Wczoraj dziewczęta odbyły długą i zażartą dyskusję za zamkniętymi
drzwiami. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać, ale dyskusja była naprawdę,
naprawdę głośna… Choć nie do końca wyraźna, zwłaszcza że smarkule w
zdenerwowaniu mówiły coraz to innymi językami. Bardziej z tonu głosów
wywnioskowałam, że Keiko próbuje przekonać do czegoś Metiel, która stara
się protestować. Stara się, wysuwa argumenty, ale wcale nie jest do
nich tak do końca przekonana. Na koniec Keiko opuściła pokój
przyjaciółki trzaskając drzwiami, a wewnątrz coś uderzyło o ścianę z
głośnym trzaskiem. Coś naprawdę dużego, jak sądzę. Kto by się spodziewał
takiej siły po tej drobnej istotce?
A dziś od rana Metiel nie było w domu. Najpierw nie byłam tym
zaniepokojona, bo już przez ostatnie kilka dni znikała i wracała dopiero
wieczorem, ale tym razem miało być inaczej. Keiko na cały dzień zaszyła
się w swoim pokoju – rozłożyła tam jakąś skomplikowaną aparaturę i
zamknęła drzwi na klucz, zanim zdążyłam zapytać, co zacz – i wypełzła
dopiero na kolację. Z braku głównej kucharki wzięłam sprawy w swoje ręce
i przyrządziłam sałatkę z owoców egzotycznych, czyli w większości
zupełnie nieznanych. Zadziwiające, ale się udała, chociaż dla Keiko i
tak zjedzenie jej było raczej jak eksperyment naukowy.
- Proszę nie pytać, sensei. Metiel długo tu nie wróci – odpowiedziała ponuro, gdy wreszcie ją przycisnęłam. – O ile w ogóle.
- Pokłóciłyście się? – wypytywałam. – Będziesz musiała szukać nowej współlokatorki?
- Nie, nie – zamachała rękami, przerażona tą ideą. – Dostałyśmy to
mieszkanie w zamian za przysługę i nikt mnie z niego nie wyrzuci, ale…
Metiel do tej pory pewnie nie ma już w Lirze. Pojechała na poszukiwanie
złodzieja – dodała, unikając mojego spojrzenia.
- Przecież sama pragnęłaś, by się tym zajęła, więc skąd ta ponura mina? –
spróbowałam ją pocieszyć. Nawet nie przyszło mi do głowy dociekać, co
Metiel mogła zdziałać w pojedynkę, inaczej zrobiłabym to już dawno. Może
powinnam była.
- Jej możliwości to jedno, a układy, jakimi jest związana, nie na
wszystko jej pozwalają. Powinnam była sama o tym wiedzieć – powiedziała
gorzkim tonem przedwcześnie dojrzałego dziecka. Ona też najwyraźniej
dźwigała jakieś trudne do zniesienia brzemię.
- Djellia wie? – spytałam jeszcze na koniec, ale dziewczyna tylko
wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty mówić nic więcej; podziękowała za
posiłek, odsuwając talerz, z którego ubyło niewiele, ale po namyśle
podniosła go i zabrała ze sobą do pokoju.
Jak bardzo ważne jest, żeby Djellia wiedziała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz