14 IX

Chętnie zobaczyłabym się z samym Ellilem, ale Djellia zdecydowanie mi to odradziła.
- Nawet ja go widuję tylko przelotem – tłumaczyła. – Tylko kiedy sam tego zechce. Nie pozwala, żeby cokolwiek go rozpraszało. Widzisz, on to traktuje bardzo osobiście. I ambicjonalnie.
To do mnie przemówiło; w końcu sama wspomagałam kilka lat temu żywioł wody, nawet w dość podobnej sytuacji. Wizję plączącej mi się pod nogami J, gotowej wydusić ze mnie odpowiedź na pytanie, jak się miewa Ellil, jakoś zdołałam odpędzić.
Siedziałyśmy w kuchni Keiko i Metiel – tym razem ta ostatnia gdzieś wybyła, więc Djellia chętnie podjęła się przygotowania obiadu. Stwierdziła, że nie ufa naszym umiejętnościom kulinarnym, natomiast Keiko nadal była wstrząśnięta faktem, że jadam.
- To oczywiste, że podchodzi do tego ambicjonalnie – oznajmiła, podnosząc głowę znad zeszytu, w którym pieczołowicie coś zapisywała – skoro zbiera się w mieście coraz więcej sępów.
- Zaraz tam sępów – mruknęła Djellia. – Przecież nie robią tu nic złego.
- Nie muszą nic robić. Wystarczy, że czekają… Czekają aż ucichnie ostatni wiatr.
- Ta przepowiednia jest tak szeroko znana? – zapytałam z ciekawością.
- Szerzej niż mi się wydawało. Podejrzewam, że poznałam ją ostatnia.
- Nie-e – zaprzeczyła Djellia, zamaszyście mieszając coś w garnku. – Ellil ją poznał ostatni. A dowiedział się dopiero ode mnie.
- Nie macie lepszych zmartwień, niż to, kto dowiedział się na szarym końcu? – westchnęłam i wstałam od stołu, żeby podejść do Keiko. Po prostu nie mogłam się powstrzymać przed zajrzeniem do tego jej zeszytu; przyjęła to z całkowitą obojętnością. Kartki w kratkę nie zawierały tajnych raportów ani – dopiero bym się zdziwiła – romantycznej poezji, tylko długie ciągi liczb i jakieś skomplikowane obliczenia.
- To taka rozrywka. Pozwala mi zachowywać spokój – wyjaśniła, a mnie zrobiło się zimno. Niechby to był jakiś szyfr, wzór na Ostateczną Zagładę Wszechświata, na bogów, ale rozrywka?! A pomyśleć, że niektórzy walczą ze stresem idąc na spacer. Albo słuchając muzyki, jeśli nie chce im się schodzić aż do parku. Nawet jeśli muszą ową muzykę sami sobie nucić, przez co zarabiają miażdżące spojrzenia od ludzi pokroju Keiko.
- Co chciałam powiedzieć – podjęłam, gdy już udało mi się otrząsnąć – to że zamiast czaić się jak te sępy, ktoś mógłby choć spróbować wytropić złodzieja.
- Ci, o których pani myśli, tego nie zrobią, bo nie leży to w ich interesie – Keiko wzruszyła ramionami i ponownie zabrała się za obliczenia. – Oczywiście mogłaby się tym zająć Metiel… nawet chciałaby, wierzę w to, ale… czy ona kiedykolwiek przestanie się zachowywać jak tresowany piesek?! – wybuchnęła nagle, uderzając zeszytem o stół z głośnym huknięciem, aż Djellia się obejrzała. Z zachwytem na twarzy.
Keiko zmitygowała się, przycisnęła zeszyt do piersi jakby w geście przeprosin i podniosła pióro,które tymczasem spadło na podłogę.
- Przepraszam, ja… Proszę mnie zawołać na obiad – zająknęła się, po czym wypadła z kuchni z nieszczęśliwą miną.
- Zamknij buźkę, bo ci mucha wleci – upomniała mnie Djellia i westchnęła. Nad Keiko? Czy nad Metiel, która z żadnej strony nie przypominała mi tresowanego pieska?
- Czemu ty się tym nie zajęłaś? – zdziwiłam się, wracając do swojego poprzedniego pytania. A Djellia… Djellia spojrzała na mnie z jakimś takim zaciętym wyrazem twarzy, który zupełnie nie pasował do jej pogodnej natury.
- Powiedzmy, że jeszcze nie wyzbyłam się wszystkich sentymentów – wycedziła. – I dlaczego od razu założyłaś, że się od tego odżegnałam?
- A nie jest tak? – drążyłam dalej. – Masz w sobie zapieczętowaną potężną moc, co miałoby cię powstrzymać…
- Owszem, mam – przerwała mi z goryczą. – I tym większy to dla mnie problem. Pomagam Lirze na inne sposoby i owszem, szukam śladów, ale mojej rodziny, a nie żadnego przeklętego złodzieja wiatrów. Nawet Ellil mnie o to nie prosił i ty też tego nie rób, bo jeszcze mogłabym się zgodzić.
- Nie chciałam cię urazić! – zamachałam rękami, mimo że nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Przecież nie podejrzewałam jej o jakiś związek z tą kradzieżą! – Tylko trochę mnie dziwi… że nie dałaś żadnego znaku życia, żadnej wieści, że dotarliście do celu, nic.
Tym razem zareagowała kompletnym osłupieniem.
- Jak to… Wysłaliśmy ci przecież dwa listy. Chcesz powiedzieć, że żaden nie dotarł?
Oszołomiona pokręciłam głową i klapnęłam na krzesło, które wcześniej zajmowała Keiko. Skoro nie dostałam tych listów, to czy Vanny odebrała ten ode mnie? Czy zostały przez kogoś przechwycone, czy raczej… Nie, o żadnej innej teorii nie miałam ochoty myśleć.
Tylko gdzie ja się, na bogów, znalazłam!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz