6 VI

- Czym tak zniechęciłaś do siebie Hikari-san? - zaciekawił się Yazuki, kiedy już wypiłam swoją herbatę i pożegnałam się bardzo oficjalnie z właścicielką. Czy raczej ona ze mną. - Rzadko tak ostentacyjnie okazuje, że kogoś nie lubi.
- Rzadko? - zmrużyłam oczy. - Kiedy tu przyszłam, biegała za twoją siostrą z miotłą i omal nie...
- No właśnie - przytaknęła Yachiyo, stając po mojej drugiej stronie, tak, że byłam otoczona i osaczona. - Ona jest wbrew pozorom pełna życia. Tylko kiedy ty się pojawiasz, pozuje na bezuczuciową.
- Cóż, nigdy za mną nie przepadała ani ja za nią - wzruszyłam ramionami. - Ale jeśli mnie rozpoznała, to pewnie nigdy się otwarcie do tego nie przyzna.
- Nie, jasne, że nie - potwierdziła dziewczyna z mądrą minką. - Ciocia Futagawa wpoiła jej taką postawę. Jej opiekunka. A po tym jak zmarła, w Hikari-san jeszcze bardziej się to umocniło.
- Ale nigdy tak naprawdę nie spełniłaby żadnej z tych gróźb, którymi w nas ciska - zapewnił jej brat. - Gdyby nas wygoniła, nie miałaby już nikogo podobnego do siebie.
- W jakim sensie? - podchwyciłam, sadowiąc się na ławce w ogrodzie. Skoro już przestali się przede mną chować, miałam zamiar wypytać ich o co tylko się dało.
- No... Też nie mamy rodziny - zaczął, siadając tuż obok. Yachiyo wolała stać. - Mamy podobną moc, chociaż ona opiera się przed używaniem swojej...
- Podobną moc - powtórzyłam z namysłem. - Coś wspominaliście, że potraficie się teleportować, ale nie zastanawiałam się nad tym dłużej...
- Potrafimy też lewitować! - pochwaliła się Yachiyo. - I walczyć mocą! To jest Gwiezdny Dar, wiesz?
- Gwiezdny Dar! Więc rzeczywiście jesteście sankatsu, tak jak ona! - wykrzyknęłam ze zdumieniem. - Z którego rodu?
- E... A ile ich jest? - bliźniaki spojrzały po sobie, zbijając mnie z tropu.
- Osiem - powiedziałam wolno. - Chyba każdy z waszego gatunku to wie. Również Hikari.
- Ona nigdy o tym z nami nie rozmawiała - Yazuki zmarszczył brwi. - Nigdy nie znaliśmy naszej rodziny ani nie słyszeliśmy o tych ośmiu rodach.
- A jednak znacie pojęcie Gwiezdnego Daru!
- Yae-sama wymyśliła tę nazwę, kiedy zauważyła, że nasza moc zależy od gwiazd. To ona nas wychowywała, od kiedy pamiętamy.
Skonsternowana podniosłam się z ławki i zaczęłam chodzić dokoła niej. Pamiętałam, że to inna rzeczywistość, w której mogło nawet nie być mowy o czymś takim jak Stary Świat. Z drugiej strony, nie pierwszy raz spotkałam się w niej z czystym ten'pei, nawet nie z którymś z pochodnych języków; to by znaczyło, że jakieś echa jednak docierały... Pokręcona sprawa i z pewnością warta głębszej analizy. Przez chwilę poczułam się jak w dawnych latach, kiedy jeszcze desperacko poszukiwałam śladów swojego pochodzenia; szybko jednak moje myśli wróciły na właściwe tory.
- Opowiedzcie mi o pani Yae - zażądałam, przystając nagle i omal nie wpadając na Yachiyo. - Kiedy tylko tu przychodzę, ukrywacie się przede mną, zamiast pogadać. Nawet bez korony mogłabym spróbować wam pomóc.
Oboje równocześnie zagryźli wargi w zamyśleniu, po czym zaczęli mówić jedno przez drugie:
- Była bardzo potężna, ale wcale się z tym nie obnosiła...
- Wielu ludzi przybywało prosić ją o pomoc i nikomu nie odmawiała...
- Nawet jeśli to oznaczało kompletny brak czasu...
- Chociaż jej pomagaliśmy w miarę możliwości...
- Tak, bo kiedyś to miała asystenta, ale go wykopała...
- Poza tym była bardzo wesołą osobą...
- I lubiła sake...
- A my się wcale nie ukrywaliśmy, tylko szukaliśmy jeszcze kogoś, kto mógłby pomóc ją odnaleźć! - zakończyła z irytacją Yachiyo. - I znaleźliśmy zainteresowanego.
- Nawet dwóch - dodał Yazuki.
- Myślisz, że naprawdę dwóch? Rudzielec się wykręcał ile wlezie...
- Przecież znasz go na tyle, by wiedzieć, że na koniec nie odmówi - zauważył.
- Ale tylko jeśli mu będzie po drodze - zmarkotniała Yachiyo.
- Temu się akurat nie dziwię, bo mi też musi być po drodze - westchnęłam. - Ale jeśli będzie, chętnie się przyłączę. Przedstawicie mi ich?
- Jasne! - ucieszyli się. - Jutro znów mają przyjść na herbatę, więc i ty wpadnij!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz