12 I

- Wyraźnie czegoś od ciebie chce - stwierdziłam przy popołudniowej herbatce.
- Taka była zawiedziona, że mnie nie spotkała? - Clayd uśmiechnął się krzywo. - Jesteś pewna, że nie powoduje nią mój urok osobisty?
- Xemedi-san to prawie głaz - odparłam. - Z jej słów wynikało, że dopóki się z tobą nie zobaczy, bariera będzie stała.
- I niby dlaczego ma tak stać? Dla ochrony w razie gdyby przybyło więcej demonów? To nie w jej stylu.
- Właśnie. Raczej nie podejmowałaby żadnych środków ostrożności i przed niczym by mnie nie ostrzegła... To się nie trzyma kupy.
- A może jednak?
Oboje ze zdziwieniem spojrzeliśmy na Aeirana, który właśnie skończył swoją kawę.
- Masz jakiś pomysł? - spytałam.
- Przypuszczenia - powiedział cicho. - Czy jest w twojej herbaciarni coś, co nie mogłoby się pogodzić z obecnością małego demona?
- Jasne, Szafa - prychnęłam. - Jeśliby się do niej dorwał.
- Nie, czekaj - podchwycił Clayd. - W tym może coś być...
Spojrzałam na nich jak na wariatów.
- Co wy sugerujecie?! - zawołałam. - Że mam w Blue Haven jakieś astralne byty i o tym nie wiem?!
- Ty to powiedziałaś - rzekł Aeiran beznamiętnie. - A to by wiele wyjaśniało.
- Ej, zaraz! - zaprotestował Clayd. - Nie jestem egzorcystą, tylko obiektem egzorcyzmów!
- Gdzie, w Althenos? - spojrzałam na niego spode łba. - Tam przecież nie wierzą w egzorcyzmy.
- Wielkie dzięki. Ale to by znaczyło, że Xella-Medina nie roztoczyła osłony żeby chronić małego przed czymś z zewnątrz, tylko odwrotnie.
- Dalej nie łapię - oznajmiłam, upijając łyk herbaty. - Coś takiego zdecydowanie zostawiłaby mi...
- Niekoniecznie - stwierdził Aeiran fachowo. - Rozstawiła swoją barierę, ale osłaniając twój wymiar. Mogła nastąpić niezgodność mocy i powikłania...
Kiedy to mówił, patrzyłam na niego coraz większymi oczami.
- Chcesz powiedzieć, że sama nie może się wydostać? - odezwałam się powoli, przetrawiając tę informację.
Tym razem oni spojrzeli na mnie jak na wariatkę, gdy zaniosłam się opętańczym śmiechem.
- I to cię bawi? - spytał łagodnie Clayd. - Że wyżłopie ci całą herbatę?
- Zaryzykuję! - wykrztusiłam. - Wiedząc, że nareszcie ma nauczkę... Mogę jej pozwolić jeszcze trochę tam posiedzieć... I się nie przejmować!

I przez resztę dnia już się nie przejmowałam. Zwłaszcza że Clayd zaciągnął nas do miejsca, które w innym świecie nazwano by pewnie klubem. Kolorowe, magiczne światła, dużo tańca do wszelkich możliwych rytmów... Nie da się ukryć, że Cantiola jest bardzo muzykalnym miastem. A w towarzystwie dwóch robiących wrażenie facetów ledwo się powstrzymywałam od triumfalnego uśmiechu, czując zewsząd palące spojrzenia zazdrości. Cóż, Clayd i tak zdążył chyba zatańczyć z każdą kobietą na sali - a niech go, jeszcze się kiedyś doigra... Szczęście, że z żadną tej sali nie opuścił. Natomiast ja wyraźnie coraz bardziej lubię tańczyć i muszę przyznać, że świetnie się bawiłam. I Aeiran chyba też - oczywiście tego nie okazywał, ale nic tylko pozazdrościć mu zawzięcia... Chyba jeszcze nigdy tyle nie tańczyłam, co tego wieczoru z nim. I to właśnie ja teraz jestem niewyobrażalnie zmęczona. Zaraz się rzucę na łóżko i bez wątpienia będę miała mocny sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz