Satsuki też już wróciła z
Althenos - wesolutka niczym skowronek - i kontynuujemy planowanie.
Ustalamy każdy szczegół, bo przy takiej robótce, jaką chcemy wykonać,lepiej niczego nie pozostawiać przypadkowi . W końcu ma to być porządny świat z kawałkiem nieba,
pod którym ma rosnąć roślinka Vaneshki. Zostałam zatem zaangażowana do
znalezienia nikomu niepotrzebnego kawałka nieba, który będzie można
zaanektować. Podobno ma mi w tym pomóc Aeiran, którego oczywiście nie
ma. Nie to nie, najwyżej dowie się wszystkiego w ostatniej chwili...
Za to przyszła właścicielka prywatnego wymiaru od swojego powrotu wydaje
się radośniejsza i bardziej wyluzowana. Czyżby Tenari miał na nią
zbawienny wpływ? Bo raczej nie Xemedi-san... Poza tym chyba wreszcie
uwierzyła, że to nie sen i porządnie zaangażowała się w projekt. I
dobrze się razem bawimy - pijemy sobie herbatę, plotkujemy... Gdyby
jeszcze Vaneshka zechciała nam mówić po imieniu... Mnie na przykład
tytułuje Leven Imell czyli "żyjąca pomiędzy". Boi się używać naszych imion?
- No to podsumujmy - powtórzyła któryś raz z kolei przejęta Satsuki. -
Kiedy Xemedi-chan zajmie się wymiarem, ty połączysz go z kawałkiem
ziemi, której razem z Vaneshką zaraz ruszacie szukać.
Uśmiechnęłam się tylko i przytaknęłam.
- A potem Aeiran pobawi się czasem tu i tam.
Przytaknęłam jeszcze raz.
- A potem osobiście zestroję wymiar z duszyczką Vaneshki! - dokończyła z
błyskiem w oczach. - Międzysferę, czas i... Sferę astralną. Prawda?
Pieśniarka spojrzała na nią z zaskoczeniem i ledwie dostrzegalnie skinęła głową. Zaciekawiło mnie to.
- Jak to sobie wyobrażasz? - zwróciłam się do siostry. - Rozumiem, że
Xemedi-san jest odpowiedzialna za międzysferę, Aeiran za czas, ale kto
za astral, skoro ty będziesz łączyła?
- Jak to kto? - zdziwiła się szczerze. - Ty, oczywiście!
Zdębiałam bo na to nie wpadłam. Jakoś nigdy nie używałam specjalnie
swojego ciała astralnego, mimo że przecież byłam demonem, jak Satsuki.
- Ryzykujesz, pozwalając mi na to - mruknęłam.
Znalazłyśmy śliczny kawałek ziemi, na zupełnym odludziu. Mogłyśmy być na
90% pewne, że nikt nie wykryje tu żadnych zmian w przestrzeni.
- To jak, zasadzamy? - uśmiechnęłam się do Vaneshki.
- Ale jesteś pewna, że nic mu się nie stanie? W końcu ciągle jest zima, takie nasionko nie musi przetrwać...
- Ustaliliśmy już, że to nasiono rośliny magicznej, prawda? - przypomniałam. - Magiczne rośliny tak łatwo się nie dają.
- W takim razie... - dziewczyna z lekkim uśmiechem zabrała się za
sadzenie. A potem odśpiewała pieśń. Tym razem nareszcie bez smutku.
- Pomyśleć, że to już jutro! - westchnęła ze wzruszeniem. - Jutro będę miała dom.
- Nie ciesz się tak, bo zapeszysz - ostrzegłam, śmiejąc się.
- Przy waszych staraniach nie ma szans - zapewniła. - Na pewno wyjdzie
taki dom, który pokocham od pierwszego wejrzenia... Wierzysz w miłość od
pierwszego wejrzenia? - zapytała ni w pięć, ni w dziewięć.
- W zakochanie najwyżej - powiedziałam odruchowo. - Do prawdziwej miłości trzeba czegoś więcej.
- Wiem - zgodziła się, nagle smutniejąc. - Może powinnam zatem porzucić
swoją tęsknotę? - dodała ciszej. - Może tak naprawdę jej obiekt jest
całkowicie nieosiągalny?
- Moim zdaniem powinnaś raczej zaczekać z nią do czasu, aż przekonasz
się, czy ten obiekt na nią zasługuje - mruknęłam, czując, że ta rozmowa
zaczyna mnie przerastać. W tej chwili żałowałam, że Vanny już
wyjechała... Ale z drugiej strony efekt byłby pewnie taki, że obie
trzeba by było pocieszać.
Przerwałam rozmyślanie, widząc, że Vaneshka patrzy na mnie z kompletnym zaskoczeniem.
- Coś się stało?
- Odezwałam się w języku sånkhen - wyjaśniła. - W moim języku. A ty odpowiedziałaś.
Zatkało mnie. Nawet nie zauważyłam, że pieśniarka użyła mowy z Ciemności!
- Hej, to znaczy, że to cacko od Akane-chan działa! - roześmiałam się. A
jakże, udusiłaby mnie, gdyby podejrzewała, że w to wątpiłam...
- Co takiego?
- To jest naszyjnik wielomowy - pokazałam jej gwiazdkę. - Moja
przyjaciółka go zrobiła. Noszony pozwala zrozumieć każdy język, widać
twój też.
- Niezłe ułatwianie sobie życia - stwierdziła z podziwem.
- Słuchaj, jeśli nie powinnam była tego usłyszeć... - zaczęłam. - Wiem, że masz prawo mieć swoje tajemnice.
- Nie szkodzi. Tak myślę - Vaneshka spuściła głowę. - Chciałabym mieć w tobie przyjaciółkę, ale... Jakoś mi trudno.
- Przejdzie, gdy nabierzesz większej pewności siebie, a przy Sat musisz jej nabrać albo zginiesz - powiedziałam. - Możesz zacząć przełamywanie się od
mówienia mi po imieniu, co ty na to?
- Uraziłam cię tym? - zaniepokoiła się.
- Nie, coś ty! - powoli traciłam cierpliwość; ta dziewczyna za bardzo
brała sobie wszystko do serca. - Domyślam się, że to "pomiędzy" ma
znaczyć, że żyję pomiędzy światami, ale mi się to dziwnie kojarzy z
egzystencją między życiem a śmiercią. Wampiry, zapomniani, te rzeczy.
- Zapomniani?
- Przypomnij mi kiedyś, to ci opowiem. To historia na długi zimowy wieczór.
- Uwielbiam takie! A co do imienia... Imiona są zbyt ważne, żeby ich nadużywać.
- Masz jakiś konkretny powód, by tak uważać? - zapytałam ostrożnie.
Vaneshka chwilę się wahała, ale chyba przypomniała sobie, że chce się ze
mną zaprzyjaźnić.
- Mój ojciec zdradził swe imię mojej matce i znalazł się w jej mocy - szepnęła.
A więc to tak. To tłumaczy, dlaczego Satsuki nalegała na dostrojenie jej ciała astralnego.
- Czy twój ojciec pochodził z demonów fangryal?
- Tak - szepnęła już trochę śmielej.
- Ale nie masz żółtych oczu ani nic w tym rodzaju - zauważyłam.
- Bo bardziej wdałam się w matkę - westchnęła.
- Musiała być piękna - powiedziałam szczerze.
- Była - zgodziła się Vaneshka niechętnie. - I pewnie nadal jest.
Opuściła nas dawno temu, jeszcze zanim ojciec zginął w Faile Grande.
Westchnęła jeszcze raz, a potem potrząsnęła lokami, jakby chcąc odgonić złe wspomnienia.
- Jutro wielki dzień, Leven... Miya - odezwała się. - Nasiono zasadzone, możemy wracać.
- Tak jest, szefowo - objęłam ją przyjaźnie ramieniem i otworzyłam portal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz