją wizytę? - spytała, gdy popatrzyłam na nią nieprzytomnie. Vanny też się obudziła i usiadła na rozłożonej kanapie, którą zajęłyśmy wszystkie trzy. I Tenari.
- Koniec wizyty nie był określony - wymruczałam, nie będąc jeszcze do końca pewna, co mówię. - A dlaczego pytasz?
- Bo jej nie ma, no! Zaśpiewała nam tę kołysankę i wyparowała!
Usiadłam, gwałtownie przecierając oczy.
- Jesteś pewna?
- Szukałam wszędzie i nie znalazłam, więc mam prawo być pewna.
Westchnęłam. Vaneshka często mówiła, że nie chce mi sprawiać kłopotu, ale czy musiała tak uciekać? Nie mając dokąd wrócić?
- Zamierzasz jej poszukać - Vanny świetnie czytała z mojej twarzy.
- Zamierzam - potwierdziłam. - Czuję się za nią poniekąd odpowiedzialna. Ech, ta moja przewrotna natura...
- Czy ona się zna na międzysferze, astralu albo czarnych dziurach? - zapytała konkretnie Satsuki.
- Pytała mnie wczoraj o Rob Roya i jego zdolności - przypomniała sobie Vanny. - I przy okazji wydobyłam z niej wczoraj, że potrafi się teleportować. Tylko niekoniecznie z właściwym skutkiem.
- A niech to - syknęłam na te słowa. Obie popatrzyły na mnie równocześnie.
- Właśnie przychodzą mi do głowy różne wizje tego, co może się stać z osobą zagubioną w międzysferze - odpowiedziałam na ich pytające spojrzenia.
- Mogę jej z tobą poszukać jeśli chcesz - zaproponowała moja siostra. - Razem będzie nam łatwiej.
- Ale jeśli faktycznie się zgubiła i zawiało ją do Cirnelle...
- Do Cirnelle? - oczy jej się zaświeciły. - To na pewno jej z tobą poszukam!!!
Zaniemówiłam.
- No, co tak na mnie patrzysz jak cielę na malowane wrota? - roześmiała się Sat. - Chcę poznać tę eks-boginię!
- I zaryzykować, że będzie próbowała wpłynąć na twoje przeznaczenie? - spytałam niepewnie. W odpowiedzi tylko pokiwała głową. Bardzo entuzjastycznie.
- W takim razie ja tu zostanę, na wszelki wypadek - zdecydowała Vanny. - Pobawię się z małym. Trzeba go obudzić, bo znów nauczy się spać w dzień...

- A teraz ruszamy... Tam! - Satsuki radośnie wskazała palcem drogę, choć w międzysferze nie sposób tak napawdę rozróżnić kierunków.
Chyba świetnie się przy tym bawiła. Ja niekoniecznie, bo nie byłam pewna czy Cirnelle nie stwierdzi, że skoro pamiętam więcej niż jedno życie, należy mi się więcej niż jeden podarunek...
W dodatku historia się powtarza. Poprzednim razem również trafiłam do niej szukając kogoś.
- Wiesz, może zamknij oczy a ja cię okręcę wkoło - zaproponowałam zjadliwie. - Będzie ci się łatwiej zgubić.
- Dobra! - Satsuki zamknęła oczy, gotowa na wszystko. Spełniłam swoją propozycję i na chybił trafił otworzyła portal. Chcąc nie chcąc, podążyłam za nią.
I rzeczywiście, za pierwszym razem się nam udało. Wymiar Cirnelle ani trochę się nie zmienił, z czego wynikało, że jej gust też. Te same powoje i kiczowate fontanny... Tylko że akurat trwał tam dzień, więc nie było świetlików.
- Z twojej miny wnioskuję, że się udało! - pisnęła zachwycona Satsuki, nawet nie krytykując artystycznej kompozycji krajobrazu. - To którędy teraz?
- Jak to, którędy? - uśmiechnęłam się lekko. - Nadstaw ucha, siostro. Idziemy za pieśnią.

Śpiew Vaneshki od razu wpadał w ucho, natomiast pierwszym, co nam się rzuciło w oczy po dojściu do altany, był żółty turban Cirnelle. Z naszytymi perełkami niczym krople rosy. Na nasz widok wstała z rozanielonym uśmiechem, szeleszcząc jedwabiami.
- Cóż za procesja zagubionych duszyczek dziś do mnie przybywa! - zawołała z egzaltacją. - Już usłyszałam przepiękną pieśń o przeznaczeniu. Cóż jeszcze mnie czeka? Cóż jeszcze?
- Poświęciłam ci miejsce w jednej z moich kronik - powiedziałam ostrożnie. - Witaj ponownie, Cirnelle.
- Witaj, ty, której podarowałam srebrną koronę! - cmoknęła głośno powietrze przy mojej twarzy. - A to siostrzyczka? - z ciekawością zaczęła się przyglądać Satsuki. - Oczywiście, że siostrzyczka! Tak samo niepozbierana osobowość, to m u s i być rodzinne!!!
Satsuki spojrzała na mnie z niepewnym uśmiechem. Jej wina - chciała, to niech ma.
- My właśnie... - zaczęła. - Szukałyśmy znajomej i... - urwała, gdy Vaneshka wyszła z altany i zbliżyła się do nas. Posłała mi przepraszający uśmiech.
- A jednak ciągle się musisz o mnie martwić - szepnęła.
- Póki jesteś moim gościem, będę - oświadczyłam tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Chciałaś szukać swojego miejsca? Tak bez uprzedzenia?
Zielonooka spuściła głowę, ale zdążyłam w jej oczach dojrzeć tęsknotę.
- Nie krzyw się tak na nią, złotko - Cirnelle macierzyńsko pogłaskała mnie po ramieniu. - Dałam jej prezencik na to nowe miejsce. Zasadzi sobie, gdy już je znajdzie.
Satsuki od razu zajrzała, co też pieśniarka tak tkliwie tuli w dłoniach. Małe zielone ziarenko, nasiono jakiejś rosliny.
- Wracamy, Vaneshka? - spytałam możliwie łagodnie. Skinęła głową, jakby poddała się wyrokowi... A z drugiej strony jakby z nadzieją.
- Już? - zmartwiła się bogini. - I nie będę miała kogo poczęstować nektarem? Ani z kim podziwiać świetlików krążących w powietrzu?
Zostać tu do nocy? O, ja dziękuję...
- Właśnie, już? - nieoczekiwanie przyłączyła się do niej Satsuki. - A prezencik? Podobno wszystkim rozdajesz prezenty, a mi co?
- Właśnie! - Cirnelle klasnęła w dłonie. - Wiedziałam, że o czymś zapomniałam! Chodź, skarbeczku, zobaczymy, co tam się dla ciebie znajdzie!

- A jednak wcale nie jest taka dobijająca jak się na pierwszy rzut oka wydaje - oceniła moja siostra przy wchodzeniu do herbaciarni, trzymając w ręce niewielką szkatułkę trzyrazową. Według Cirnelle za każdym razem miało znajdować się w niej coś innego i najlepiej ją otwierać w wyjątkowych sytuacjach... Ciekawe jaką sytuację Satsuki uzna za wyjątkową.
- Łatwo ci mówić - mruknęłam. - Ty nie dostałaś od niej korony.
- No to co? Też ładny prezent...
Tenari jak zwykle nie wyhamował w porę i wpadł mi prosto w objęcia. Potargałam jego włosy i uśmiechnęłam się do Vanny, która miała świetne wyczucie i właśnie wniosła tacę z herbatą. Na kanapie zaś siedział Aeiran i patrzył na nas wesoło - jak na niego.
- A mówiłem, że nie ma się czym przejmować - powiedział.
- Też coś! - prychnęła Vanny. - Najpierw ją uratowałeś, a teraz zero zainteresowania przejawiasz! - pokręciła głową, patrząc na pieśniarkę, która znowu przygasła.
- Skoro tak twierdzisz... - uśmiechnął się lekko, po czym wstał i skinął Vaneshce głową. - Hanere im thari sehem faiss, gla'edd.
- Yl gla'edd. Dahar'nen
- powiedziała miękko, spuszczając wzrok. Jak ja uwielbiam czuć się taka niezorientowana...
- Ostrzeżenie. I podziękowanie - wyjaśnił zwięźle Aeiran, widząc moją minę.
- Jeszcze trochę i zgłoszę się do któregoś z was na kurs języka - odparłam.
Tymczasem Vanny posadziła zielonooką przy stoliku i wcisnęła jej filiżankę.
- I żebyś tak więcej nie uciekała! - zakomenderowała.
- Wasza wola - Vaneshka upiła mały łyczek. - Ale zaśpiewać mogę?
- O czym tym razem? Albo dla kogo?
Nie było odpowiedzi, tylko kolejna pieśń. Cicho usiedliśmy gdzie się da, żeby jej nie przeszkadzać... Bo pieśń była piękna. I smutna, a jednocześnie z nadzieją, taka jak wyraz oczu jej wykonawczyni. Coś upragnionego, ale zbyt ulotnego by to posiąść. Nuta tęsknoty zmieszana z nutą... innej tęsknoty?
Przynajmniej w jednym przypadku chyba ją zrozumiałam.
I chyba zrozumiała też Vanny, bo uśmiechnęła się tak, jakby znalazła bratnią duszę.
- Tęsknota za prawdziwym domem... - ujęła to w słowa jako pierwsza. Smutno nam się zrobiło.
- Wiesz co, Vaneshka? - Satsuki w miarę dyskretnie pociągnęła nosem. - Stworzymy ci dom, co ty na to?
- Chyba nie masz na myśli takiego domu jak mój na przykład? - spytałam.
- A czemu nie? Sobie stworzyłaś mini-świat, więc dlaczego nie jej?
- Bo utkanie przestrzeni, która ma należeć do kogoś innego, jest zbyt skomplikowana dla kogoś, kto nigdy jeszcze tego nie robił! - prychnęłam. - Jeśli ma to być "własne miejsce" Vaneshki, trzeba je będzie z nią zsynchronizować, a podczas takiego procesu wszystko się może zdarzyć!
- Oj, przecież nie będziesz sama! Ja ci pomogę. I poprosimy Xemedi-chan.
- Już ja widzę pomoc w jej wykonaniu... - mruknęłam sceptycznie. - Kto się zgłasza na ochotnika by o tę pomoc poprosić?
- Ja mogę - rzucił Aeiran z cieniem drwiny. - Chciałbym to zobaczyć.
- Ze swoim podejściem do niej jesteś bez szans - zachichotałam. - Poza tym i ty byś się jak najbardziej przydał.
- Przydam się - odpowiedział - jeśli pożyczysz mi Symbol.
- Symbol jest twój, więc nie musisz go pożyczać - zauważyłam, uświadamiając sobie jednocześnie, że czarnooki zachowuje się jakby nic się nie stało, jakby niczym mi nie podpadł. Jakbym nigdy na niego nie nawrzeszczała...
- Może spytalibyście o zdanie samą zainteresowaną? - zaproponowała Vanny, patrząc na nas z ukosa.
- Dobra! - zawołała Satsuki. - Vaneshka, chcesz mieć gdzie zasadzić swoje nasionko?
A zainteresowana powiodła po nas wzrokiem dość błędnym, po czym pobiegła do kuchni, żeby się wypłakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz