Skały rozstępowały się przed nami, drzewa z szumem unosiły gałęzie.
Gdzie byliśmy? Jak tam trafiliśmy? A czy to ważne? Czy zawsze są
potrzebne długie wyjaśniające wstępy? Ja niekoniecznie muszę na nich
polegać.
Coraz głębiej, coraz niżej, coraz ciemniej. Jakbym zmierzała do którejś z
zapomnianych krain dusz, a Aeiran był nietykalnym Przewodnikiem o Stu
Twarzach. Otwierał kolejne przejścia z niezachwianą pewnością, a ja
sunęłam za nim niemal bezwolnie, choć zarazem z ekscytacją. Do czasu
spodziewanego przyziemnego zakończenia mogłam sobie wyobrażać, że
idziemy prosto w baśń, a nie na misję dla tych...
Wyglądało na to, że się spóźniliśmy.
Na skalnych ścianach płonęły pochodnie. Kamienny ołtarz z leżącą na nim
postacią otaczali zakapturzeni kapłani. Jeden z nich, z połyskującym na
czerwono łańcuchem na szyi, wystąpił do przodu i zaczął coś mówić. Nie
znałam języka, ale ton jego głosu był podniosły, a zebrane tłumy zaczęły
wiwatować.
Nie miałam pojęcia dlaczego taka rzesza ludzi zebrała się w jaskini jak
jacyś konspiratorzy ani co knują ci osobnicy przy ołtarzu - może jestem
uprzedzona, ale skojarzyli mi się z inkwizycją. Ważne, że w końcu
odsłonili ołtarz, ukazując leżącą na nim kobietę o długich złocistych
włosach. Najwyraźniej miała być ofiarą.
Ale nie dlatego odniosłam wrażenie, że się spóźniliśmy.
Po prostu zanim zwrócono na nas uwagę, zanim Aeiran zdążył coś zrobić -
cokolwiek, po co tu przybył - w obłoku dymu pojawił się jasnowłosy
młodzieniec w płaszczu maga, granatowym i bogato zdobionym. Poważny i
zdecydowany. I zaczął przemawiać ostrym tonem, a ja, o dziwo, wiedziałam
co mówi, choć przecież jego słowa płynęły w nieznanej mi mowie. Po
prostu przepływały prosto do mojego umysłu i wyczuwałam ich znaczenie...
Przybysz ich powstrzymywał.
- Bogowie nie życzą sobie waszych krętactw i obłudy! - mówił. - Żadnych
fałszywych proroków, próbujących podporządkować sobie niewinnych ludzi!
Jeśli nie zaniechacie tego przedstawienia, spadnie na was kara!
Wspomniani niewinni ludzie mocno się przestraszyli i powolutku zaczęli
się wycofywać, ale kapłani chyba byli podejrzliwi. Ten z łańcuchem
warknął coś w stronę przybysza, na co ten wzniósł ręce i wyrzekł jedno
długie słowo, przywołując potężną boską istotę. Czy też, ściślej mówiąc,
magiczną bestię. Wyglądała jak gigantyczny lampart, tylko kolorystyka
się nie zgadzała... A może to była wina złego oświetlenia?
- Mogłeś trochę rozciągnąć czas - mruknęłam. - Przybylibyśmy przed tym całym zamieszaniem...
- Ale nie byłoby tak ciekawie - odparował Aeiran, załamując mnie tym doszczętnie. Chyba mam na niego zły wpływ.
Jedna magiczna bestia najwyraźniej nie wystarczyła, by kapłani dali
spokój, przynajmniej w mniemaniu jasnowłosego maga, dlatego zaczął
przywoływać drugą. Zarówno on, jak i jego przeciwnicy, oddalili się
nieco od ołtarza i przestali zwracać uwagę na leżącą na nim ofiarę, za
bardzo pochłonięci swoimi zaklęciami. Idealne warunki by przeskoczyć w
tamto miejsce, zgarnąć nieprzytomną dziewczynę z ołtarza i prędziutko
zniknąć, czyż nie?
Co prawda zostaliśmy zauważeni - mag odwrócił się ku nam i jęknął coś
jakby "Czemu akurat oni?!", natomiast kapłani wyraźnie zamierzali
wykorzystać fakt, że przestał inkantować - ale to już nie była moja
sprawa. Zostałam pociągnięta do czarnej dziury i tyle było mojej baśni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz