Wrócili bardzo późno i
wyglądali na bardzo zmęczonych - jakby pędzili w szalonym tempie. Na
twarzy Vanny widniał upiorny uśmiech, Clayd mocno trzymał Tenariego,
jakby chciał go przed czymś osłonić.
- Hehe... Czy my nie przeszkadzamy? - odezwała się moja kuzynka, z trudem łapiąc oddech.
- W samą porę jesteście, powiedzcie coś Aeiranowi! Żąda ode mnie żebym
nie wychodziła do międzysfery, a sam chce się tam pchać - prychnęłam, a
wyżej wymieniony odsunął się ode mnie z zaciętą miną.
- Jeśli przyczyną jest to, na co przed chwilą wpadliśmy - mruknął Clayd - to absolutnie popieram.
- To - przyznałam. - Wypuściłeś te przeklete duchy z herbaciarni, a one
poleciały po posiłki. I co, mam niby siedzieć tu przez resztę życia?
- Zważ na jedno - Aeiran mówił wolno i z namysłem. - Jeśli ty stąd
wyjdziesz, one mogą wykorzystać szansę, żeby wejść. Chcesz mieć je tu
znowu?
- Nie rozumiem dlaczego jakieś pokręcone duchy chcą siać chaos w Blue
Haven - Vanny wzięła głęboki wdech i usiadła na kanapie. Clayd podał jej
demoniątko.
- Nie chaos - poprawił. - To cholerstwo może nie wygląda, ale jest skrajnie praworządne.
- Tym bardziej nie rozumiem.
- A ja chyba się domyślam.
- To znaczy? - zainteresowałam się. Flénn'ath pokręcił głową.
- Nic z tego, nie chcę nikomu podpaść. Powiem ci tylko, że
duchy wyczuły ślad czyjejś obecności, dlatego tak chcą się tu dostać.
Wielkie dzięki. Przyjmuję w mojej herbaciarni kogoś, kto naraził się
przybyszom z pozamaterialnej i nawet nie wiem kto to. Powinnam
rozsądniej dobierać gości, tylko jak?
Aeiran wyglądał na zdecydowanego, gdy zwrócił się do Clayda:
- Idziemy?
- Chyba trzeba...
- Dajcie spokój!! - zawołałam. - Was jest dwóch, a tych na zewnątrz cała chmara!!
- Cicho, nie przeszkadzaj im - szepnęła Vanny konspiracyjnie. - Ryzykują dla ciebie, nie widzisz?
- Żeby było jasne - czarnooki chyba ją usłyszał. - Ja też chcę stąd kiedyś wyjść.
- Wyjdź tak jak wszedłeś - poradziłam zgryźliwie. - Przebij się gwałtownie, z efektami specjalnymi.
- Słuchaj, nie zamierzamy się głupio narażać - Clayd uśmiechnął się
uspokajająco. - Jak będzie nam grozić coś poważnego, wracamy, tak?
- Tak! - potwierdziłam twardo.
- No widzisz, czyli się zgadzamy.
- W takim razie ja też chcę wyjść! - postanowiła Vanny.
- I zostawić mnie tu samą z tym strasznym dzieckiem?
- Kłopotów raczej nie będziesz z nim miała - kuzyneczka ułożyła
demoniątko na poduszce. - Powinnaś mu jakieś łóżeczko sprawić, wiesz?
- Zasnął? - nie mogłam wprost uwierzyć. - Zasnął w nocy? Gdzieście z nim byli?
- W lunaparku - wyszczerzyła zęby. - Poszalał i się zmęczył, biedaczek. Zatem idę.
- Jeśli dobrze rozumiem - Clayd usiadł obok niej. - Lubisz gdy coś się dzieje dokoła.
- Zależy, co - mruknęła.
- No, powiedzmy, oblężenie twierdzy, jaką jest ta herbaciarnia.
- Zadyma, taka w jakiej dawno nie uczestniczyłam - przytaknęła ochoczo.
- No to podejdź do tego tak - ciągnął miękko, patrząc jej w oczy. -
Wojownicy ruszają wziąć udział w bitwie i do zwycięstwa motywuje ich
myśl, że ktoś tam na nich czeka... Trzymają się życia, bo mają do kogo
wrócić...
- A ten ktoś gotuje im zupkę i robi na drutach - dodałam półgłosem.
Vanny widocznie nie usłyszała albo nie zwróciła uwagi, bo siedziała jak
zamurowana.
- I o to właśnie w tym wszystkim chodzi - Clayd podniósł się z kanapy. Poddałam się.
- Może powinnyśmy przed bitwą udekorować naszych rycerzy barwnymi szarfami? - westchnęłam z rezygnacją.
- Pomyślimy o tym, gdy bitwa się skończy - w tej chwili uśmiech Aeirana był niemal ciepły.
Światło świec w półmroku wywoływało przyjemny nastrój. Zdążyłyśmy zrobić
sobie herbatę, wypić ją, wypłukać filiżanki i zrobić następną, gdy
nagle ktoś wpadł i zwalił się na podłogę.
- Clayd!! - Vanny raczej się domyśliła niż rozpoznała. Podbiegła do
leżącego i zajęła się uzdrawianiem. Ja też podeszłam, zaniepokojona, na
szczęście szybko doszedł do siebie.
- Nie powiem "a nie mówiłam" - odezwałam się. Clayd westchnął, na
moment przyciągnął dłoń Vanny do ust, a następnie wstał i rzucił
"Zaraz wracam". Kiedy po chwili ponownie zjawił się w herbaciarni,
towarzyszył mu Aeiran. Jeszcze trzymał się na nogach.
- Zaproponowałabym kawy, ale nie posiadam - niemal siłą skierowałam ich na kanapę.
- To tylko chwila przerwy w rozgrywce - Clayd uśmiechnął się
łobuzersko, układając dłonie w time out. - Po przerwie wracamy na boisko.
- I dalej jesteście pewni, że macie jakieś szanse przeciw nim? - Vanny
była nie na żarty roztrzęsiona. - To, co się działo na zewnątrz, dało się
odczuć nawet tu!
- Ale nie przeszkadzało wam to do tej pory - Aeiran ogarnął wzrokiem świece na stolikach i jeszcze pełne filiżanki.
- Coś trzeba robić by umilić sobie oczekiwanie - mruknęłam. - Ale dość tego, idziecie spać.
- Idziemy?
- Nie macie wyboru. W takim stanie was stąd nie wypuszczę!
- Tak jest, pani generał! - Clayd nawet w takiej sytuacji nie potrafił
zachować powagi. Pewnie i ja tak bym do tego podchodziła, gdyby tylko
pozwolono mi uczestniczyć w tych zmaganiach...
- Następnym razem dajcie mi znać - uparła się znów moja kuzynka. -
Oczekiwanie nie jest jednak tak przyjemne jak walka ramię w ramię.
- Jesteś pewna, że wiesz, jak walczyć z czymś, czego nie ma? - spytał Aeiran niewesoło.
- Jak to nie ma, skoro jest i dosadnie daje to nam do zrozumienia?
- To nie są tak naprawdę dusze - wyjaśnił Clayd. - Strzępki myśli,
echa... I trochę mocy, która uleciała z tych, którzy zginęli i unosiła
się nad grobami... Nie, grobów nie było.
- I tylko tyle jest w stanie sprawić takie problemy? - zdumiałam się.
- "Tylko tyle" miało sporo czasu żeby przejść coś w rodzaju ewolucji - stwierdził Aeiran. - I z niczego powstało... coś.
- Setki tysięcy cosiów - dodał Clayd. - I ciągle przychodzą nowe.
- A nie mogą raczej zapolować na tę osobę, która im podpadła? - wymyśliłam dość egoistycznie.
- Gdyby mogły, zrobiłyby to od razu zamiast czekać tak długo - odpowiedział. - Tyle że wtedy nie miałyby żadnych szans.
- A teraz mają?
- Być może... Chyba że ta osoba wie, jak pokonać coś, czego nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz