7 VI

Dochodziło południe, kiedy odwiedziłam herbaciarnię Hikari. Właścicielki, o dziwo, nie zastałam, a bliźniaki siedziały ze swoim gościem nad tacką pełną słodkich ciasteczek i cukierków o smaku wodorostów.
- Zapraszamy, zapraszamy - przywitał mnie Yazuki. - Siedzimy tu już od pół godziny i pilnujemy.
- Bo Hikari-san wyszła po zakupy - wyjaśniła Yachiyo.
- Bo w każdej chwili może przyjść drugi gość, który wyprowadza ją z równowagi równie skutecznie jak ty - dodał jej brat, biorąc do ust ciasteczko.
Siedzący obok nich mężczyzna o falujących jasnych włosach przysłuchiwał się tej wymianie zdań, ale nie włączył się do niej, tylko przeżuwał coś ze skupieniem. Wreszcie połknął to i skrzywił się na chwilę.
- Przypuszczam, że jesteś moją nową towarzyszką podróży - zagaił, robiąc mi miejsce obok siebie. Kiedy usiadłam, przyjrzał mi się z nieskrywaną uwagą.
- A co, też do Chinedu? - uśmiechnęłam się, wpatrując się w niego równie bezczelnie. Wysportowany, opalony, pewnie o wesołym usposobieniu, bo oczy mu się śmiały.
- Też, też - pokiwał głową. - Te dwa urwisy już mnie poinformowały, że szukamy tych samych osób. Jakkolwiek rozumiem, że kobieta z klejnotami we włosach jest ci znana - przesunął dłonią po włosach z lekką konsternacją - jednak nie mam pomysłu, czego możesz chcieć od księcia z Sativoli.
- Chcę mu się przede wszystkim przyjrzeć - odpowiedziałam. - Opuściłam Sativolę jakieś dwa tygodnie temu, a sporo się tam o nim nasłuchałam.
- Jak mogłaś opuścić Sativolę? - wyraźnie mi nie uwierzył. - Przecież tam jest bariera.
- Nawet czary tamtejszej arcymagini nie są wszechmocne - wzruszyłam ramionami z niewinną miną.
Nie było to najwłaściwsze posunięcie, bo mężczyzna cały się spiął i spojrzał na mnie jeśli nie wrogo, to w każdym razie podejrzliwie. To sprawiło, że bliźniakom zaświeciły się oczy i oboje zaczęli nas czujnie obserwować. Rzeczywiście, mieli rację, że tak pilnowali...
- Co zrobiłaś? - zapytał jasnowłosy, zniżając głos. - Kim jesteś, następną z tej świty Aethelreda? Czy może nieudolną agentką srebrnych?
- Więcej mam wspólnego z Caranillą niż z księciem - przyznałam. - Ale Muirenn tak ładnie prosiła o pomoc, że trudno było jej odmówić. Poza tym lubię śledzić nowe opowieści.
- Jasne, pewnie nie dała ci wyboru - westchnął, momentalnie się rozluźniając, kiedy wspomniałam o opowieściach. - Co u niej słychać?
- Czujnie wszystko obserwuje i pofukuje na co i kogo się da - parsknęłam śmiechem. - Między innymi na ciebie. Bo ty jesteś Laderic, prawda?
Skinął głową z dość smętnym uśmiechem, a kiedy wyciągnęłam do niego rękę - na przywitanie i pojednanie - przyjął ją chętnie, ku uldze bliźniaków.
- Z pewnością sobie zasłużyłem - stwierdził. - Wybyłem stamtąd już... Ech, wstyd mówić. Dużo czasu spędziłaś w pałacu?
- Dość dużo, by wczuć się w tamtejszą niepowtarzalną atmosferę i przymierzyć chyba wszystkie kreacje królowej matki...
- O, biedactwo - mruknął Laderic. - Pewnie poddała cię dokładnym oględzinom?
- Kto? - zdziwiłam się, bo przecież nie królowa matka. Zresztą jej suknie były za ładne, żeby mi współczuć.
- No, wydajesz się miła, ładnie się uśmiechasz, do twarzy ci w srebrnym... - zaczął, jednak, ku mojej uldze, nie dane mu było dokończyć. Drzwi rozsunęły się, a bliźniaki zgięły się w ukłonie, kiedy do pawilonu weszła Hikari w towarzystwie długowłosego młodzieńca w skórzanej kurtce i czarnym kapeluszu, przesłaniającym połowę twarzy. Prychnęła cicho, bo ten stanął jak wryty na widok Laderica i zdecydowanie nie chciał iść dalej.
- No nie, mogłem podejrzewać, że to zmowa! - wykrzyknął dramatycznym tonem. - Zbyt wielu walczy o moją skromną osobę!
- Jaką tam skromną - Laderic wyszczerzył do niego zęby. - Dobrze wiesz, że jesteś sławny.
- Ale ja wolę być n i e s ł a w n y! - nadąsał się młodzieniec. - A nie żeby pismaki za mną biegały!
- Sława też ma swoje dobre strony - zapewnił go rozmówca. - Możesz na przykład przyciągać dziewczyny. No powiedz, nie rzuciłabyś się takiemu na szyję? - zwrócił się do mnie, mrugając porozumiewawczo.
- Jesteście w ostatnim miejscu, które powinno nastrajać do wygłupów - zmitygowała ich Hikari, a bliźniaki jak na komendę pokiwały głowami. - Wiele bym dała, gdybyście na chwilę oddali się kontemplacji w oczekiwaniu na herbatę.
- O właśnie, ja też - uradował się przybysz, wcale jej tym nie pocieszając. - A z tą panią to się chętnie zaznajomię na osobności. Jestem pewien, że już gdzieś widziałem to urocze oblicze, więc nie spuszczę go już z oka.
Usiadł między mną a Yazukim i zdjął kapelusz, odsłaniając bardzo ładną chłopięcą twarz i włosy barwy jesiennych liści. Wziął głęboki wdech i rozluźnił się, starannie unikając wzroku Laderica.
- Będziesz miał okazję sie zaznajomić - przyznał ten z zadowoleniem. - Widzisz, Miya wybiera się z nami do Chinedu.
- Ooo, nie - chłopak pokręcił głową tak zamaszyście, że nie zdziwiłabym się, gdyby odpadła. - Który już raz ci mówię, że m y się nie wybieramy do Chinedu? Jadę tam sam. To nie jest miejsce nawet dla pismaków-ryzykantów.
- A dla ciebie niby tak? Przecież sam się wzdrygasz na sam dźwięk tej nazwy - zauważył Laderic.
- Niestety czcigodna siostra Hedin ma coś, co ja powinienem mieć - zmarkotniał rudowłosy. - Zresztą moja wesoła kompania jest już pewnie w połowie drogi. Wyśmialiby mnie, gdybym zrezygnował.
- Kto to jest siostra Hedin? - zainteresowałam się.
- Przełożona tych fanatyków, którzy tam mieszkają - wyjaśnił uprzejmie Laderic. - Nie wiem, co takiego Deuce mógłby jej zwinąć, ale z pewnością jest to prawdziwe wyzwanie...
- Nie chcę jej nic zwinąć, tylko odzyskać - syknął chłopak, zanim faktycznie rzuciłam mu się na szyję. Z piskiem.
- O, widzisz? - skomentował to blondyn. - Mówiłem, że sława popłaca.
- Jesteś pierwszą kobietą spoza rodziny, która tak na mnie reaguje - powiedział niepewnie obiekt mojej nagłej sympatii. - To na pewno nie jest jakaś pomyłka?
- Jak dotąd nic na to nie wskazuje - opamiętałam się i odsunęłam, ale nie skrywałam radości. - Szukam cię od paru miesięcy.
- Interesujące... Mam rozumieć, że jesteś moją fanką?
- Jestem kronikarką - odpowiedziałam, załamując go tym lekko, ale tylko na chwilę. - Oraz towarzyszka podróży Lony ev Liron i jej załogi. To oni mi o tobie powiedzieli.
- Jasne, a na pewno przodowała w tym Lee - bezczelny złodziej, członek Multigildii i krewny potężnych czarodziejek zaśmiał się nad wyraz radośnie. - Prawda, że wyrażała się o mnie w samych superlatywach?
- Jeśli powiem, że tak, wtedy uznasz, że kłamię - prychnęłam.
- Racja - przyznał, nadal z wesołą miną, która jednak zniknęła jak zdmuchnięta, kiedy przypomniał sobie o obecności Hikari i bliźniaków. Ja też spojrzałam na nich kątem oka - cała trójka pochłonięta była piciem herbaty z popisowo zadumanymi obliczami, wydając się zupełnie nie zwracać na nas uwagi.
- Nie przejmujcie się nami - odezwał się Yazuki, wcale na nas nie patrząc. - Między nami nie ma żadnych tajemnic.
- Ale między n a m i są - odparował Deuce.
- Więc stąd wyjdźcie - wzruszyła ramionami Hikari. - Widzę, że i tak nie zamierzacie tracić czasu na picie.
- A to ziółka - roześmiał się Laderic. - Mamy między innymi badać sprawę zaginięcia ich opiekunki, a tymczasem...
- No, to w Chinedu nie macie czego szukać - skwitował złodziejaszek. - Ciotka Yae zawsze miewała dziwne pomysły, ale tam by się w życiu nie wybrała.
- Nie byłbym tego taki pewien...
Zarówno ja jak i Deuce - poznałam po jego minie - chętnie dowiedzielibyśmy się, dlaczego Laderic tak uważa, ale nabrał wody w usta, pewien, że wyruszymy w drogę we trójkę. Cóż, będzie czas, żeby się dowiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz