Nie po raz pierwszy
zastanawiam się czy przypadkiem nie znalazłam się w rzeczywistości, do
której trafiają stare, porzucone i zapomniane opowieści. A to dopada
mnie coś, co starałam się jak najdalej od siebie odsunąć, a to coś
innego, z czym miałam do czynienia jeszcze przed obecnym życiem. Ciekawe
ile jeszcze pamiętanych jak przez mgłę twarzy napotkałabym, gdybym
zdecydowała się tu zostać i poznawać światy bardziej dogłębnie. W takich
chwilach upewniam się, że nigdy nie wydam swoich pamiętników. Jeśli
jakiś ewentualny czytelnik kronik chciałby przeczytać biografię ich
autorki, nawet się nie dowie, jakie ma szczęście, że jednak nie
przeczyta.
Na razie zaś, delektując się jaśminową herbatą, napiszę bajeczkę.
Bajeczka będzie pewnie chaotyczna, bo szczegółów, jak to zwykle bywa,
nie znam albo nie pamiętam.
Był sobie mianowicie podlotek o kasztanowych włosach i zamiłowaniu do
błyszczących ubrań, który zawzięcie próbował zwrócić na siebie uwagę
wszystkich dokoła. Jakiż to zatem smutny zbieg okoliczności, że akurat
wtedy o uwagę było trudno. Rodzice od dawna nie żyli, starsza siostra
poświęcała się całkowicie bronieniu rodowych włości przed rozmaitymi
zagrożeniami, pomaganiu uciśnionym i ogólnie byciu dzielną bohaterką,
natomiast cała reszta świata była pod wrażeniem charyzmy wyżej
wymienionej siostry.
Rozżalona dziewczyna o kasztanowych włosach miała już dość stania w
cieniu. Pewności siebie miała wszak sporo, na magii znała się całkiem
nieźle, więc wszystko jeszcze było przed nią. Przywołała sobie jednego z
na pół mitycznych kłopotników, który z chęcią stanął przy jej boku, z
podziwu dla jej uroku i gotowości na wszystko. Razem zaczęli sprawiać
mnóstwo kłopotów, krzyżując plany siostrze i nabijając się z reszty
świata. Im bardziej jednak dorastała dziewczyna, tym bardziej
niebezpieczne stawały się jej figle. Zawsze znajdowała nowe granice do
przekraczania, nowe zasady do łamania, zyskiwała złą sławę, a przepaść
między nią a siostrą ciągle rosła.
Kiedy kasztanowowłosa nudziła się w swoim świecie, razem z wiernym
towarzyszem rozglądała się po innych; wyglądało na to, że ma coraz
bardziej niepokojące plany. Może nie władzy, ale na pewno potęgi i bycia
najlepszą - nieważne, w jaki sposób miałaby to osiągnąć. Przez jakiś
czas widywano ją z dwiema tajemniczymi kobietami, budzącymi lęk w
światach; z kolei tak do niej przywiązany kłopotnik w końcu zaczął mieć
jej dość. Nie podobał mu się ten uśmiech, jaki coraz częściej pojawiał
się na jej obliczu, są bowiem pewne granice, których nawet takie istoty
jak on nie pragną przekraczać. Trudno jednak powiedzieć, które pierwsze
powiedziało drugiemu "żegnaj".
W czasie swoich podróży dwukrotnie zahaczyła o siedzibę bogini
przeznaczenia, która za drugim razem obdarowała ją tarczą. Zapewne po
drodze spotkała zbuntowanego księcia, będącego w posiadaniu korony,
mogącej dać mu więcej niż tylko zwykłą władzę. I tu bajeczka się urywa,
bo niektóre tajemnice, przyczyny i skutki muszą dopiero zostać odkryte.
Słowo daję, że n i e opowiedziałam tego bliźniakom tak spójnie, płynnie
i bez zacinania, ale chyba oboje zrozumieli. Teraz zastanawiają się nad
jedną ze wspomnianych tajemnic, której jednak mi nie wyjawili. Może
jeszcze nie pora.
Pytanie tylko, czy zwróciłabym uwagę na tę opowieść gdyby jej bohaterka
nie była siostrą Lony. Gdyby nie przysporzyła Lonie, a nawet Kylphowi,
zmartwień, jakby i tak nie mieli już ich pod dostatkiem. Gdybym nie
odkryła, że jedną z jej towarzyszek nazywano Xellą, i nie zaczęła się
zastanawiać nad tą dziwną zbieżnością imion. Przejmowałabym się zupełnie
czym innym i kim innym...
A tak naprawdę przepełnia mnie uczucie, że jestem coraz bliżej domu.
Zawsze tak jest, kiedy spotykam znajomą twarz, ale teraz to już pewność,
a nie tylko wiara.
Z drugiej strony, może powinnam się bać, że wprost przeciwnie. Kiedy poprzednim razem spotkałam Hikari, jej opowieść omal nie wchłonęła mnie bez reszty... A teraz nikt nie przyleci, by ustawić mnie do pionu.
(Gdzie jesteś?...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz