Lex wparował późnym
wieczorem, oczywiście znienacka. Zwrócił mi pożyczoną ostatnio książkę i
z własnej inicjatywy dostarczył nowy zapas rumowej.
- Jako pretekst, bym mógł tu częściej bywać - uzasadnił z ujmującym uśmiechem.
Ponieważ zrobiłam sobie właśnie chwilę przerwy od sprzątania i
porządkowania materiałów na opowieść (a z rozpoczęciem jej oczywiście
się grzebię), nie byłam specjalnie przeciwna jego wizycie. A poza tym
coś mi przyszło do głowy.
- Siadaj - powiedziałam. - Podejmę cię tak, jak najbardziej lubisz.
W spojrzeniu Lexa pojawiło się wesołe zainteresowanie, zwłaszcza gdy
stanowczym ruchem pchnęłam go na krzesło. Następnie pogasiłam wszystkie
światła w herbaciarni, oprócz małej neonówki, stojącej zwykle na moim
biurku. Tym razem znalazła się na stoliku, skierowana prosto w oczy
Lexa.
- No tak. Rzeczywiście miło mnie zaskoczyłaś - roześmiał się, a
następnie przybrał ton męczennika w słusznej sprawie. - Ale to się na nic
nie zda. Nic nie powiem.
Na te słowa zaczęłam z groźną miną przechadzać się dokoła stolika.
- Wiesz co, powinnaś jeszcze mieć w rękach jakąś broń - podsunął. - I wymownie ją polerować.
- Za ciemno.
- No właśnie. Wypoleruj aż rozbłyśnie w tej ciemności.
Tłumiąc śmiech klapnęłam na krzesło naprzeciwko niego.
- A teraz poważnie - zaczęłam. - Hôdemei Kenji, co to za jeden?
- Cały czas jestem śmiertelnie poważny - oznajmił. - Mały, rudy, o
pogardliwym spojrzeniu. Po nazwisku rodowym możesz poznać, że sankatsu.
- Tego się domyślam - westchnęłam. - Podobnie jak tego, że należy do Omegi.
- W zasadzie tylko współpracuje - poprawił Lex. - Ale dość blisko. A właściwie po co ci on?
- Był wplątany w ostatnie wydarzenia w DeNaNi - wyjaśniłam. - Miał
apetyt na moc Czasoprzestrzennych i chciałabym wiedzieć dlaczego. Tak z
ciekawości.
- Z ciekawości - powtórzył wolno. - Mogę ci tylko powiedzieć, że
dzieciak prowadzi jakieś eksperymenty z czasem... I żyje dłużej niż
wygląda.
Zdziwiło mnie to. Spadkobiercy mocy z gwiazd byli długowieczni, ale nie zachowywali aż takiej młodości.
- A jaki interes ma Omega we współpracy z nim? - drążyłam dalej.
Lex uśmiechnął się krzywo i zmienił kolor oczu z fioletowego na wściekle
żółty. Uświadomiłam sobie, że mimo iż lampa bez ustanku świeciła mu w
twarz, ani razu nie mrugnął.
- To raczej on się do nas przyczepił - stwierdził. - Ale nie jestem
wtajemniczony w te jego eksperymenta, więc ci nie wyjaśnię... - Tu urwał i
na chwilę pogrążył się w zamyśleniu. - Chociaż, czekaj...
- Co takiego?
Podniósł się i wyłączył lampkę, ale i bez światła wiedziałam, że się uśmiecha.
- Chodź - powiedział. - Pokażę ci coś.
"Coś" okazało się niewielkim pomieszczeniem, do którego można było
dostać się wyłącznie portalem. Żadnych okien ani drzwi, a mimo to nie
było problemów z powietrzem. Dokoła panowała biała pustka, tylko
pośrodku znajdowała się niska leżanka, a nad nią wisiała kula mieniąca
się wieloma kolorami. Jako że odezwał się mój przekorny humor,
skojarzyła mi się z dyskoteką.
- Zobacz - Lex podszedł do leżanki, więc poszłam w jego ślady. Na
posłaniu leżała jasnowłosa dziewczynka, wyglądająca na jakieś trzynaście lat.
Miała zaróżowione policzki, ale pza tym żadnych innych oznak życia.
Nawet nie oddychała.
- Tylko nie podchodź za blisko! - ostrzegł mnie Lex w porę. Właśnie
miałam to zrobić, gdy przede mną zamigotał delikatny zarys osłony.
Przyjrzałam się jej dokładniej.
- To nie jest zwykła bariera ochronna - zdecydowałam.
- Jasne, że nie - roześmiał się chłopak. - Pewnie miałaś już z czymś takim do czynienia.
Skinęłam głową. Bariera była najmniejszym możliwym odcinkiem międzysfery
- tak cienkim, że dokładnie było widać przestrzeń po drugiej stronie.
To oznaczało, że dziewczynkę umieszczono w jakimś mini-wymiarze, który z
kolei znajduje się w nieco większym, czyli w tym "pomieszczeniu"...
Skomplikowane, ale innej możliwości nie widziałam.
- A co to ma wspólnego z Kenjim? - spytałam.
- Ponoć tylko on może tam wchodzić - brzmiała odpowiedź. - To miejsce
pokazał mi w zaufaniu Tessireth, licząc, że się do nich przyłączę. Ale
chyba sam nie wiedział dokładnie, w czym rzecz.
- No to nie będę się dopytywać - moje słowa zdecydowanie zdziwiły Lexa.
Ale nie będę muu tłumaczyć, że Kenji mógłby dalej polować na Symbole...
Na przykład na ten, który mam w posiadaniu. Dziwne, bardziej niż o to,
by Kenji się nie dowiedział, nie chciałabym, żeby Lex...
- Trafisz stąd sama do domu?
Skinęłam głową. Pozdzieliliśmy się po opuszczeniu tego wymiaru.
Gdy wróciłam, na miejscu czekały na mnie dwie niespodzianki.
Jedna z nich była stojącym na środku herbaciarni koniem, a ściślej
mówiąc, klaczą. A jeszcze ściślej, prześliczną Floe z nowopowstałej
hodowli Vanny. Przywitała się uprzejmie i poinformowała, że ma dla mnie
wiadomość. Jak się okazało, kuzynka pamiętała, że ma mnie podszkolić w
jeździe konno i zapraszała na Rozdroże. Teraz.
Ponieważ byłam jak najbardziej za, pobiegłam jeszcze do domu i wzięłam z
niego coś, co, miałam wrażenie, że spodoba się Vanny. A gdy wróciłam i
zobaczyłam niespodziankę nr 2 leżącą sobie wygodnie na krześle,
zahamowałam z poślizgiem i omal nie zaliczyłam podłogi.
Niespodzianka była całkiem spora i przyjemnie czarna, a w przyszłości miał się z niej wykluć nowy potomek rasy svart.
Do tego ozdobiona bezczelną różową kokardą - co tej Irian strzeliło do
głowy? Prezent gwiazdkowy? Jak dla mnie wyglądało to bardziej na symbol
Wielkanocy...
Niewiele myśląc zapakowałam jajo do ocieplarki, zastanawiając się, czy
upuszczę je podczas jazdy na Floe, czy też spadnę razem z nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz