A jedak spokoju tak do końca
nie mam. Dlatego też zawinęłam się w płaszczyk, wyciągnęłam Nindë z
cieplutkiej stajenki na mróz, co mi wypominała (ona, która zwykle tak
się domaga przejażdżek!) i wybrałam się do Dekilonii.
Tym razem moim celem nie był srebrny pałac królowej, ale ta bardziej
zalesiona część kraju. Ta, w której mieści się siedziba szarej
czarodziejki Dionê. I dobrze zrobiłam, bo na miejscu okazało się, że
przebywa tam również Akane. Dość często jeździ do swojej mistrzyni i w
zasadzie sama mogłaby już dano osiągnąć przynajmniej czwarty stopień w
szarej magii, gdyby nie wiązałoby się to z wyrzeczeniem się czegoś
najważniejszego na trzy lata i trzy dni. Z muzyki zrezygnować by nie
mogła, bo nie sposób zamknąć duszy na melodie, które w niej grają. A ze
spotkań z siostrami, przyjaciółmi... Tego by nie zniosła. Poza tym
obowiązki przeszkadzałyby jej w izolacji od świata.
- Co ty, wywary przyrządzasz? - zaśmiałam się na widok jej poplamionych
ciuchów. - Znów coś tworzysz, mimo że specjalizujesz się w gwiazdach? To
się może baaardzo źle skończyć...
- Nie może, skoro mistrzyni czuwa nad wszystkim - odparła spokojnie
Akane. - Poza tym nie mów, że nie ucieszyła cię pozytywka, którą dostałaś
z okazji świąt.
- Ucieszyła, ucieszyła. Ale kto wie, czy jakaś eksperymentalna miksturka ci kiedyś nie eksploduje...
- To Natsumi była mistrzynią w psuciu czarów... Dlatego w
końcu zrezygnowała z nauki. Ale wystarczy, skoro tu przyjechałaś,
pewnie nie ze mną chcesz się widzieć?
- Z tobą też - uśmiechnęłam się. - Ale i do Dionê mam sprawę...
Nie musiałam długo czekać na jej pojawienie się w głównej sali. Wysoka, o
bardzo jasnych i zaczesanych do tyłu włosach, z pozoru emanowała
chłodem, ale wiedziałam, że były chwile, gdy potrafiło się w niej
zagotować od emocji. Dawno temu, zanim zaczęła ukrywać lewą rękę pod
peleryną.
- Witaj - odezwała się z cieniem uśmiechu. - Czyżbyś znów szukała
materiału na opowieść? Zauważ, że teraz wiodę całkiem beztroskie życie.
- Nie, nie, żadnego grzebania w przeszłości już nie będzie - zaprzeczyłam. - Chciałam was tylko o coś zapytać.
Obie spojrzały na mnie z ciekawością, a wtedy wyrecytowałam wiersz, który pokazał mi Lex.
- Znacie to?
- Zdarzyło się nam - odpowiedziała ostrożnie Akane. - Ale dlaczego przyszłaś z tym właśnie do nas?
- Bo domyśliłam się, że ten rozbudzający marzenie o gwiazdach to nei'ned, ten uwodzący spojrzeniem to omaji zoi
- uroczne oko - a to o pannie i mrozie jest oczywistym nawiązaniem do
legendy o pochodzeniu kryształów Hefi! - wyrzuciłam z siebie jednym
tchem. - Te właśnie kamienie zamawiałyście u Gerrainta, a Gerraint
połączył je w jedno, tak?
- No, tak...
- Ale chciałabym jeszcze zrozumieć dalszą część tej rymowanki.
- My też połączyłyśmy - Dionê chyba zastanawiała się, dlaczego tak się
tym przejmuję (miała rację, sama się nad tym zastanawiałam). - Całkiem
niedawno. Te klejnoty zjednoczone mają potężną moc kontrolowania czasu.
Rwącej bieg rzeki wstrzymają dla ciebie.
Powoli wszystko zaczynało mi się układać. Ale dlaczego Lex tak nalegał, żebym się temu przyjrzała?
- Przepraszam, że to powiem, ale chyba poszalałyście - westchnęłam
ciężko. - Eksperymentujecie z taką mocą podczas gdy ma na nią chrapkę
Omega?
- Miya-chan - Akane postanowiła przemówić mi do rozsądku. - Przecież my
nie zamierzamy zmieniać biegu historii ani nic takiego. - Gdy to mówiła,
Dionê na moment odwróciła wzrok. - Rezultat eksperymentu zniszczyłyśmy
właśnie ze względu na Omegę. Inaczej byśmy ci się pochwaliły.
- Sama wiesz, że magia czasu zalicza się do szarej. Poniekąd - dodała
cicho szara czarodziejka. - Ale nawet gdybyśmy chciały użyć tej mocy, nie
znamy słów, które ją aktywują. I nie sądzę, żeby Omega je znała.
Poddałam się, choć w duchu ciągle pytałam siebie co ten dzieciak, Kenji,
chce zrobić z czasem. Najpierw Symbole, potem klejnoty...
- Chyba nie będę wam już zabierała... czasu - stwierdziłam z histerycznym chichotem.
- Ale my ci pozwalamy - Akane ujęła mnie pod ramię. - Dostaniesz
herbaty, która wybije ci z głowy Omegę. I pokażę ci, co ostatnio
wykonałam. Całkiem sama!
Cieszyła się jak dziecko - rzadko można ją było taką zobaczyć - ale
jeśli to, co mi pokazała, działało, miała pełne prawo. delikatny, z
wisiorkiem w kształcie gwiazdki, według jej słów miał być całkowicie
sprawnym naszyjnikiem wielomowy. I pożyczyłam go sobie, żeby wypróbować
na jakimś języku, którego nie znam. Choćby, nie szukając daleko, na tym z
Ciemności...
- No, wreszcie stamtąd wypełzłaś! - powitała mnie entuzjastycznie
Nindë, gdy opuściłam świątynię - Przebiegnijmy się galopem, proszę,
proszę, proszę...
- Dopiero co wyrzucałaś mi, że ciągnę cię na mróz - przypomniałam.
- I miałam rację. Dlatego właśnie marzy mi się galop! Im szybciej tym cieplej, proszę...
- Nabiegałaś się już wystarczająco - uznałam. - Pora nam do domu.
Jeszcze gdy odprowadzałam ją do stajni, nie mogłam się opędzić od myśli o
Omedze. Ale kiedy weszłam do Blue Haven i w ramiona wleciał mi Tenari,
zły humor pierzchnął w siną dal.
- Dobry wieczór - Vaneshka pomachała mi z kanapy. - We're back in business!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz