9 XII

I rzeczywiście wygląda na to, że nie potrafię jednak długo zagrzać miejsca w domu, skoro gdy tylko uporządkowałam jako tako materiały, pognałam odwiedzić San-Q. I, naturalnie, małą Neid, która zawojowała moją przyjaciółkę całkowicie. Można odnieść wrażenie, że San zajmuje się nią nawet bardziej niż swoim salonem, gdyby nie fakt, że zawsze gdy przyjeżdżam, ów salon wydaje mi się jakby większy. Nie da się ukryć, kobiety w każdym świecie chcą być piękne. Chyba że akurat nie chcą. Albo są już wystarczająco.
- Może tym razem dasz się namówić na makijaż, komponujący się z tą gwiazdką pod oczkiem? - pytanie San należało już do rytuału.
- Wolę być naturalną pięknością - odpowiedziałam ze śmiechem.
- Bo ciągle jesteś bez chłopaka! - zawyrokowała, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. - Gdybyś miała być dla kogo piękna, na pewno byś się nie wahała!
- Ty nie masz, a mimo to się nie wahasz - rzekłam od niechcenia. - Może twój styl odstrasza facetów, jak myślisz?
- To, że żaden mi się nie kręci po domu, nie znaczy, że nie wystają nocą pod oknami, nie dając mi spać - prychnęła.
- A ja myślałam, że nie śpisz, bo ci mała nie pozwala...
San zadumała się na chwilkę.
- Właściwie... Masz rację! - stwierdziła w końcu i pobiegła sprawdzić czy jej słodziutkie stworzonko nie jest przypadkiem głodne.
Przyznam, że gdy wzięła na wychowanie tę małą półelfkę, nikt z naszego grona nie mógł w to uwierzyć. Choć nie da się ukryć, że San zawsze łamała stereotypy. Swoim imprezowym sposobem bycia odcina się od innych przedstawicieli swojej rasy, a od kiedy porzuciła zamiar zlikwidowania Xemedi-san, nie przejmuje się zbytnio swoją rolą Strażniczki Chaosu... Ale nie raz i nie dwa słyszałyśmy z jej ust, że nigdy nie stanie się kurą domową, a dzieci uwielbia gdy są czyjeś, a najlepiej na obrazku. Tymczasem jedno dziecko z upodobaniem huśta się na jej warkoczu... A ona się z tego cieszy.
Ciekawe czy Lilly w to uwierzy.

- Opowiadaj co u ciebie - zażądałam, gdy usiadłyśmy przy herbacie. To znaczy, ja przy herbacie, a San przy jakimś drinku.
- To, co widzisz - roześmiała się. - Klientek nie brak, Neid coraz lepiej chodzi... Ostatnio wręcz biega, szczegół, że się co chwilę przewraca.
- Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że masz zawężone horyzonty - powiedziałam zaczepnym tonem.
- A ciekawe, co ty miałabyś do powiedzenia - odcięła się. - Ciągle kronikujesz, ciągle żłopiesz herbatę i ciągle jesteś bez faceta...Hej, źle z tobą?
- Co? Dlaczego?
- Bo zwykle gdy tak mówię, masz ochotę we mnie czymś rzucić - wyjaśniła. - A teraz przez moment wyglądałaś, jakby coś cię zabolało.
- Poważnie? - wyjąkałam. - No to na własne oczy przekonałaś się, że czasem sama nie wiem, co się ze mną dzieje.
- A ja wiem. To się nazywa tęsknota! - osądziła. - Na twoim miejscu już dawno odbiłabym kolegę-deprawatora tej jego Damie.
- Daj spokój - posłałam jej zmęczony uśmiech. - Tyle razy ci mówiłam, że nie ma sensu nas swatać... Lepiej byś się rozejrzała za kimś dla siebie. Tak do kompletu, skoro masz już dziecko.
- Ha! Mam do bawienia małej dołączyć jeszcze cerowanie mężowi skarpetek? - zaperzyła się San. - Aż tak stateczna nie mam zamiaru być. Zresztą i tak zawsze wydawałaś mi się najbardziej ustatkowana z nas sześciu.
- Ja?! - zaskoczyło mnie to. - Osobiście przyznałabym palmę pierwszeństwa którejkolwiek z nas poza sobą. Zobacz sama, Lilly i Pai Pai mają porządną, stałą posadę, ty też, a do tego masz się o kogo troszczyć, Brangien znalazła swój ideał mężczyzny...
- A raczej odziedziczyła po tobie - mruknęła San przewrotnie. Udałam, że tego nie słyszałam.
- A ja co? Tłukę się po światach jak awanturnica, mój dom nie stoi w żadnym konkretnym miejscu i nigdy nie wiem, co mi przyniesie następny dzień. Zatem twoja opinia o mnie jest nieco nie na miejscu.
- Niby tak - uśmiechnęła się lekko. - Ale tylko ty potrafisz nas wszystkie zebrać razem.

Do wydarzeń dnia można jeszcze zaliczyć pojawienie się Xelli-Mediny, która pojawiła się u San jak zwykle bez zapowiedzi. Ale to u niej normalne, poza tym San jest jedną z bardzo niewielu osób, z którymi Poszukiwaczka Tajemnic jest tak naprawdę zaprzyjaźniona. A przynajmniej sprawia takie wrażenie.
- Herbata! - wykrzyknęła na przywitanie. - Nigdy nie traciłam nadziei, że kiedyś wreszcie zobaczę ją w twoim domu!
- To Mad ją ze sobą przytargała - burknęła moja przyjaciółka.
Xemedi-san pokręciła głową i wymieniła ze mną porozumiewawcze spojrzenie z serii "Ona Nigdy Się Nie Nauczy". Następnie usiadła obok mnie na kanapie.
- I jak tam, "dobra" wróżko? - po prostu nie dało się nie słyszeć tego cudzysłowu. - Już w domu?
- Po co pytasz, skoro pewnie od dawna wszystko wiesz?
- Jesteś okropna. Chcesz mi odmówić przyjemności poplotkowania.
- Od plotek jest San, ja jestem od faktów - oznajmiłam.
Rozmowę przerwał nam płacz, a raczej wrzask małej i San natychmiast pobiegła ją uspokajać (śmiem uważać, że ona to dziecko trochę rozpieszcza), a my poszłyśmy za nią. Gdy Neid zobaczyła, ile uwagi się jej poświęca, od razu się rozpromieniła i popisowo urwała swojemu miśkowi głowę.
- I znowu przyszywanie - skomentowała to San.

Znów jestem w domu i dziwię się sobie szalenie, że tak mnie nosi. Nie mogę usiedzieć długo na jednym miejscu i nie potrafię znaleźć przyczyny tego stanu. Ja stateczna, też coś. W takim wypadku nie miałabym tego uporczywego pragnienia by zrobić coś szalonego. Coś w rodzaju wysłania do Irian wiadomości brzmiącej: Już mam czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz