- Powoli zaczynam temu dzieciakowi współczuć. Do czego jeszcze będzie musiał się przyzwyczajać?
- Przestań, bo uznam, że jesteś zazdrosny i chętnie znalazłbyś się na jego miejscu.
- To swoją drogą. Ale Tenari będzie miał b a r d z o traumatyczne dzieciństwo...
- Cokolwiek przesadzasz. Mówisz jakbym to ja chciała go zaściskać na amen!
Tak właśnie wymieniałam poglądy z Claydem, siedząc przy stoliku w
herbaciarni, podczas gdy obiekt naszej troski ucinał sobie standardową
dzienną drzemkę. Natomiast w kuchni szalała Vanny - starając się
osiągnąć mistrzowskie wyniki w mieszaniu herbat na sposób Andrei czuła
się w swoim żywiole.
- Jak myślisz, co nam w rezultacie poda? - Clayd mrugnął do mnie szelmowsko.
- Jestem pewna, że wie co robi - wzięłam kuzynkę w obronę. - W końcu wiesz, że tu poniekąd pracuje.
- Poniekąd - podchwycił. - Załatwiłabyś jej cały etat... Miałaby
normalną robótkę, żadnych problemów poza utrzymaniem tacy i mogłaby
przestać się zadręczać myślami na temat tego dupka.
Oho, miałam rację, że Rick zdążył mu podpaść...
- Widziałeś chłopaka raz i to przez chwilę - powiedziałam przekornie. - I
pewnie nawet nie wiesz, dlaczego jesteś do niego tak negatywnie
nastawiony...
Milczał, jakby się nad tym zastanawiając.
- A gdybyś zawrócił w głowie jakiejś kobiecie i cierpiałaby z tego powodu, ciekawa jestem, jak byś myślał o sobie.
- Nooo taaak - odezwał się przeciągle. - Mogłem się spodziewać, że będzie go bronić ktoś, komu świat przesłania drugi taki sam.
- Gdybyś nie był tym, kim jesteś, dostałbyś teraz w twarz - rzekłam pół
żartem, pół serio. - Lex nie przesłania mi świata. - Gdy to mówiłam, wierzyłam w te słowa bardziej niż kiedykolwiek. - I nie
jest taki sam jak Rick.
- Fakt. Rick nosi ćwieki i dlatego stoisz po jego stronie.
- Przejrzałeś mnie. Wyłacznie dlatego - roześmiałam się. - Ale wiesz, to
nie muszą być wyłącznie sprawy sercowe. To chyba coś więcej...
Coś w Latrezirath? Ten... inny problem sercowy o imieniu Sioban? Czy może Kirai? O
tych sprawach wiedziałam jedynie tyle, że są... Tyle, ile kuzynka sama
chciała mi wyjawić.
Z kuchni dał się słyszeć trzask tłukącej się filiżanki oraz syknięcie rozdrażnienia.
- Dobrze ją tu znowu mieć - powiedziałam cicho. - Brakowało mi tego... Może i jej się to przyda.
- Fakt, że wyglądała nieco mizernie gdy tu wparowała - Clayd zrozumiał,
co miałam na myśli. - W sumie miałem przedtem wrażenie, że powinna się
raz a dobrze komuś wypłakać, zamiast uciekać, szukając śmiechu, ale teraz
już nie jestem taki pewien.
- Nie sądzę, żeby Vanny chciała się wypłakiwać - stwierdziłam. - Woli
pozostać nieprzenikniona. I nie chce, żeby inni się o nią martwili.
- Ty ją lepiej znasz - odpowiedział jakoś bez przekonania.
Drzwi kuchni zostały otwarte kopniakiem i pojawiła się w nich Vanny z
tacą. Z triumfalnym uśmiechem doniosła ją do naszego stolika i usiadła
na wolnym krzesełku. Herbata pachniała dość... intrygująco.
- No, śmiało! - spojrzała na nas zachecająco. Wziełam filiżankę i spróbowałam. Smak był niewątpliwie orzeźwiający.
- I co, zdążyliście już mnie obgadać? - Vanny wyszczerzyła do nas zęby.
- Oczywiście - odwzajemniłam uśmiech. - Clayd chciałby zostać przez ciebie uściskany, wiesz?
- Taa, coś wspominał. Ale to potem - zachichotała. - Ciągle jeszcze trwa kolej tego słodkiego maleństwa...
Podeszła do kanapy, na której spał zwinięty w kłębek Tenari i połaskotała go w nos.
- Pobudka, dziubdziusiu! - zaszczebiotała. - Nie wolnio tlacić ciałego dnia na śpanie, wieś?
Mały demon niepewnie otworzył oczy i chyba przypomniał sobie, co się
działo zanim zasnął, bo od razu spróbował poderwać się do lotu.
- Nic z tego! - Vanny złapała go i wzięła na ręce. - Nie możesz od wszystkich uciekać, bo się nie przyzwyczaisz!
- Mówiłem coś o przyzwyczajaniu? - Clayd zrobił komiczny grymas.
Moja kuzynka zawzięcie przytulała svarta, któremu jeszcze nie udało się wyrwać - zazdroszczę jej tej siły...
- Ciocia Vanny weźmie cię na spacerek! - wpadła na pomysł. - Miyuś, mogę?
- Tylko nie zapuszczajcie się na żadne zakazane tereny - mruknęłam. - I
nie rozmawiajcie z nieznajomymi. Ostatnio było tu paru takich, którzy
chcieli, żeby Ten-chan wrócił tam, gdzie jego miejsce.
- To czemu go nie oddałaś?
- Bo mnie tu nie było. Xemedi-san ich podjęła.
- No to nie wrócą - podsumowała Vanny. - Nie ma demona, który by się jej nie bał.
- Pójdę z wami, chcesz? - zaproponował Clayd. - Miya mogłaby odespać
przez ten czas. Dziś w nocy ten dzieciak przeszedł samego siebie.
- W porządku - zgodziłam się. - Zwłaszcza, że on cię słucha. Vanny,
zobaczysz jak Clayd go fajnie musztruje, też bym chciała tak umieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz