23 X

Niestety zerwała się wichura i postrącała większość liści z drzew. Cóż, przynajmniej ziemia została okryta złotoczerwonym dywanem... Tenari byłby wniebowzięty, choć właściwie, skoro jest teraz w Teevine, może codziennie odwiedzać strefę jesienną i mieć takie atrakcje.
Zresztą nas już nie ma w tamtym świecie. Zupełnie zmieniliśmy lokację i klimat.
W jednym z takich miejsc, gdzie przecinają się wymiary i wszechświaty, rozciąga się ciemne pustkowie, na środku którego znajduje się bezdenna... Czarna dziura? Nie takie kłębowisko mocy, jakie tworzy Aeiran - zupełnie cicha i spokojna. To raczej jakby ktoś wykroił stamtąd kawałek rzeczywistości i zostawił pustkę. Nie ma (chyba) dna, niezgłębiona i niewyjaśniona... I nie widziałam dotychczas nic ciemniejszego. Nazwano ją Otchłanią Cereithy, po słynnej mistrzyni magii z Solen.

- Skoro była tak potężną czarodziejką, jakim cudem tam wpadła? - zapytał sceptycznie Aeiran, kiedy mu to opowiedziałam.
- Podobno raz do roku Otchłań się budzi i uwalnia wielką moc - wyjaśniłam, starając się nie patrzeć w dół. - I wciąga. Mniej więcej na przełomie lat.
- Według którego czasu?
- Właśnie nie wiem - roześmiałam się trochę nerwowo. - Wiesz, kiedyś o mało tam nie wpadłam, choć nie miało co mnie wciągać.
Od razu przysunął się bliżej i poszukał mojej ręki.
- Na szczęście w porę przypomniałam sobie, że mam skrzydła - westchnęłam. - Ale trochę mnie ciekawi, co jest tam na dnie. Tak samo jak ciekawi wszystkich badaczy magii.
Przemogłam się jednak i spojrzałam w głąb. Oczywiście nie zobaczyłam nic poza czernią... Zdecydowanie lepiej jest patrzeć Aeiranowi w oczy.
- Czy takiego spadania się boisz? - spytał cicho, przyciągając mnie do siebie.
- Właściwie w snach zwykle spadałam ze schodów - zadumałam się. - Tutaj nawet nie widać jak jest głęboko. Równie dobrze mogłabym wejść w najgłębszą noc... Ale nawet najgłębsza noc kiedyś się kończy. Można z niej wyjść...
Wyszliśmy szybciej niż zamierzaliśmy; Pokrzywa się denerwowała.

A co właściwie robiliśmy w takim zakazanym wymiarze? Po prostu przyszło nam do głowy, by zwiedzić sobie rozmaite miejsca "na pograniczu". Pewnie na koniec wylądujemy w którymś z tych przyjaznych, takich jak choćby Rozdroże, czy Biblioteka, w której zdecydowanie za długo nie byłam... I tak uwieńczymy naszą podróż. Przyznam, że spokojniejszą niż się w pewnym momencie spodziewałam. Mimo wszystko.
Wychodzimy z założenia, że Egil sam nas znajdzie, kiedy już będzie w dostatecznie pilnej potrzebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz