Dziś razem z Xemedi-san
przeciągnęłyśmy w międzysferze coś w rodzaju niewidzialnej nici, która
ma połączyć jej wymiar z moim. Na sylwestrową noc przyciągnie je do
siebe tak, że z herbaciarni będzie można przejść od razu do salonu
Xelli-Mediny. Przechodząc przez ścianę, tak jak do mojego mieszkanka.
- No, to będzie chyba gdzieś w tym miejscu - Poszukiwaczka Tajemnic
zawiesiła na ścianie tabliczkę z migoczącą strzałką i napisem: Porzućcie wszelki głód, Wy, którzy tu wchodzicie! Uzgodniłyśmy, że stół z jedzonkiem będzie stał u Xemedi-san. Herbatę się doniesie później, aż tak jej nie ufam.
- To skąd będziemy mieć prowiancik? Z Teevine, z Naith, z Rezydencji Kandelabrów... - wyliczała moja wspólniczka w zbrodni, wczuwając się w rolę
gospodyni. - Coś jeszcze?
- Kilmeny przysłała wiadomość, że zalegam z książką, a przy okazji mogę
naradzić się z nią, co ma upichcić - przypomniałam sobie.
- No to wybiorę się z tobą na Pogranicze - zdecydowała. - Może sobie
jakieś czytadło wybiorę. Poza tym chcę mieć udział w wyborze menu...
Wkrótce potem pojawiłyśmy się obie w Bibliotece na Pograniczu. Na
pograniczu światów, czyli, najprościej mówiąc, w międzysferze. Zawsze
byłam pod wrażeniem, że komuś udało się stworzyć taki ogromny (w
porównaniu do innych sztucznie stworzonych) wymiar pełen nieprzebranych
ilości ksiąg...
W głównej sali było pusto i cicho. To drugie było akurat normalne, bo
Kilmeny ściśle przestrzegała zasady - pod tym względem była typową
bibliotekarką - ale zazwyczaj ktoś się tu jednak kręcił... Widać
czytelnicy nabrali sobie książek na całe święta i siedzą w domach. Ale
żeby bibliotekarki nie było na stanowisku?
- Skutek poszukiwań zerowy - oznajmiłam Xemedi-san po 10 minutach,
przez które półelfka się nie pojawiła. - Czas sięgnąć po środki
drastyczne.
- Chętnie bym się gdzieś schowała - stwierdziła - ale wszędzie same półki z książkami. Mogą pospadać mi na głowę...
Wzięłam głęboki wdech, bo swoim możliwościom głosowym nie do końca ufam, i przystąpiłam do działania.
- KILMENYYY!!! - wrzasnęłam jak mogłam najgłośniej.
Uśmiechnęłam się z triumfem, widząc ją wbiegającą na palcach do sali. To zawsze działało.
- Jak możesz!! - usłyszałam jej przenikliwy szept. - Ile razy ci powtarzałam, że w tym miejscu obowiązuje cisza?!
- Wybacz, ale to był najlepszy sposób żeby cię wywołać - uśmiechnęłam
się niezrażona. - Poza tym czytelników nie ma, nikomu nie zakłóciłam
spokoju...
- Zakłóciłaś atmosferę biblioteki - Kilmeny poprawiła okulary, które
zjechały jej na czubek nosa. Dopiero teraz zauważyłam jej nową fryzurę.
- Zmieniasz image? - spytałam z zaciekawieniem. - Ostatnio wszyscy dokoła ścinają włosy. Epidemia jakaś?
- Uległam namowom paru osób i muszę przyznać, że teraz jest mi
wygodniej - bibliotekarka wreszcie zdobyła się na uśmiech. Jasne włosy,
które dotąd upinała z tyłu, były teraz króciutkie i stylowo nastroszone,
i zastanowiło mnie, że już się nie kręcą. Trudno mi było się
przestawić.
- To jak, pogadamy o tym jedzonku? - wtrąciła się Xemedi-san. Kilmeny
ledwo na to zareagowała - zawsze odnosiła się do niej z rezerwą. Potem
znów zrobiła marsową minę i wyciągnęła do mnie rękę.
- Najpierw książka - powiedziała tonem powiedziała tonem policjanta, który przyłapał złodzieja na gorącym uczynku.
Z westchnieniem podałam jej Legendy niedokończone, które zaraz
umieściła wysoko na półce. Nie sprawiło jej to trudności, mimo że już
targała pod pachą jedną opasłą księgę. Fakt, że była to książka
kucharska, nie zdziwił mnie - takie woluminy też interesowały Kilmeny,
dlatego była o niebo lepszą kucharką niż ja.
- W porzadku - położyła książkę na swoim biurku. - Co się wam marzy?
Przez parę minut przeglądałyśmy potrawy o artystycznym wyglądzie i smaku być może też.
- To! - Xella-Medina wskazała wreszcie na zdjęcie przedstawiające sporą
lodową rzeźbę w kształcie łabędzia. Spojrzałyśmy na nią z grobowym
milczeniem.
- Słuchaj - odezwałam się po chwili. - To raczej nie jest do jedzenia...
- Ale ładnie by wyglądało na środku stołu.
- Mogę takiego zrobić - w głosie bibliotekarki czaił się śmiech. - Ale z galaretki.
- Ale takiej słodkiej? - zainteresowała się Xemedi-san. - Truskawkowej?
- Pomarańczowej! - zaprotestowałam i pewnie byśmy sie pokłóciły, gdyby
Kilmeny nie oznajmiła, że na złość nam zrobi z cytrynowej.
- Żółty łabędź będzie wyglądał co najmniej dziwnie - zawyrokowała Poszukiwaczka Tajemnic.
- Nie bardziej niż czerwony - odcięła się nasza szefowa kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz