Ketris i Vaneshka siedzieli u
nas od południa i wyraźnie nie chciało im się zbierać. Dla mnie to nie
był problem, a że Kaede się boczył po kątach, to już szczegół. W końcu
jednak nie wytrzymał, przysunął sobie krzesło i usiadł, zachowując
jednak bezpieczny dystans.
- Jutro jedziemy? - upewnił się natarczywie.
- Jutro, jutro - pokiwał głową Ketris. - Bo chyba za bardzo się tu rozleniwiłem.
- Możesz sobie przedłużyć urlop jeszcze o dzień - mrugnęłam do niego.
- Kto jak kto, ale akurat ty powinnaś mnie pierwsza wykopać w Pieśń - odmrugnął. - Masz w tym swój interes, prawda?
- Uczę sie cierpliwości - zrobiłam dumną minę. - Choć i tak już mi pewnie nic nie pomoże.
- Ciekawe... Teraz przyjdzie moja kolej na naukę cierpliwości -
Vaneshka posłała nam rozmarzony uśmiech i przytuliła się do Ketrisa
(choć trochę przeszkadzał jej w tym Tenari, który właśnie zasnął na jej
kolanach).
- Nie ma czasu - burknął Kaede, huśtając się na krześle. Od wczoraj
starał się udawać, że nie jest skrajnie spięty i stremowany, i myślał,
że mu to wychodzi.
Ciągle tylko odwracał wzrok, napotykając uważne spojrzenie pieśniarki.
Wyraźnie miała ochotę coś zaśpiewać, ale już od symbolicznego progu
zapowiedział jej, że nie będzie słuchał... Ciekawa byłam, czy starczy
jej tej cierpliwości, której zamierza się poduczyć.
Kiedy wnosiłam tacę z kolejną herbatą, omal nie wylądowała na podłodze.
Przez otwarty znienacka portal wpadła do herbaciarni jasnowłosa postać i
zatrzepotała rękami, żeby złapać równowagę. Gdyby jej nie złapała, obie
byśmy się przewróciły, bo teleportowała się tuż przede mną. Szczęściem
wyczuwam takie rzeczy i w ostatniej chwili się zatrzymałam.
- Już jestem!! - zawołała Enrith na cały głos.
- To świetnie, tylko przypadkiem nie próbuj mi się rzucić na szyję -
ostrzegłam, bo wyglądała jakby to właśnie chciała zrobić. Prawie
wszystkim obecnym. Zreflektowała się jednak i rzuciła się by podnieść
coś długiego i owiniętego w płótno, co wypadło jej z rąk, gdy tak nimi
machała.
- Uciekłaś stamtąd? Czy raczej cię wykopali? - zapytałam, odkładając tacę na stolik.
- Najpierw się tak fajnie zgubiłam - zaczęła Enrith, rozsiadając się na
moim miejscu na kanapie. - Potem znalazła mnie ta pani, którą
spotkałyśmy, a chwilę później pojawił się taki uroczy blondas z kitką i
wypuścił na nią coś różowego w kropki.
- ...Aha. Mów dalej - wyjąkałam, zastanawiając się, jak jej się udało
to powiedzieć na jednym wydechu. Ketris i Vaneshka przyglądali się jej z
miłymi uśmiechami, jakby zastanawiając się kim właściwie jest ta panna i
co jej się rzuciło na mózg. Może im kiedyś wszystko wyjaśnię, bo było
mi ich trochę żal.
- No! A potem kazał mi biec do złoconych drzwi na końcu korytarza,
otworzyć je i uciekać portalem - dziewczyna była uradowana poświęconą
jej uwagą. - Ale za tymi drzwiami były trzy portale, więc zrobiłam
wyliczankę i wskoczyłam w ten, który mi wypadł, a z drugiej strony
spotkałam taką miłą panią z żółtym turbanem na głowie i...
- I co ci dała? - przerwałam głosem jeszcze słabszym niż poprzednio. Dziwne, że w ogóle usłyszała.
- A skąd wiedziałaś, że mi coś dała? - ucieszyła się i pospiesznie zaczęła rozwijać swój pakunek.
Na widok jego zawartości Kaede od razu przestał ostentacyjnie ignorować
Enrith. Spojrzał na nią tak, jakby mu kogoś zabiła, bo czym poderwał się
z krzesła (przewracając je przy okazji) i zniknął w drzwiach łazienki.
Najpewniej przeszedł do mojego pokoju... Miałam nadzieję, że mi go nie
zamrozi.
- A temu co? - zdziwiła się Enrith, odrywając na chwilę rozkochany
wzrok od swojej nowiutkiej szpady. O rękojeści kojarzącej się ze
skrzydłami ważki mieniącymi się w słońcu. Albo i bez słońca.
Już drugi z rzędu dzień niespodzianek?!
Choć to właściwie nie powinno być dla mnie niespodzianką. Cirnelle ma
wprawę w obdarowywaniu ostrymi przedmiotami osób, którym zdecydowanie
nie należy dawać ostrych przedmiotów.
- Chyba przypomniała mu się Tomine - wyjaśniłam głosem bez wyrazu, stawiając i zajmując przewrócone krzesło.
- Ale żeby aż tak gwałtownie reagować? - skrzywił się wtajemniczony w tę historię Ketris.
- To miało być gwałtownie? - roześmiała się Vaneshka. - Przecież nie zabrał jej tego i nie połamał.
- A co jest nie tak z tą Tomine? - zainteresowała się Enrith.
- Ma podobną broń do twojej - odpowiedziałam. - I mistrzowsko się nią posługuje... Fly like a butterfly, sting like a bee - szepnęłam do siebie, wracając myślami do wspomnień.
- No dobrze, ale co z nią nie tak? - nie ustawała dziewczyna. - On jej nie lubi, czy jak?
- Powiedzmy, że nie za dobrze mu się kojarzy.
Nie wiem, która z moich odpowiedzi tak na nią podziałała, grunt, że wlepiła we mnie rozgwieżdżone spojrzenie.
- Mogę ją poznać???
- Nie - mruknęłam. - Mieszka w miejscu, które nawet przy twoim niespotykanym szczęściu jest dla ciebie niedostępne.
- Dlaczego? - zabrał głos Ketris. - Gdybyś jej pożyczyła konia, mogłaby się zabrać ze mną...
Ta nieśmiała sugestia udowodniła, że bard czasem nie wie co mówi. Co też sobie poniewczasie uświadomił.
- Nie znam cię, ale cię kocham! - zapiszczała Enrith, wieszając mu się
na szyi. Vaneshka przyglądała się temu z leciutkim uśmiechem.
Podziwiałam ją całym sercem - ja bym tak nie umiała.
- Jak, gdzie, do Ha'O'Hany?! - próbowałam zawołać, ale wyszedł mi jakiś dziwny skrzek.
- Zabierze się z Kaede - uśmiechnął się uspokajająco Ketris.
- Ja nie wiem kiedy stałeś się taki beztroski - powiedziałam żałośnie, zastanawiając się jak Kaede to przyjmie. I Pokrzywa.
Vaneshka zanuciła cicho jakąś wesołą melodię; byłam pewna, że czeka na
odpowiednią chwilę by móc wyśmiać się w samotności. Też to pewnie
zrobię, jak tylko dojdę do siebie...
Niektóre rzeczy po prostu dzieją się zbyt szybko.
Tak jak przypuszczałam, Kaede był wściekły. I zarazem niesamowicie szczęśliwy, że może się wreszcie wyładować.
Na szczęście nie doszło do wymiany ognia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz