17 IX

Jestem w Lirze od dziesięciu dni, a jeszcze do końca nie dotarło do mnie, że ten blady błękit wokół wcale nie jest niebem, a czarne plamki, którymi jest obsypany, z bliska okazałyby się tunelami, wiodącymi do najróżniejszych światów. Podobno. Nawet chętnie bym to sprawdziła, ale Djellia mi to odradziła, mówiąc, że łatwiej tu przylecieć niż wylecieć – zwłaszcza jeśli się nie ma wprawy. Zapytałam ją wtedy, czy inni podejrzani przybysze z zewnątrz wiedzą to i biorą pod uwagę, ale tylko zachichotała z dość wredną miną. Właściwie racja, powinni byli wiedzieć, gdzie włażą.
Sama czekam, aż Djellia dostanie kolejne zlecenie na treść książek – obiecała, że mnie zabierze, a po drodze wysadzi w jakimś przyjaznym miejscu.
Cały czas tak się jakoś składa, że poznaję bliżej wyłącznie przybyszów z zewnątrz. Miejscowi są mili i łagodnie uśmiechnięci, owszem, ale przy tym dość wyhamowani… A może to ja trzymam się na dystans? Gdzieś w głębi wyczuwam dawny czar Liry, domyślam się, jaka mogła być w przeszłości, ale trudno mi uwierzyć, że to tak niedaleka przeszłość. Czuję się trochę tak, jakbym obserwowała wszystko zza szklanej tafli akwarium. Może podświadomie lgnę do innych egzotycznych rybek, takich jak Djellia czy Metiel, a mieszkańcy miasta nas obserwują? Albo odwrotnie, bo to przecież my powinnyśmy być zwiedzającymi. A Ellil? Po której stronie szyby się znalazł? Bibliotekarz opiekujący się pustymi książkami, jedyny liryjczyk, z którym czasem rozmawiam, mówi o nim, jak o swoim – z dumą, ale i z troską. Spytałam Djellię, czy oni wszyscy mają takie podejście; potwierdziła z rozdrażnieniem.
- Słyszałam, że dziś jakiś… ktoś z zewnątrz życzył sobie poznać Ellila – prychnęła, a ja ciekawa byłam, czy wiedziała, że brzmi jak rodowita liryjka. O ile naprawdę każdy liryjczyk by tak brzmiał. – Ktoś, kto przyjechał wczoraj, tyle tylko wiem, ale został spławiony. To nie pierwszy raz.
- Ellil wydaje się najtrudniej dostępną osobą w mieście – westchnęłam. – Aż tak się boicie, że jego też ktoś ukradnie?
- Nie, ja się nie boję – Djellia złośliwie wyszczerzyła zęby. – Ale oni wszyscy… Tak, owszem. Trzymają go pod kloszem, inaczej już dawno by cię przyjął, ale nigdy o tym przy nim nie wspominaj, bo zaprzeczy i zacznie się dąsać. On naprawdę traktuje to ambicjonalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz