1 XII

We're livin' really close to the edge, babe
Almost right on the brink
Judgement day is only moments away
Baby, you know what I think
We're gettin' too close, too close
We're livin' in a danger zone
Too close for our own good
We're keepin' an impossible pace, babe
Always under the gun
Day and night, there ain't no end in sight
This ain't no life on the run
We're gettin' too close, too close
We're livin' in a danger zone
Too close for our own good...


Jem & The Holograms

Może po prostu przywiązuję za małą wagę do szczegółów, ale nie pamiętałam, żeby dokoła posągów były kiedykolwiek jakieś skały. I to tak wysokie. Cóż, skoro teraz posągi rzuciły posadę, nowy element krajobrazu był mile widziany.
- Czy oni to zrobili? - odezwał się cicho Ketris.
- Może jako osłonę - zamyśliła się Lilly. - Jakby nie wystarczało im to niesamowite pole magiczne, które roztoczyli. Nawet się do nich nie dostaniemy.
- A nawet gdyby nam się udało - zabrał głos demon - co byśmy im powiedzieli? "Spieszcie się, bo macie na ogonie agentów Omegi"? I to by coś dało?
- Raczej nie - powiedział Ketris, spoglądając w górę. - Omega może równie dobrze sama im to powiedzieć.
Podążyliśmy za jego wzrokiem. W postaci stojącej na szczycie skały rozpoznałam tę rozczochraną Rally. Nie widziała nas, za to miała dobry widok na to, co się wkrótce miało stać.
- To co, anonsujemy się? - demon uśmiechnął się szelmowsko. Wzruszyłam ramionami i przeniosłam nas na szczyt. A tam zamarliśmy z wrażenia. Na obszarze otoczonym przez skały, szalały niepohamowane wyładowania mocy. Mrok, światło, wiatr, burza i wszelkie barwy, na zmianę i naraz. I czas szalał również - pod naszymi nogami momentalnie wyrósł jakiś mech, by po chwili zniknąć jakby go tu nigdy nie było. A w dole, mimo panujących warunków, można było dość łatwo dostrzec wielki krąg, dokoła którego stały trzy postacie. Z tej odległości wydawali się mali jak ich własne Symbole.
- Ładny widok, prawda? - Agent niepostrzeżenie stanął przy Rally i od niechcenia nawiązał konwersację.
- No - potwierdziła nieobecnym głosem, kiwając głową. Nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Czekaj, a w ogóle coście wy za jedni? - zamrugała i spojrzała przytomniej na swojego rozmówcę.
- My? A tak tylko patrzymy, nie przeszkadzaj sobie.
- Chwileczkę - odezwał się ktoś za nami. - Po to śledziłeś mnie trzy dni, żeby teraz się tak zwyczajnie pokazać?
- Yyy... - wytłumaczył inteligentnie złotooki, odwracając się twarzą do łysegoktóry tym razem nie miał na sobie T-shirtu z wiele mówiącym znakiem Ω, tylko coś w rodzaju hakamy. - A skąd wiesz, że cię śledziłem?
Kan Yun wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową w politowaniu.
- A no tak - demon wyszczerzył zęby. - Zapomniałem, że potrafisz sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga.
- To co z nimi robimy? - spytała Rally. - Walczymy?
Niemal słyszałam jak mi szczęka opada i uderza w ziemię. Wszyscy agenci Omegi, których do tej pory spotkałam - może oprócz Lexa - gdy spotkali potencjalnego przeciwnika nie myśleli długo, tylko rzucali się w szał walki... A ci tutaj?!
- Jak nie chcecie, możecie iść do domu - mruknęłam zniecierpliwiona. Na litość, co my tu właściwie robimy?
- No nie, gdzie miałem oczy gdy sobie pomocników wybierałem? - rozległ się chłopięcy głos.
- Młody jesteś, osądy masz jeszcze niecelne - podsumował lekko Kan Yun, gdy Kenji wylądował na ziemi, podtrzymując swoją mocą Tessiretha. Który, nota bene, na żywo nie posiadał skrzydeł. Dzieciak był ode mnie niższy o głowę, ale na czarach się znał i spokojnie zdzielił Kan Yuna strumieniem energii. Poniekąd znajomej.
- Sankatsu? - zdziwiłam się. - Nie wiedziałam, że tacy jak wy też należą do Omegi...
- O nie - westchnęła Lilly. - Mad wyczuła pisarską sensację...
- Nie tylko demony, wbrew plotkom - chłopiec był w tej chwili maksymalnie zblazowany.
- A propos demonów - wtrącił się złotooki. - Chyba jesteś mi winien pojedynek, nieprawdaż, Hôdemei Kenji-kun? I masz do pogadania z jednym aniołem.
- Co ma piernik do wiatraka? - zdziwił się Ketris.
- Zaraz! - zwróciłam się do Agenta. - Myślałam, że śledziłeś ich na polecenie przełożonego!
- Owszem - uśmiechnął się ujmująco. - Ale gdyby to miał być mój jedyny cel, pozwoliłbym się z tym męczyć komuś innemu.
- Możemy to uzgodnić w tej chwili - rzucił Kenji, jakby nie obchodziły go już Symbole. - Ale najpierw, Kan Yun, przeczyść im umysły. A ty, Tessireth... Wiesz, co.
Obok wywołanego pojawił się dziwny mały portal przypominający kałużę, w którą jasnowłosy natychmiast wskoczył. Jednak przejście się za nim nie zamknęło. Tymczasem łysy stanął nieruchomo jak skała i wyłączył się zupełnie... Ale gdzieś w głębi umysłu poczułam nagle obecność intruza.
I w tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk fletu. Spojrzałam w stronę, z której dobiegał - Ketris siedział na ziemi i również pogrążał się w transie. Wyglądało na to, że jego muzyka oddziaływała na umysły, bo nie czułam już w swojej głowie czyjejś obecności, za to Kan Yun lekko zmarszczył brwi. Wyglądało na to, że rozpoczął się pojedynek umysłów...
- Dobra - rzuciła Lilly. - To kto goni tego ładnego?
- Możesz ty - odpowiedziałam. - Może ulży jego dumie, gdy oberwie od chłodnej blondyny o długich włosach.
- Że co?! - wyjąkała i w tej samej chwili omal nie dostała potężnym promieniem laserowym.
- Ostrzegałabyś zanim zaatakujesz! - zawołała w stronę Rally, która nagle zamiast prawej dłoni miała działo.
- My nie musimy ostrzegać - prychnęła dziewczyna. - Tylko od przeciwnika zależy, czy da nam radę bez uprzedzenia!
Powiedziawszy to dotknęła czerwonego kółeczka na swoim czole, które przedtem zasłaniała burza włosów. A może to był przycisk, bo w rezultacie jej ciało zaczął pokrywać metalowy pancerz. Jeszcze chwila i w miejscu gdzie znajdowała się przedtem zwyczajna, drobna kobietka, stała wielka machina bojowa uzbrojona w trzy różne działa i lśniąca niczym srebro.
- Ups... - wyjąkała moja przyjaciółka, gdy machina błysnęła reflektorem, który znajdował się pośrodku "głowy" i uniosła rękę-działo. Zanim nastąpił atak, Mezz'Lil przezornie rozwinęła skrzydła i pomknęła w powietrze. Ale Rally też rozłożyła coś w rodzaju skrzydeł, odpaliła silnik, czy co też tam miała i rzuciła się za nią w pogoń. Lilly zorientowała się w sytuacji i zaczęła szybko wyczarowywać pociski - już nie świetlne, za to będące jedną z najlepszych broni dla smoczycy, która nie może ziać ogniem (swoją drogą, gdy to wszystko się już skończyło, długo nie mogłyśmy znaleźć odpowiedzi, dlaczego po prostu nie zmieniła się w smoka i nie zgniotła korpusu tej stalowej pannicy...). Niestety szybko zauważyła, że jej ataki nie dają zamierzonego efektu. Ścigały się jeszcze przez chwilę, na zmianę.
- Do licha, z czego ona jest zrobiona? - wydyszała Lilly, opadając na ziemię. - Ani jej dogonić, ani nawet zarysować!
Po chwili musiała szybko odskoczyć w bok, bo laserowy strumień wystrzelony z góry zostawił w skale sporą dziurę. Szybko sięgnęłam po Przekorę Erlindrei i oddałam strzał. Odbił się od pancerza bez większej szkody, a następnie Rally ruszyła prosto na nas.
- W górę!! - zawołałam i rozłożyłyśmy skrzydła. Oderwałyśmy się od ziemi akurat gdy ona tam wylądowała. Znów zaczęła strzelać i musiałam się mocno skoncentrować i natężyć słuch by zrozumieć co woła do mnie Lilly:
- A może Astralną Sieć!?
Między kolejnymi unikami zdołałam kiwnąć głową. A nuż ta bojowa machina jej nie rozerwie?
Lilly złożyła dłonie jak do modlitwy i po sekundzie między nimi coś zabłysło. Podleciała do mnie i zdążyła przekazać mi jeden koniec niewidocznej dla zwykłych śmiertelników sieci i ledwo zdążyła umknąć przed kolejnym wystrzałem. Schowałam łuk i odleciałam na pewną odległość, usilnie starając się nie patrzeć w dół. Rally odpaliła te swoje silniki i ruszyła w górę, najwyraźniej nie mogąc zdecydować, którą z nas ścigać, aż w końcu znalazła się wyżej niż my. Posłałyśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i także pofrunęłyśmy. Przy okazji udało mi się zobaczyć, że energia, która przedtem tak szalała, teraz uspokaja się, opada w dół i staje się jednością z kręgiem... Nagle dzień zmienił się w noc, następnie noc znów w dzień i w świetle słońca zobaczyłam ogromną czarną kopułę pokrywającą obszar pomiędzy skałami.
Nie mogłam dłużej się jej przyglądać, bo Rally pędziła w moim kierunku. Zerknęłam, gdzie jest Lilly i nasze spojrzenia się spotkały. Ruszyłam w przeciwną stronę niż machina i przeleciałam obok niej zanim się obejrzała. Zatoczyłam koło, a w tym czasie Lilly przebyła tę trasę w drugą stronę. Rally strzeliła. Promień przeleciał gdzieś między nami i odetchnęłam z ulgą, bo nie rozerwał naszej sieci. Ciągle była w naszych rękach, mocna i napięta. Owinęłyśmy maszynę jeszcze kilkakrotnie, a gdy oddaliłyśmy się by napiąć sieć, znieruchomiała.
- Sukces! - Lilly pomachała do mnie ręką. - Teraz ją gdzieś przerzuć!
Otworzyłam pod Rally portal do pierwszego lepszego miejsca, z którego nie mogłaby się tak łatwo wydostać, a potem razem z przyjaciółką wylądowałyśmy na ziemi i z okrzykiem triumfu przybiłyśmy "piątkę".
W oddali demon nadal stał pogrążony w swojej dziwnej rozmowie z Kenjim, natomiast Ketris stał nieco bliżej, coraz słabiej grając na flecie. Czyżby przegrywał z tym przeklętym psionikiem? Ale nie, Kan Yun też wyglądał trochę mniej przytomnie niż na początku, choć pewnie był bardziej wprawiony w pojedynkach na umysły.
- Niechże oni już przestaną - westchnęła Lilly i stanęła za łysym.
- Przepraszam - powiedziała uprzejmie.
Kan Yun odwrócił się - widać łatwo go wyrwać z transu - i oberwał pięścią w szczękę.
- Hej, ja miałem go pokonać! - zaprotestował Ketris.
- Wybacz, ale nie umiem tak stać bezczynnie - Lilly uśmiechnęła się rozbrajająco.
Rozejrzałam się. Czupiradło unieszkodliwione, łysy też, dzieciaka skutecznie zajmuje demon... Ale Tessireth...???
Portal wciąż jeszcze był otwarty, toteż bez namysłu w niego wskoczyłam. Długo nie mogłam rozpoznać gdzie się znalazłam, ale szalejąca dokoła energia i spojrzenie w górę uświadomiło mi, że jestem pod kopułą, gdzie właśnie otworzyło się przejście do Ciemności. Tessiretha nie widziałam, ale zauważyłam samotną postać kierującą się do epicentrum tego chaosu. Nie widziała mnie, odwrócona tyłem. Po powiewającej sukni rozpoznałam Aldrinę i byłam pełna podziwu - aby dostać się do domu musiała przejść przez takie piekło... O ile tam, po drugiej stronie, miała jeszcze jakiś dom...
Jeszcze chwila i boginię oplotła posępna, czarna krepa, która zaraz zniknęła, odsłaniając pustkę. Towarzyszyły temu błyskawice. Coraz więcej. Podeszłam bliżej, o mało nie rozdeptując czegoś pod moimi nogami. Po przyjrzeniu się okazało się to Symbolem Przestrzeni i doszłam do wniosku, że figurki mają podtrzymywać wejście, gdy bogowie będą przez nie przechodzić. A co z pozostałymi? Przeszli już, czy czekali na swoją kolej?
Kolejna błyskawica.
Jasna, rozcinająca przestrzeń, wywołująca... Destabilizację?
- Ty?! - usłyszałam głos Tessiretha. - Miał się tu pojawić Kenji!
- Kenji jest zajęty, więc przyszłam w zastępstwie - uśmiechnęłam się miło.
- Słuchaj, kimkolwiek jesteś - powiedział po chwili namysłu - pomóż nam zdobyć moc Czasoprzestrzeni, a zyskasz coś, czego w żaden inny sposób...
- Tej mocy nie da się tak po prostu zdobyć - przerwałam mu. - Nawet jeśli zdobędziesz któryś z Symboli i ukryjesz go w swoim śnie, nie zapanujecie nad tym, co zawiera. Nie wiem po co wam to, ale tracicie czas.
- W moim... SKĄD WIESZ?! - ryknął - Kim ty, do cholery, jesteś?!
- Lepiej posłuchaj tej pani - rozległ się nagle głos zagłuszający nawet wiatr, mocny i twardy. Gdyby nie widok jego właściciela, nie odgadłabym, że należy do Ketrisa. Więc i on przeszedł przez portal?
- Mezz'Lil pozbawiła mnie osobistego zwycięstwa, więc przybyłem tutaj - odpowiedział na niezadane głośno pytanie.
Jeszcze więcej błyskawic, coraz większe zachwianie czasoprzestrzeni. Czy to znaczy, że Symbole zostały oddzielone od właścicieli? Czy już przeszli...???
Ziemia zaczęła się trząść.
- Nie powstrzymacie nas - powiedział cicho Tessireth i sięgnął po Symbol Aldriny. Chciałam go ubiec, ale zrobił to Ketris, odpychając go przeraźliwie wysokim dźwiękiem fletu. Jasnowłosy posłał w naszą stronę magiczny pocisk, jednak bard wykazał refleks i padł na ziemię, pociągając mnie za sobą. Niestety Śniący wykorzystał okazję i znów podbiegł do figurki. Półelf nie pozostał bierny...
I od tamtej pory miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.
Dlaczego zatem nie zdążyłam nic zrobić?
Z miniportalu otwieranego przez posążek wystrzelił nagle strumień energii - akurat wtedy, gdy obaj wyciągali po niego ręce. Energia pochłonęła ich obu...
Nastąpiła eksplozja i musiałam zasłonić oczy...
A gdy je otworzyłam, nie było śladu Ketrisa ani Tessiretha...
Ani Symbolu.
Błyskawica. I jeszcze jedna.
Ledwo utrzymałam równowagę gdy ziemia zatrzęsła się jeszcze bardziej i uświadomiłam sobie, że przestrzeń wokół mnie się kurczy. Działo się to już od jakiegoś czasu, teraz jednak ten proces stał się szybszy. Nie wiedziałam co się ze mną stanie jeśli pozostanę tu jeszcze chwilę i wolałam nie sprawdzać. Dlatego sięgnęłam do międzysfey... i napotkałam pustkę. W tej dziwnej przestrzeni nie było połączenia z żadnym innym wymiarem...
Błyskawica.
Nie mogłam otworzyć portalu w żaden sposób... I rzadko w moich żywotach zdarzało mi się poczucie takiej...
Bezsilności.
Błyskawica. I znowu. Ale, o dziwo, nie jasna i oślepiająca, lecz w kolorze głębokiej czerni. I znowu się pojawiła, a ja poczułam przy sobie czyjąś obecność. Dwie kolejne - i przestrzeń została gwałtownie rozerwana. Jeszcze jedna - i po prostu rzuciłam się Aeiranowi na szyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz