Wygląda na to, że święta
spędzę tylko i wyłącznie w miłym towarzystwie jaja. Mam ochotę
przesiedzieć w herbaciarni przynajmniej resztę tego roku, nie musząc
patrzeć na ludzi i nieludzi. Nindë też odesłałam do Vanny, dobrze jej
tak, miałam już urządzić jej na święta własną stajnię, ale nie, nie będzie mnie
ten zwierzak dobijał. Zamierzam zamknąć się na cztery spusty i nie
odwiedzać nikogo przez długi czas, bo od tego kręci mi się w głowie (a
może to od tej durnej fryzury, której rozczesywanie zajęło jakieś dwa
razy więcej czasu, energii i cierpliwości niż przedtem układanie?). Że
też nie potrafię zachować umiaru - jak się taki odludek nagle rzuca w
wir spotkań, to potem nie może się pozbierać! Ale dosyć. Dosyć.
Dobra, może trochę za bardzo podminowana chodzę, ale tak to już jest, że
raz na jakiś czas moje negatywne uczucia się kumulują i wtedy muszę dać
im upust. Jak dotąd uspokajałam się podczas ubierania choinki, którą
wytaszczyłam z Szafy. Sztuczna, ale zielona i sięgająca prawie do
sufitu. Okropnie się ją rozkładało, ale za to umieściłam na czubku
uroczego aniołka o włosach z waty. Sama robiłam, więc pewnie szybko
odlecą. Poza tym mój lęk wysokości przybrał skrajne rozmiary i podczas
tej niewątpliwie ważnej ceremonii omal nie spadłam ze stołka.
Kolację wigilijną sobie zamówiłam. Oczywiście jednoosobową.
Teraz zaś siedzę przy biurku, a którym piętrzy się stos kartek
świątecznych gotowych do wysłania i większy stos jeszcze nie gotowych.
Zabrałam się za nie po średnio udanej próbie
spisywania legendy o Klejnocie. Co, nawiasem mówiąc, przypomina mi, że
nie rozumiem, po jaką cholerę Akane-chan potrzebne były akurat takie
klejnoty, jak te, na których eksperymentował Gerraint. Ale obiecałam
sobie nie rozmyślać o sprawach, które mnie załamują, więc, więc, więc...
A, legenda. Mam pomysł, w jaki sposób ją napisać, ale raczej nie
wyjdzie mi tak dobrze jak bym chciała. Bo najlepiej byłoby przedstawić
ją z obu stron - czyli zarówno od strony DeNaNi, jak i Ciemności. Tyle
że nie mam pomysłu, jak Ciemność się prezentuje, a przecież się
do niej nie wybiorę, bo nie jestem przeklętą Czasoprzestrzenną, poza tym
nie wiem czy w ogóle coś z niej pozostało i czy byłabym tam mile
widziana, i, i... I właśnie złapałam się na zawziętym uderzaniu pięścią o
biurko. Au.
- Szukaj sobie pary - rzuciłam na widok nieoczekiwanego gościa.
- To znaczy, że sylwester w Blue Haven jednak będzie? - Xemedi-san uśmiechnęła się jeszcze promienniej niż zwykle.
- Słuchaj, mam dość całych światów i nie wiem co mówię, więc korzystaj i
nagrywaj żeby potem mieć dowód - burknęłam. - I, powiadam ci, nie możesz
przyjść sama, bo będą tańce, a kto nie będzie miał partnera, temu sama
znajdę.
- Zastanawiasz mnie - odrzekła. - Na twoim miejscu pomyślałabym raczej o partnerze dla siebie.
- A po co mi? - spytałam ze zdziwieniem. - Zamierzam wypróbować w tańcu
wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej, jacy się na tym sylwestrze
znajdą, więc jeden konkretny tylko by mi zawadzał. A w razie problemów obtańczę własną płeć.
- Może po prostu nie masz z kim? - zasugerowała słodko.
- Akurat przynajmniej miałabym paru do wyboru - prychnęłam. - Ale ich też się z kimś sparuje.
- Co za energia do działania! - skomentowała Poszukiwaczka Tajemnic. -
Może lepiej zawczasu pójdę kogoś zawiadomić, że idzie ze mną na bal...
- Masz absolutną rację - wstałam od biurka z zamiarem pójścia do kuchni i zaparzenia herbaty. Z melisy.
- No to wesołych świąt. I nie zabij się przed sylwestrem - usłyszałam
na odchodnym, akurat gdy potknęłam się o dywan. A niech ją. Dobrze, że
została mi jeszcze jedna pusta pocztówka, akurat dla niej. Postanowiłam
wysłać jej takie życzenia, żeby się po nich nie pozbierała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz