16 X

Skały rozstępowały się przed nami, drzewa z szumem unosiły gałęzie.
Gdzie byliśmy? Jak tam trafiliśmy? A czy to ważne? Czy zawsze są potrzebne długie wyjaśniające wstępy? Ja niekoniecznie muszę na nich polegać.
Coraz głębiej, coraz niżej, coraz ciemniej. Jakbym zmierzała do którejś z zapomnianych krain dusz, a Aeiran był nietykalnym Przewodnikiem o Stu Twarzach. Otwierał kolejne przejścia z niezachwianą pewnością, a ja sunęłam za nim niemal bezwolnie, choć zarazem z ekscytacją. Do czasu spodziewanego przyziemnego zakończenia mogłam sobie wyobrażać, że idziemy prosto w baśń, a nie na misję dla tych...

Wyglądało na to, że się spóźniliśmy.
Na skalnych ścianach płonęły pochodnie. Kamienny ołtarz z leżącą na nim postacią otaczali zakapturzeni kapłani. Jeden z nich, z połyskującym na czerwono łańcuchem na szyi, wystąpił do przodu i zaczął coś mówić. Nie znałam języka, ale ton jego głosu był podniosły, a zebrane tłumy zaczęły wiwatować.
Nie miałam pojęcia dlaczego taka rzesza ludzi zebrała się w jaskini jak jacyś konspiratorzy ani co knują ci osobnicy przy ołtarzu - może jestem uprzedzona, ale skojarzyli mi się z inkwizycją. Ważne, że w końcu odsłonili ołtarz, ukazując leżącą na nim kobietę o długich złocistych włosach. Najwyraźniej miała być ofiarą.
Ale nie dlatego odniosłam wrażenie, że się spóźniliśmy.
Po prostu zanim zwrócono na nas uwagę, zanim Aeiran zdążył coś zrobić - cokolwiek, po co tu przybył - w obłoku dymu pojawił się jasnowłosy młodzieniec w płaszczu maga, granatowym i bogato zdobionym. Poważny i zdecydowany. I zaczął przemawiać ostrym tonem, a ja, o dziwo, wiedziałam co mówi, choć przecież jego słowa płynęły w nieznanej mi mowie. Po prostu przepływały prosto do mojego umysłu i wyczuwałam ich znaczenie... Przybysz ich powstrzymywał.
- Bogowie nie życzą sobie waszych krętactw i obłudy! - mówił. - Żadnych fałszywych proroków, próbujących podporządkować sobie niewinnych ludzi! Jeśli nie zaniechacie tego przedstawienia, spadnie na was kara!
Wspomniani niewinni ludzie mocno się przestraszyli i powolutku zaczęli się wycofywać, ale kapłani chyba byli podejrzliwi. Ten z łańcuchem warknął coś w stronę przybysza, na co ten wzniósł ręce i wyrzekł jedno długie słowo, przywołując potężną boską istotę. Czy też, ściślej mówiąc, magiczną bestię. Wyglądała jak gigantyczny lampart, tylko kolorystyka się nie zgadzała... A może to była wina złego oświetlenia?
- Mogłeś trochę rozciągnąć czas - mruknęłam. - Przybylibyśmy przed tym całym zamieszaniem...
- Ale nie byłoby tak ciekawie - odparował Aeiran, załamując mnie tym doszczętnie. Chyba mam na niego zły wpływ.
Jedna magiczna bestia najwyraźniej nie wystarczyła, by kapłani dali spokój, przynajmniej w mniemaniu jasnowłosego maga, dlatego zaczął przywoływać drugą. Zarówno on, jak i jego przeciwnicy, oddalili się nieco od ołtarza i przestali zwracać uwagę na leżącą na nim ofiarę, za bardzo pochłonięci swoimi zaklęciami. Idealne warunki by przeskoczyć w tamto miejsce, zgarnąć nieprzytomną dziewczynę z ołtarza i prędziutko zniknąć, czyż nie?
Co prawda zostaliśmy zauważeni - mag odwrócił się ku nam i jęknął coś jakby "Czemu akurat oni?!", natomiast kapłani wyraźnie zamierzali wykorzystać fakt, że przestał inkantować - ale to już nie była moja sprawa. Zostałam pociągnięta do czarnej dziury i tyle było mojej baśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz