- Nigdzie nie idę - oświadczył Kaede. Miał głos człowieka wyczerpanego i udręczonego.
Lub też po prostu niewyspanego. Ostatnio prawie nie sypia. Albo jest
hiperaktywny, albo przeciwnie, taki jak dzisiaj... Dobrze by było, żeby
przyjął do wiadomości istnienie stanów pośrednich.
- Pod warunkiem, że nie podpalisz herbaciarni pod naszą nieobecność - mruknęłam. - Albo nie zamrozisz.
Odburknął coś niewyraźnie i znów odpłynął myślami gdzieś daleko.
W Marzeniu jak zwykle wiele się działo... Choć może jednak było ciszej
niż zwykle. Przyczyną była niezwykła małomówność Milanee; nie kłóciła
się z Leo, choć wyraźnie ją prowokował. Po prostu siedziała w kącie z
ciężką chandrą.
- Co jej? - zapytała Carnetia, która właśnie wpadła do domu i zaczęła
grzebać w barku, rozglądając się przy tym i taksując wszystkich
wzrokiem.
- Dostała kosza od Haldisa - wzruszył ramionami Leo.
- Wcale nie!!! - wrzasnęła z kąta Mil i to były jedyne słowa, jakie wyrzekła w mojej obecności.
- Nie ten, to inny - orzekła Carnetia tonem eksperta, po czym wyjęła z barku pokaźną - i pełną - butlę i znów się ulotniła.
Ketris siedział rozparty na kanapie i wyglądało na to, że ten dom go
lubi z wzajemnością. Dlatego też bard co chwilę wzdychał, jaki to jest
nieszczęśliwy, że niedługo musi wracać do Pieśni.
- Niedługo, to znaczy kiedy? - Vaneshka spojrzała na niego z ukosa.
- No, może za jeszcze parę dni zwłoki nie zostanę zlinczowany - Ketris
zrobił zbolałą minę. - Najwyżej dorobię się paru nowych blizn.
Pieśniarka tylko posłała mu uśmiech pełen rozbawienia i politowania, a potem zaintonowała wesołą i ciepłą melodię.
Doprawdy, wygląda na to, że pewne rzeczy znosi zdecydowanie lepiej niż ja. Przyznam, że tego się po niej nie spodziewałam.
- Dlaczego wolałeś zostać sam w domu? - zapytałam później Kaede.
Właściwie miałam go zagonić do spania, bo sama też zamierzałam się już
położyć (Tenari dawno się zagrzebał pod moją kołdrą), a nie chciałam
żeby znów tak siedział bez sensu.
- Nie chciałem słuchać jak ona śpiewa - odpowiedział sucho. - To działa jak narkotyk.
- Ale nie powinieneś siedzieć w samotności - pokręciłam głową. - Może jednak lepiej było dla ciebie zostać w Teevine?
- Nie! - zaprotestował ostro, a potem wstał, omal nie przewracając krzesła, oparł się o ścianę i zagapił w sufit.
- Bo nie mogłeś wytrzymać z Geddwynem? - zerknęłam na niego podejrzliwie. - Czy może był jeszcze inny powód?
- Za dużo płomieni - westchnął. - Też jak narkotyk. Jak trucizna.
- Jeśli chodzi ci o obecność Brangien, to się dziwię - zaczęłam go trochę podpuszczać. - Pamiętam, że raczej do niej lgnąłeś...
W odpowiedzi posłał mi ciężko zdumione spojrzenie. Następnie osunął się na podłogę i schował twarz w dłoniach.
- Wiesz, czasem się boję ognia - rzekł zduszonym głosem.
Zaskoczona usiadłam obok niego.
- Wtedy, kiedy śni mi się, że płonę od środka - mówił cicho. - To
chyba... Moje pierwsze wspomnienie, wiesz? A ostatnio się nasiliło.
Nie znając lepszego sposobu pocieszania, pogłaskałam go po włosach i
lekko objęłam. Zareagował dość gwałtownie, przyciskając mnie do
siebie... A potem równie gwałtownie się odsuwając i kręcąc głową.
- Nie, nie. Już sam nie wiem - powiedział ni to do mnie, ni to do siebie. - Chyba... już pójdę spać.
Wyszłam z herbaciarni zdezorientowana, ale zadowolona, że przynajmniej tyle udało mi się zdziałać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz