2 VI

Dokładnie pod moim pokojem ktoś się z kimś kłócił. Słowa były niewyraźne, ale ton głosów nie pozostawiał wątpliwości. Przekonało mnie to, że na razie nie mam co liczyć na śniadanie, więc równie dobrze mogę... Mogę co? Przenieść się na dół i rozejrzeć? A może przypadkiem coś usłyszeć?
A co mi tam...
Tak jak się spodziewałam, problemów z samą teleportacją nie było. To dla odmiany nie jest jedna z tych opowieści, w których nieszczęsna narratorka zostaje odcięta od międzysfery. Żałowałam tylko, że nie mogłam wyjrzeć przez okno i sprawdzić, na którym piętrze mnie ulokowano. Przez to pojawiłam się trochę za wysoko... Na szczęście wylądowałam na miękkiej trawie, a nie w pobliskiej sadzawce.
Stanęłam przed piętrowym budyneczkiem w stylu odbiegającym od typowej architektury w takich krainach, przylegającym do herbaciarni, w której jeszcze nie byłam. W tej chwili zamkniętej, ot, pech. Westchnęłam i postanowiłam wejść z powrotem do domku i poznać moich tajemniczych gospodarzy. Nic prostszego - wystarczyło iść na palcach w tę stronę, z której dochodziły zagniewane głosy.
- ...Bo tyle razy ci mówiłem, że powinniśmy spokojnie i bez podchodów - to były pierwsze słowa, które usłyszałam wyraźnie. - Zachowujesz się jak bohaterowie tych cudzoziemskich sztuk.
- Ty naprawdę myślisz, że da się tak spokojnie?! - odwarknął głos zdecydowanie dziewczęcy.
- T e r a z to już nie sądzę...
- Ha! No widzisz! Więc równie dobrze możemy kontynuować tak, jak ja chcę!
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem, uchylając drzwi do kuchni. Dwa nastoletnie stworzenia w niebieskich hakamach odwróciły się w moją stronę z osłupieniem.
- No widzisz, Yazuki - odezwało się to o dłuższych włosach. - Mówiłam, że się nie da.
- Nie zadzieraj nosa, sama słyszysz, że zaczęła uprzejmie - odparował brat, bo bez wątpienia byli rodzeństwem. Właściwie na pierwszy rzut oka różnili się tylko długością rozwichrzonych włosów, opadających na oczy.
- Ale ostrożność nie zawadzi! - uparła się dziewczyna, po czym palnęła w moją stronę. - My też potrafimy się teleportować, nie myśl sobie!
- Zdradzanie własnych sekretów to nie jest ostrożność - westchnął Yazuki z rezygnacją. Następnie przestał się nią przejmować i ukłonił mi się. - Zaparzylibyśmy ci herbaty, ale zwykle wychodzi nam paskudnie, więc wybacz.
- Sama mogę zaparzyć - zaproponowałam, powstrzymując śmiech - Widzę, że trafiłam w odpowiednie do tego miejsce.
- Tak, ale właścicielki nie ma - wtrąciła obrażona dziewczyna. - Nie byłaby zadowolona, gdybyśmy pozwolili jakiejś obcej osobie rządzić się w jej lokalu.
- Yachiyo... - rzucił jej brat ostrzegawczo. Prychnęła tylko i odwróciła wzrok.
- W takim razie jakoś wytrzymam - zapewniłam. - Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, czemu zawdzięczam tę niespodziewaną gościnę.
Tym razem oboje spojrzeli na siebie jakby zastanawiali się czy mają jednak utworzyć wspólny front przeciwko mnie, czy raczej zwyczajnie wyjaśnić, co jest grane. W końcu Yazuki podsunął mi stołek, a sam usiadł na drugim.
- Wybacz, że tak w kuchni, ale boję się zostawić siostrę samą podczas gotowania - zaczął.
- Arogant - burknęła wyżej wymieniona. - Moje potrawy przynajmniej są smaczne.
- O ile przedtem nie wysadzisz ich w powietrze.
- Bez przerwy się tak kłócicie? - zapytałam ze szczerym zainteresowaniem.
- Szczerze mówiąc, tak - przyznał Yazuki z nerwowym uśmiechem. - Hikari-san nie może z nami dojść do ładu i powiada, że przyjmowanie lokatorów to samobójstwo.
Kiedy mówił, Yachiyo zajęła się przyrządzaniem czegoś o bardzo apetycznym zapachu. Niby to nie zwracała na nas uwagi, ale ostentacyjnie pobrzękiwała naczyniami. Postanowiłam podziękować jej za pyszne posiłki, kiedy tylko przestanie się boczyć.
- Co do twojej bytności tutaj - podjął chłopak z pewnymi oporami. - Widzieliśmy cię na wystawie.
Powiedziawszy to umilkł i popatrzył na mnie wyczekująco, jakby te słowa miały wszystko wyjaśnić. Tak się oczywiście nie stało, dlatego też odwzajemniłam mu się podobnym spojrzeniem.
- No i?
- No i siostra przeniosła cię do nas bez naradzenia się ze mną - podjął z westchnieniem.
- Ale dlaczego?...
- Chciała ci urządzić sekretne przesłuchanie, a potem wypuścić w stanie kompletnej dezorientacji. Żeby nikt ci nie uwierzył.
- Ale, na bogów, dlaczego?!
- Z powodu twojej reakcji na pewien obraz!! - nie wytrzymała Yachiyo.
Przez chwilę oboje baliśmy się, że garnek, który trzyma w rękach, zaraz wyląduje na głowie jednego z nas. Odłożyła go jednak i wzięła głęboki wdech.
- Jeśli jeszcze raz spytasz "dlaczego?", po prostu oberwiesz - wycedziła. A sekundę później spiekła raka, bo okazało się, że została usłyszana przez niepowołaną osobę...
- Po pierwsze, gościowi się nie grozi - powiedziała zimno owa osoba, stając w drzwiach. - Po drugie, nie podejmuje się gościa w kuchni.
- Oj, Hikari-san - próbował załagodzić Yazuki. - Przecież wiesz, że Yachiyo ciągle wygaduje takie rzeczy.
- Wcale nie ciągle - zaprzeczyła jego siostra. - A poza tym miałaś wrócić jutro!
- Przykro mi, że was zawiodłam, ale cieszę się, że przyjechałam w porę.
Słuchałam ich jednym uchem, wpatrując się w nowo przybyłą jak ta przysłowiowa sroka. Była to młoda kobieta w niebiesko-złotym kimonie, skądinąd bardzo twarzowym. Ciemne włosy miała skromnie upięte, z opadającymi pasmami po obu stronach twarzy. Patrzyła na nas chłodno, ale bez niechęci.
Na pierwszy rzut oka nie wydała mi się nikim znajomym. Na drugi spadło na mnie wrażenie, że widzę ducha.
- To dla mnie żaden dyshonor - odezwałam się, próbując brzmieć pewnie. - Odwiedzam okoliczne herbaciarnie, ale okazało się, że ta jest zamknięta, więc...
- Za pół godziny zostanie otwarta - przerwała mi właścicielka. - Z moimi lokatorami porozmawiam później.
Zmierzyła ich groźnym spojrzeniem i wyszła, a raczej wypłynęła jak liść na wietrze.
- No, to poznałaś Hikari-san - podsumował Yazuki. - Mam nadzieję, że nie zmroziła cię w środku.
- Hikari-san - powtórzyłam. - Kusanagi Hikari?
- Futagawa - sprostował. - Choć nie wiem jakie nosiła nazwisko zanim poprzednia właścicielka herbaciarni jej nie przyjęła do siebie. Hikari-san odziedziczyła po niej interes.
- Kiedy to było? - zapytałam szybko. - Znaczy, kiedy ta poprzednia właścicielka ją przyjęła?
- Jakieś dwa lata temu - zamyślił się. - A co, znasz ją?
- W każdym razie kogoś mi przypomina - mruknęłam, próbując pozbierać myśli. Oto stanęła przede mną główna bohaterka opowieści, którą potraktowałam po macoszemu, chociaż sama grałam w niej niebagatelną rolę. Oczywiście, miałam swoje powody... Ale teraz, po trzech latach... Jak wyrzut sumienia...
W porządku, w tej rzeczywistości mogła chyba istnieć jakaś alternatywna Hikari. Przecież nie dała ani znaku, że mnie rozpoznała (chociaż wcale bym się jej nie dziwiła). Poza tym nie była już ani roześmianą nastolatką, którą kiedyś pokazała mi Yori we śnie, ani bojową dziewczyną, której kilka razy stawiałam czoło. Życie zmienia ludzi, a jednak...
- Nie zmieniaj tematu - burknęła Yachiyo. - Mówiliśmy o twojej podejrzanej radości na widok obrazu!
- Oczywiście, że się ucieszyłam na jego widok - nie było sensu zaprzeczać. - To rysunek autorstwa mojego przyjaciela; szukam takich, gdziekolwiek się znajdę.
- Taaak? - zrzedła jej mina (jak na taką sceptyczkę, prędko mi uwierzyła, ale wolałam tego nie mówić). - I nie miało to nic wspólnego z tym, kto widniał na rysunku?
- Też coś - żachnęłam się. - Nie mam powodu, żeby się cieszyć na jego widok.
- Jego? - wtrącił Yazuki. - No to klops. Kompletnie fałszywy trop.
Jego siostra smętnie pokiwała głową, ale kipienie w garnku prędko przywróciło ją sprawom bardziej przyziemnym.
- Może od początku - podsunęłam. - Skoro nie chodziło wam o tego typa w koronie, to o co?
- O niego nie, chociaż... - chłopak urwał na moment, gdy siostra kopnęła go w kostkę. - Ee, w każdym razie mieliśmy na myśli tę kobietę przy nim.
- Znacie ją? - miałam nadzieję, że nie uznali tego pytania za zbyt pospieszne. I podejrzane.
- Spotkaliśmy ją kiedyś i to nie było miłe spotkanie - przyznała Yachiyo, zawzięcie krojąc dorodny żółty owoc, zbliżony kształtem do melona. - A ty?
- A ja... Znam o niej opowieść - odrzekłam. - Kolekcjonuję opowieści. Mogę się z wami podzielić.
- Rozsądna zapłata za naszą miłą gościnę - stwierdziła dziewczyna pojednawczo. W miarę swoich możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz