Gdyby nie to, że skończył
nam się półwysep i Chinedu zaczęło majaczyć w nie tak specjalnej oddali,
wyjęłabym z torby moją miniaturkę światów i przesiedziałabym cały dzień
pod jakimś drzewem, wpatrując się w nią. Niestety, urodziny urodzinami,
a fabuła fabułą - już nawet Deuce'owi bardziej się spieszyło niż mnie,
więc nie miałam wyboru.
Miasto okazało się być otoczone wysokim murem, zza którego wystawały
jeszcze wyższe budynki o absurdalnie spiczastych wieżach. Bramę miało
tylko jedną, dokładnie po drugiej stronie, zapowiadało się więc obejście
go wąziutkim paseczkiem półwyspu. W dodatku nagle zerwał się silny
wiatr, tak niespodziewany, że aż nienaturalny.
- No to świetnie - Laderic spojrzał w niebo. - Wieje od wschodu, szybko
nam sprowadzi te ciemne chmury, które inaczej dotarłyby dopiero rano.
- Tym bardziej powinniśmy wejść do miasta - skrzywił się Deuce. - Moi już
pewnie tam są, skoro nie spotkaliśmy ich po drodze. Niemożliwe, byśmy
się rozminęli.
- To nie jest zwykły wiatr - Drusilla wypowiedziała na głos moje myśli.
Zdjęła z szyi swój wisior, który pulsował delikatnym światłem; nie
wyczułam jednak od niego żadnej magii. Zresztą to chyba normalne w
przypadku artefaktów z t y m symbolem...
- Pokaż no mi wreszcie to cacko! - złodziejaszek wyciągnął rękę, jakby
rzeczywiście wierzył, że jego życzenie zostanie spełnione. - Niemożliwe,
żebyś dostała je od tego typa! Byłem pewien, że gwizdnąłem mu wszystkie!
Łowczyni nagród odgoniła go jak natrętną muchę, po czym z całej siły
rzuciła medalion w górę. Wypadałoby pogratulować jej intuicji (i
celności) - usłyszeliśmy odgłos uderzenia i stłumiony przez świst wiatru
okrzyk irytacji. Amulet Drusilli zawisł w powietrzu, po czym powoli
zaczął zlatywać w dół, jakby leżąc na niewidzialnej dłoni. Jednocześnie
wicher stawał się coraz słabszy...
- To na pewno nie była właściwa reakcja - pouczył Drusillę Ellil,
materializując się tuż nad ziemią. - Chciałem was efektownie przywitać i
co dostaję w zamian?
- To, na co zasłużyłeś, złośliwy duchu - odparła niezmieszana. - Chciałeś na nas sprowadzić burzę!
- Lepiej oddaj pani ten wisiorek, zanim ci zrobi krzywdę - wtrąciłam, tłumiąc śmiech.
- Faktycznie, jakoś znajomo mi wygląda - zamiast okazać ostrożność, bóg
wiatru zaczął z ciekawością przyglądać się zdobyczy. - Ale wcale nie
czuję, by coś ze mnie wysy... Miya!? - zorientował się poniewczasie i
podbiegł ku mnie radośnie. Medalion upadł na ziemię i Drusilla zdążyła
go podnieść zanim zrobił to Deuce.
- Jak to się stało, że nie siedzisz już w moim świecie? Odkryliście coś
ciekawego? - Ellil bombardował mnie pytaniami. - A gdzie zgubiłaś Kylpha i
tego jaszczura?
- Tarquin szwenda się obecnie z tym elfem, z którym się biłeś w Wenden -
kiedy to mówiłam, dostrzegłam, że pozostała trójka nadstawia uszu. -
Kiedy ostatni raz widziałam Kylpha, był w towarzystwie J. Nie
odebraliście go od niej?
- Szczerze mówiąc, nie - od razu zmarkotniał. - Zanim dotarliśmy do
mojego świata, porwał nas wir dziwnych wydarzeń i w końcu doprowadził
nas tutaj.
- A co dokładnie? - w Ladericu obudziła się kronikarska dusza. Ellil
zobaczył błysk ekscytacji w jego oczach i uśmiechnął się z sympatią.
- Najpierw jeden taki nas wynajął, potem ścigały nas cienie... Ech, tego
się nie da opowiedzieć tak od razu. Potem w każdym razie połączyłem
siły z dwójką kumpli tego tu - wskazał ruchem głowy na Deuce'a, któremu
się to niespecjalnie spodobało. - Amrit i Suzuran, czekają tu niedaleko.
- No dobrze - westchnął złodziejaszek. - Prowadź nas do nich.
- Tylko nie próbujcie niczego głupiego! - ostrzegła Drusilla.
- O to się nie martw - uspokoił ją. - Kto jak kto, ale oni nie są głupi.
No, może Suzuran czasem bywa, ale przy Amricie się pilnuje.
Dwie piąte wesołej kompanii zauważyły najpierw Ellila, co tylko wzmogło
irytację Deuce'a. Jednak serdeczne powitanie w wykonaniu Amrita szybko
przywróciło mu pogodę ducha. W każdym razie już po tym, jak ów potężny
mężczyzna o śniadej skórze i szerokim uśmiechu omal nie zgniótł go w
uścisku. Za kimś takim można by się schować przed każdym wrogiem, ale
granatowa opończa i brak uzbrojenia zdradzały, że nie jest wojownikiem.
- Dobrze, żeś już do nas dotarł - huknął wesoło do swojego przywódcy. -
Inaczej Suzuran odgryzłby sobie w końcu język, zgrzytając bez przerwy
zębami.
- Nie zwykłem zgrzytać zębami - zaprotestował jego towarzysz niskim,
ostrym głosem, patrząc gdzieś w bok. Właściwie dziwna sprawa: imię mogło
sugerować zwiewną i pełną wdzięku niewiastę, tymczasem jego właściciel
okazał się postawnym młodzieńcem o zwichrzonych ciemnych włosach i
chmurnym pbliczu. Nosił wypłowiały brązowy płaszcz, a do tego wielki
miecz na plecach.
- Widzę twoje myśli - szepnął do mnie Deuce. - On się nie zna na ten'pei i pochodnych, więc mu nie współczuj tak otwarcie.
- Nie będę - zapewniłam, robiąc minę urażonej niewinności. - Za bardzo lubię konwalie.
- Ten drugi wariat jeszcze nie wrócił - mówił tymczasem Amrit. - Jesteś pewien, że nie narobi kłopotów?
- Nie jestem - przyznał Ellil, wydając się jednak tym nie martwić. - Ale
może narobić kłopotów im albo sobie, tak czy inaczej wyjdzie na plus.
- Zostawiliście kogoś w mieście, a sami siedzicie tutaj? - złodziejaszek
zmarszczył brwi. - A Selvie i Lynton? Gdzie się podziewają?
Obaj jego towarzysze od razu spochmurnieli, przy czym Suzuran nie musiał się wysilać.
- Czekaliśmy z tym na ciebie - bóg wiatru ubiegł ich z odpowiedzią. -
Według Lony znasz się na rozwiązywaniu tego typu problemów. A skoro jest
z tobą Miya, tym bardziej nie ma co się martwić.
- Co z nimi? - niestety Deuce tym bardziej się zmartwił. - Hedin ich zgarnęła? Siedzą w więzieniu?!
- Gorzej - warknął Suzuran. - Siedzą w Wędrującej Ciemności, oto, co z nimi!
Na te słowa rudowłosy wciągnął powietrze ze świstem, podobnie zareagował
Laderic. Pewnie i ja bym tak zrobiła, gdyby nie zakręciło mi się w
głowie. Uwagę mam za mało podzielną.
- No właśnie - dodał Ellil, zwiesiwszy smętnie głowę. - Obawiam się, że "Nefele" też tam trafiła. Z dziewczynami na pokładzie.
Zdążyłam usiąść, a nie po prostu się przewrócić.
- Zdaje się, że ktoś tu ma wiele do opowiedzenia - powiedziałam słabo.
- I to nie jeden ktoś - potwierdził bóg wiatru, siadając obok mnie. -
Może ty zacznij, bo bez twojej opowieści nasza może być niezrozumiała.
- Jeszcze czego! - obruszyłam się, kiedy jego słowa wreszcie wbiły się w
mój umysł. - Dziś są moje cholerne urodziny, a jeszcze mam sobie
zdzierać gardło?!
- Tak - brzmiała kategoryczna odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz