Aeiran wyjechał, a ja
zaczynam czuć, że czegoś mi brak. Mianowicie... podróży! Trudno się dziwić, w końcu siedzę w
domu i żaden dłuższy wypad się nie zapowiada... Niby ze mnie domatorka,
ale nie umiem długo siedzieć w domu. A z drugiej strony przeglądam swoje
zapiski z podróży po DeNaNi i uganiania się za Symbolami, i mam
wrażenie, jakby to było kilka dni, a nie miesiecy temu. Cóż, zawsze
miałam problemy z rachubą czasu. I lubię wspominać, w wyniku czego tamte
zapiski czytam nie po raz pierwszy. Jakbym chciała w nich odkryć coś
nowego, zaszyfrowanego, między wierszami... Co jet, do licha, przecież
sama to napisałam! Sama sobie nic zaszyfrować nie mogłam, to by było
bezsensowne!
Nie zabrał ze sobą Symbolu, choć może powinien. Ale umówiliśmy się, że
wyślę mu go, jeśli zajdzie potrzeba. To znaczy, wymogłam na nim tę umowę.
Siedzę na kanapie w Blue Haven, a obok mnie Tenari zawzięcie coś smaruje
kredkami na kolejnej kartce. Cztery poprzednie leżą na moich kolanach,
ponieważ ostatnio robię za krytyka dzieł sztuki. Najświeższe dzieło, o
ile się orientuję, przedstawia Vanny. Można poznać po tej tacy, na
której stoją cztery kwadraciki i którą twardo trzyma w ręce, mimo że
sama jest w pozycji horyzontalnej. Aha, i nie posiada włosów. Vanny, nie
taca. Bez przesady, aż tak krótkich to ona nie ma...
- Co, artysto? Sugerujesz, że kolor włosów zlał się w jedno z kolorem kartki?
Mały kiwa głową - mam u niego plusa, doceniłam jego wizję artystyczną.
Dobra dobra, najpewniej po prostu mu się nie chciało. Trudno, ciocia
Vanny pozostanie łysa i piękna.
Znowu krąży mi po głowie Hounds of love - jasne, bardzo lubię tę
piosenkę i chętnie jej słucham, ale od jakiegoś czasu wraca jeszcze
uporczywiej. Nie przeczę, że jest bardzo moja, takie samo "i chciałabym,
i boję się" jak w moim przypadku, ale... Ech, dopiero co cieszyłam się,
że nie jestem sama, a tu zaczyna mi brakować miłości? I co dalej?
Znajdzie mnie ta miłość, a ja znów będę przed nią uciekać? I've always been a coward and I don't know what's good for me... Widać
sama nie wiem, czego chcę. Ale na pewno nie chlipać w poduszkę, co to,
to nie! Fakt, że mi się na to zbiera, nie znaczy, że tego chcę! A co się
robi żeby zająć czymś ręce i uwagę? Jeśli się jest mną, wyciąga się z
szuflady rysunki od Geddwyna i przegląda się je wciąż i wciąż na nowo.
Żałując, że fabuła potoczyła się tak a nie inaczej...?
Nie, do diabła! Oni są już przeszłością, wspomnieniem!
- Ty też jesteś wspomieniem, Lex.
- A myślałem, że tak się bezszelestnie podkradłem...
- Bez szans, jestem na ciebie wyczulona jak radar. Chociaż... Zwykle kierujesz się od razu do herbaciarni.
- Tam jest to dziecko - mruknął i wyjął mi z ręki kartkę, na której
byłam z Artenem. - No tak, oni są wspomnieniem. Ale ja ciągle wracam.
- Wiesz - powiedziałam łagodnie, zabierając rysunek i chowając do szuflady. - Wspomnienia mają to do siebie, że czasem wracają.
- A ty nagle zaczęłaś patrzeć w przyszłość, tak? Czyżby zbliżający się Dzień Zakochanych już na ciebie wpływał?
- Moje myśli zostaw mnie - usiadłam przy biurku. - Ale ty, jak rozumiem,
nie mogłeś wytrzymać, żeby mi jednak zdradzić ciekawą informację?
- Ha! Wyobraź sobie, że właśnie...
- Uprzedzam, jeśli to ma coś wspólnego z Omegą i Kenjim Hôdemei, to nie chcę tego słuchać.
- Jesteś pewna? A czy to, że chłopaczek majstruje coś z czasem - Lex
spojrzał wymownie na stojący na biurku Symbol - też nie ma dla ciebie
znaczenia?
- To wiem i bez twoich rewelacji - oświadczyłam chłodno. - Ale dzięki,
że przypomniałeś mi o Dniu Zakochanych, bo mam co nieco do wysłania z
tej okazji. Więc możesz zjeżdżać.
- No to nie powiem nic więcej - uśmiechnął się jakoś szelmowsko i zniknął.
Rzeczywiście, zaczyna się powoli plaga serduszek. Pojutrze w Krennhegan,
na Ziemi i jeszcze w paru poszczególnych krainach będą walentynki i im
podobne, natomiast jutro w DeNaNi będzie dzień Annicenty Kochającej, bogini, która patronuje uczuciom. To powinno się spodobać Lilly, bo nie jest aż tak kiczowate jak
w innych światach. A z drugiej strony wygląda na to, że nasza tradycja
posyłania sobie życzeń z tej okazji przyspieszy o jeden dzień.
Piątek trzynastego. Niezła data, nie ma co...
- Wierzysz w przesądy, Ten-chan? - zapytałam demonka, który właśnie
wleciał i usiadł na biurku. Niekoniecznie wiedział, o co go pytam, ale
podumał chwilę, uśmiechnął się szeroko i energicznie kiwnął głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz