20 VI

- Otuli się marzeniami, obudzi bogów i coś poświęci - zamyślił się kronikarz, wbijając spojrzenie w tekst. - Bez wątpienia Bohater z Wyższą Ideą.
- Skąd wiesz, o czym może marzyć? - prychnęłam. - Marzenia nie muszą być piękne i wzniosłe, a jedynie nie do zatrzymania.
- To nie jest "jedynie" - pokręcił głową. - I, zanim zapomnę: dlaczego ciągle porównujesz ten tekst do jakiegoś innego?
- Bo tamten też znalazłam w pustej książce - wyjaśniłam. - Bo też mówił o budzeniu bogów.
- I o czym jeszcze?
- O tym, że daleka droga, że ktoś ma przywrócić światło, a jednocześnie światłu nie ufać. Może udałoby mi się to jakoś sparafrazować?
- Po co parafrazować? - na otwartą książkę padł cień. - To przecież jasne, że światłu nie należy ufać. Jest zdradzieckie i wyciąga na jaw wszystko, co powinno pozostać ukryte.
- To tylko twój punkt widzenia - podniosłam głowę, patrząc Deuce'owi w ciemnoróżowe oczy. - Na pewno nie pasuje do Bohaterów z Wyższymi Ideami.
- Tym lepiej - wzruszył ramionami. - Możecie się oderwać od tej książki i powstrzymać tę przemiłą panią, zanim się zabije o swój własny łuk?
- Nie myśl sobie, że dam ci tę satysfakcję! - Drusilla wyrosła za nami jak spod ziemi. - Zdążę cię przedtem odstawić do zleceniodawcy!
- Ale póki co nie musisz mnie tak pilnować, prawda? Skoro ci dwoje już się wygadali, że zmierzamy do Chinedu, doścignęłabyś mnie tam i tak. Możesz sobie pozwolić na chwilę relaksu.
- Po tym jak dzisiejszej nocy nastawałeś na moją cześć?! Nie ma mowy!
- Nie nastawałem na twoją cześć - powtórzył ze znużeniem, po raz trzeci dzisiaj. - Chciałem się przyjrzeć tej błyskotce, którą nosisz na szyi. Trzeba było nie udawać snu, tylko faktycznie zasnąć, nic byś wtedy nie poczuła.
Drusilla fuknęła głośno, z jakiegoś powodu jeszcze bardziej obrażona.
- Macie dwie pary oczu, więc baczcie na niego, a może daruję wam ten współudział - przykazała nam. - Ja w tym czasie ugotuję obiad.
- Jak myślicie, dzisiaj uda się nam wywalić ten obiad tak, żeby nie widziała? - szepnął Laderic, kiedy się oddaliła. Było to pytanie zasadnicze; jeśli dopuściło się Drusillę do gotowania, używała czegokolwiek, niezależnie od proporcji i stopnia jadalności, i wydawało jej się, że jedt królową sztuki kulinarnej. Nie mieliśmy pojęcia, dlaczego tak się przy tym upiera, zwłaszcza, że zmarnowała w ten sposób część naszych zapasów na podróż. Trzeba będzie oszczędzać...
Swoją drogą, chętnie zapytałabym Drusillę, kto właściwie jest jej zleceniodawcą, niestety jako podejrzana o współudział raczej nie mam szans na odpowiedź. Deuce wydaje się wiedzieć, ale jako wyjętego spod prawa, nie imają się do również prawa opowieści (może poza moim ulubionym). Zresztą jest bezczelnym łotrzykiem, który przywłaszczył sobie rysunek Geddwyna, więc nie mam ochoty przyznawać się, że chcę od niego czegoś jeszcze. A szkoda, bo w ten sposób któreś z nich mogłoby mnie doprowadzić do tych przeklętych lilijek. W r e s z c i e.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz