Nie przypuszczałam, że to
właśnie Sei'Hyô pomoże Kaede w podjęciu decyzji... Chociaż właściwie,
jeśli nie on, to chyba nie znalazłby się nikt inny.
Podpatrzyłam dzisiaj rozmowę Hyô z moim kłopotliwym gościem (a kto go
wpuścił do mojego pokoju?! Będę musiała się rozmówić z Tenarim...),
który oczywiście nie miał na tę rozmowę ochoty. Przynajmniej tak
twierdził. Żeby zachować twarz, czy co?
- Myślisz, że masz prawo ciągle wtrącać się w moje życie? - zapytał,
chwyciwszy ramę lustra, jakby zamierzał nim zaraz rzucić przez całą
szerokość pokoju.
- Nie wydajesz się szczęśliwy - mówił z troską niebieskowłosy. - Może jednak powinieneś do nas wrócić?
- Ci tutaj widzieli we mnie człowieka, w przeciwieństwie do was.
- Nie mów tak, przecież organizacji już nie ma - poprosił Hyô. - A ja chciałbym cię wreszcie osobiście spotkać... Tomine też...
- I przekonać, żebym zaczął nosić to?! - Kaede wskazał naszywkę na rękawie stroju ducha lodu. Widniał na niej czerwony znak hana - "krawędź".
- Nie musisz - pokręcił głową Hyô. - Wystarczy, że przyjedziesz w odwiedziny. Na jak długo chcesz.
- Nawet jeśli, to głównie po to, żeby ci... - zaczął Kaede, ale w tej
chwili chłopak z lustra zdał sobie sprawę z mojej obecności i zniknął
bez pożegnania.
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłam - odezwałam się słodko.
Rudowłosy spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi, a następnie westchnął ciężko.
- Idziemy - rzucił, po czym podszedł, złapał mnie za głowę i pociągnął do herbaciarni.
Nie puścił mnie nawet gdy przybyliśmy do Teevine i poszliśmy do strefy
letniej. Mogłam tylko iść bokiem i rozłożyć bezradnie ręce na pytające
spojrzenie Maeve.
- A teraz - powiedział, kiedy stanęliśmy przed zaskoczoną Nindë - powiedz temu zwierzęciu, żeby zabrało mnie na Rozdroże.
- Powiem jeśli zostawisz w spokoju moją fryzurę - mruknęłam. - Poza tym niewłaściwie się do tego zabierasz.
- Miya, powiedz temu narwańcowi, że się go nie słucham - nakazała Nindë z godnością.
- Powiedz jej, że mam to gdzieś.
- Powiedz mu, że nawzajem.
- W ten sposób do niczego nie dojdziecie - zamachałam rozpaczliwie rękami. - Pokrzywa, podwieź go, a będziesz miała z głowy...
- Kto tu go będzie miał z głowy? - parsknęła Nindë, przyglądając mi się
z dzikim zadowoleniem. - Ale nie będziesz mi miała za złe, jeśli go tam
zostawię?
- Tak dobrze nie będzie - westchnęłam. - Na pewno go stamtąd przywiozą z powrotem.
To nie był koniec niespodzianek na ten dzień. Kiedy wolna i szczęśliwa
wróciłam do domu, na parkingu czekał koń z Rozdroża z jeźdźcem na
grzbiecie...
- Widzisz, mówiłem, że nie ma pomyłki! - zawołał triumfalnie do
czarnowłosej dziewczyny o czerwonych oczach. - Z a w s z e wiem, dokąd się
udać! Dostanę coś do jedzenia? - zwrócił się tym razem do mnie. - Jak
widać, ciągle mnie gdzieś gnają różne apodyktyczne istoty.
- Sam jesteś apodyktyczny, dlatego nie możesz tego znieść - mruknęła
Noelle Steryard i zeskoczyła na ziemię. - A więc dobrze trafiłam?
- No przecież mówię - prychnął Rob Roy.
- Jeśli masz na myśli "czy trafiłam do Blue Haven?", to jak najbardziej
- uśmiechnęłam się. - Jeśli zaś "czy zastałam Kaede?" - wprost
przeciwnie.
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie i poruszyła lekko ustami, szepcząc coś do siebie bezgłośnie.
- W takim razie co mam zrobić? - zapytała już na głos i bezradnie. Jakbym to gdzieś niedawno słyszała...
- Masz dwa wyjścia - objęłam ją przyjaźnie ramieniem. - Wejść do środka i
napić się herbaty... Albo gnać z powrotem na Rozdroże, bo się
rozminęliście.
- To znaczy... Że w tej chwili jest albo faszerowany kolacją, albo
wyzwany na pojedynek w obronie mojej czci - Noelle bardzo starała się
zachować pokerową twarz. - Zależy czy najpierw go zgarnęła Andrea, czy
mój brat...
- Tak czy inaczej, masz czas - podsumowałam.
- Przyjechałam tu, żeby się dowiedzieć, jak to się skończyło - oznajmiła Noelle, wdychając aromat herbaty.
- Tutaj się dowiedzieć? Ty? - zdziwiłam się. - Byłaś w sercu opowieści, a raczej byłaś sercem opowieści, a mimo to nie wiesz?
- Jeśli to była opowieść, to miała zakończyć się inaczej - pokręciła
głową. - Tymczasem ktoś się wplątał i... Pewnie nie wróciłabym do domu,
gdyby nie to. Jeszcze nie.
- A co by było? - podchwyciłam.
- Teraz już nie wiem. Nie mogę pozbierać myśli - westchnęła. - Powiedz
mi, dlaczego mnie szukał? Przecież nawet mnie nie znał... Nadal nie zna.
Miałam ochotę wyrazić zaskoczenie, że przyszła z tym do mnie, choć
przecież też spotkałyśmy się zaledie kilka razy. Ale widząc wyraz jej
twarzy - pomieszanie zdumienia z nieśmiała radością - nie mogłam się nie
uśmiechnąć.
- Na początku pewnie dla opowieści - wzruszyłam ramionami. - Wiesz,
Kaede się strasznie miotał po konwencjach... Po drogach życiowych -
poprawiłam się szybko. - Nie umiał znaleźć żadnej dla siebie. A potem wreszcie
coś mu zamajaczyło na horyzoncie i zapragnął się dowiedzieć, co. Jest
nieludzko uparty.
Noelle słuchała uważnie, wpatrując się w filiżankę.
- Powiedziałaś "na początku"... - odezwała się po pierwszym łyku. - To znaczy, że potem było inaczej?
Długo się zastanawiałam, co powinnam powiedzieć. Była taka niepewna,
jakby jedno nieostrożne słowo mogło wywiać ją za burtę bezpiecznego z
pozoru statku.
- Ostatnio usłyszałam od pewnej osoby - zaczęłam w końcu - że nawet
jeśli widziało się kogoś przez jeden moment, czasem coś sprawia, że chce
się wiedzieć o nim więcej. O osobie, nie o wątku fabularnym. Kaede by
się wściekł, gdyby to usłyszał - roześmiałam się.
- To znaczy... Jak przeznaczenie?
- Zaraz tam przeznaczenie. Może grawitacja?
- Może - Noelle chwyciła swoją filiżankę i wypiła duszkiem jej zawartość. - Nie będziesz mi miała za złe jeśli już pojadę?
- Nic a nic.
- To dobrze - odwróciła wzrok. - Bo uśmiechasz się tak samo jak Vanny, kiedy myśli, że tego nie widzę.
Z trudem udało mi się zdusić śmiech.
- Cokolwiek ci powie, dobrze to sobie przemyśl - uprzedziłam, kiedy już
wsiadała na Rob Roya. Nie miałam bowiem pewności czy Kaede pojechał
żeby sie z nią pożegnać, czy... Zresztą i tak chyba już mnie nie
słuchała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz