Wróciliśmy do zajazdu sporo
po północy i tęskniłam za odrobiną snu, ale musiałam z tym jeszcze
poczekać. Oczywiście posążka na stoliku nie było. Był za to wiele
mówiący liścik od Egila:
Wygląda na to, że znalazłem w sobie odpowiednią moc. Wyjeżdżam, Galatea pragnie podążyć ze mną. Nie miejcie mi tego za złe.
Pismo było niestaranne, zdradzające pośpiech albo... Ekscytację?
- Galatea - powtórzyłam martwym głosem i padłam na łóżko. - Będziesz w stanie go znaleźć?
- Oczywiście, ale nie w tym rzecz - ku mojemu zdziwieniu Aeiran był zupełnie spokojny. - Jeszcze nie teraz.
- Dlaczego nie teraz?! - spojrzałam na niego błędnym wzrokiem. - Tak ci zależało na tej figurce, a teraz olewasz sprawę?
Uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie.
- Kronikarz nie da się przekonać jeśli nie sprawdzi w praktyce -
powiedział. - A wtedy nie powinno już być problemów z odzyskaniem
posążka. Trzeba przeczekać.
Nie mogłam przetrawić faktu, że tak niefrasobliwie podchodzi do sprawy,
ale zarazem nie mogłam się z nim nie zgodzić. Zwłaszcza, że chyba się
domyślałam, jak Egil ją "zaprogramował".
- Też uważasz, że nie pojechał od razu do Agencji?
Aeiran popatrzył na mnie porozumiewawczo i skinął głową.
Zaczęłam robić się zmęczona i to nie tańcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz