23 VI

Gdyby nie to, że skończył nam się półwysep i Chinedu zaczęło majaczyć w nie tak specjalnej oddali, wyjęłabym z torby moją miniaturkę światów i przesiedziałabym cały dzień pod jakimś drzewem, wpatrując się w nią. Niestety, urodziny urodzinami, a fabuła fabułą - już nawet Deuce'owi bardziej się spieszyło niż mnie, więc nie miałam wyboru.
Miasto okazało się być otoczone wysokim murem, zza którego wystawały jeszcze wyższe budynki o absurdalnie spiczastych wieżach. Bramę miało tylko jedną, dokładnie po drugiej stronie, zapowiadało się więc obejście go wąziutkim paseczkiem półwyspu. W dodatku nagle zerwał się silny wiatr, tak niespodziewany, że aż nienaturalny.
- No to świetnie - Laderic spojrzał w niebo. - Wieje od wschodu, szybko nam sprowadzi te ciemne chmury, które inaczej dotarłyby dopiero rano.
- Tym bardziej powinniśmy wejść do miasta - skrzywił się Deuce. - Moi już pewnie tam są, skoro nie spotkaliśmy ich po drodze. Niemożliwe, byśmy się rozminęli.
- To nie jest zwykły wiatr - Drusilla wypowiedziała na głos moje myśli. Zdjęła z szyi swój wisior, który pulsował delikatnym światłem; nie wyczułam jednak od niego żadnej magii. Zresztą to chyba normalne w przypadku artefaktów z t y m symbolem...
- Pokaż no mi wreszcie to cacko! - złodziejaszek wyciągnął rękę, jakby rzeczywiście wierzył, że jego życzenie zostanie spełnione. - Niemożliwe, żebyś dostała je od tego typa! Byłem pewien, że gwizdnąłem mu wszystkie!
Łowczyni nagród odgoniła go jak natrętną muchę, po czym z całej siły rzuciła medalion w górę. Wypadałoby pogratulować jej intuicji (i celności) - usłyszeliśmy odgłos uderzenia i stłumiony przez świst wiatru okrzyk irytacji. Amulet Drusilli zawisł w powietrzu, po czym powoli zaczął zlatywać w dół, jakby leżąc na niewidzialnej dłoni. Jednocześnie wicher stawał się coraz słabszy...
- To na pewno nie była właściwa reakcja - pouczył Drusillę Ellil, materializując się tuż nad ziemią. - Chciałem was efektownie przywitać i co dostaję w zamian?
- To, na co zasłużyłeś, złośliwy duchu - odparła niezmieszana. - Chciałeś na nas sprowadzić burzę!
- Lepiej oddaj pani ten wisiorek, zanim ci zrobi krzywdę - wtrąciłam, tłumiąc śmiech.
- Faktycznie, jakoś znajomo mi wygląda - zamiast okazać ostrożność, bóg wiatru zaczął z ciekawością przyglądać się zdobyczy. - Ale wcale nie czuję, by coś ze mnie wysy... Miya!? - zorientował się poniewczasie i podbiegł ku mnie radośnie. Medalion upadł na ziemię i Drusilla zdążyła go podnieść zanim zrobił to Deuce.
- Jak to się stało, że nie siedzisz już w moim świecie? Odkryliście coś ciekawego? - Ellil bombardował mnie pytaniami. - A gdzie zgubiłaś Kylpha i tego jaszczura?
- Tarquin szwenda się obecnie z tym elfem, z którym się biłeś w Wenden - kiedy to mówiłam, dostrzegłam, że pozostała trójka nadstawia uszu. - Kiedy ostatni raz widziałam Kylpha, był w towarzystwie J. Nie odebraliście go od niej?
- Szczerze mówiąc, nie - od razu zmarkotniał. - Zanim dotarliśmy do mojego świata, porwał nas wir dziwnych wydarzeń i w końcu doprowadził nas tutaj.
- A co dokładnie? - w Ladericu obudziła się kronikarska dusza. Ellil zobaczył błysk ekscytacji w jego oczach i uśmiechnął się z sympatią.
- Najpierw jeden taki nas wynajął, potem ścigały nas cienie... Ech, tego się nie da opowiedzieć tak od razu. Potem w każdym razie połączyłem siły z dwójką kumpli tego tu - wskazał ruchem głowy na Deuce'a, któremu się to niespecjalnie spodobało. - Amrit i Suzuran, czekają tu niedaleko.
- No dobrze - westchnął złodziejaszek. - Prowadź nas do nich.
- Tylko nie próbujcie niczego głupiego! - ostrzegła Drusilla.
- O to się nie martw - uspokoił ją. - Kto jak kto, ale oni nie są głupi. No, może Suzuran czasem bywa, ale przy Amricie się pilnuje.

Dwie piąte wesołej kompanii zauważyły najpierw Ellila, co tylko wzmogło irytację Deuce'a. Jednak serdeczne powitanie w wykonaniu Amrita szybko przywróciło mu pogodę ducha. W każdym razie już po tym, jak ów potężny mężczyzna o śniadej skórze i szerokim uśmiechu omal nie zgniótł go w uścisku. Za kimś takim można by się schować przed każdym wrogiem, ale granatowa opończa i brak uzbrojenia zdradzały, że nie jest wojownikiem.
- Dobrze, żeś już do nas dotarł - huknął wesoło do swojego przywódcy. - Inaczej Suzuran odgryzłby sobie w końcu język, zgrzytając bez przerwy zębami.
- Nie zwykłem zgrzytać zębami - zaprotestował jego towarzysz niskim, ostrym głosem, patrząc gdzieś w bok. Właściwie dziwna sprawa: imię mogło sugerować zwiewną i pełną wdzięku niewiastę, tymczasem jego właściciel okazał się postawnym młodzieńcem o zwichrzonych ciemnych włosach i chmurnym pbliczu. Nosił wypłowiały brązowy płaszcz, a do tego wielki miecz na plecach.
- Widzę twoje myśli - szepnął do mnie Deuce. - On się nie zna na ten'pei i pochodnych, więc mu nie współczuj tak otwarcie.
- Nie będę - zapewniłam, robiąc minę urażonej niewinności. - Za bardzo lubię konwalie.
- Ten drugi wariat jeszcze nie wrócił - mówił tymczasem Amrit. - Jesteś pewien, że nie narobi kłopotów?
- Nie jestem - przyznał Ellil, wydając się jednak tym nie martwić. - Ale może narobić kłopotów im albo sobie, tak czy inaczej wyjdzie na plus.
- Zostawiliście kogoś w mieście, a sami siedzicie tutaj? - złodziejaszek zmarszczył brwi. - A Selvie i Lynton? Gdzie się podziewają?
Obaj jego towarzysze od razu spochmurnieli, przy czym Suzuran nie musiał się wysilać.
- Czekaliśmy z tym na ciebie - bóg wiatru ubiegł ich z odpowiedzią. - Według Lony znasz się na rozwiązywaniu tego typu problemów. A skoro jest z tobą Miya, tym bardziej nie ma co się martwić.
- Co z nimi? - niestety Deuce tym bardziej się zmartwił. - Hedin ich zgarnęła? Siedzą w więzieniu?!
- Gorzej - warknął Suzuran. - Siedzą w Wędrującej Ciemności, oto, co z nimi!
Na te słowa rudowłosy wciągnął powietrze ze świstem, podobnie zareagował Laderic. Pewnie i ja bym tak zrobiła, gdyby nie zakręciło mi się w głowie. Uwagę mam za mało podzielną.
- No właśnie - dodał Ellil, zwiesiwszy smętnie głowę. - Obawiam się, że "Nefele" też tam trafiła. Z dziewczynami na pokładzie.
Zdążyłam usiąść, a nie po prostu się przewrócić.
- Zdaje się, że ktoś tu ma wiele do opowiedzenia - powiedziałam słabo.
- I to nie jeden ktoś - potwierdził bóg wiatru, siadając obok mnie. - Może ty zacznij, bo bez twojej opowieści nasza może być niezrozumiała.
- Jeszcze czego! - obruszyłam się, kiedy jego słowa wreszcie wbiły się w mój umysł. - Dziś są moje cholerne urodziny, a jeszcze mam sobie zdzierać gardło?!
- Tak - brzmiała kategoryczna odpowiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz