…No dobrze, ciąg dalszy wyglądał tak, że na dźwięk głosu Nindë Parvez
rozpromienił się jeszcze bardziej i oznajmił, że kategorycznie musi z
nami pojechać. Westchnęłam ciężko, a Tenari swoim zwyczajem pociągnął
mnie za kosmyk włosów i poleciał przywitać się z ciocią Vanny. A Aeiran
bez słowa wciągnął mnie z powrotem na konia i otworzył przed nami
ziejące czernią przejście.
- To rozumieć! – ucieszył się Imamu, wyczyniając dziwne tańce na swoim
srokaczu. – Teraz Imamu wjeżdżać prosto do czarodziejska bajka! Teraz
wszystko być jak trzeba, nie tak, jak być poprzednio!
- Poprzednio upierałeś się, że sam przeprowadzisz nas przez pustynię – przypomniał mu Aeiran.
- Tak, tak – przewodnik nie zamierzał zaprzeczać. – Za dużo wielka duma
być w Imamu, kiedy być niepotrzebny. Ale teraz, teraz wielki zaszczyt!
I tak ze swoim szerokim uśmiechem, nie okazując lęku wjechał jako
pierwszy w czarną dziurę. Podążyliśmy za nim na grzbiecie No Doubta, nie
oglądając się na pasażera na gapę. Zawsze była nadzieja, że się
zniechęci, nawet jeśli bardzo nikła.
- Krótko jechać, ale nie lekceważyć groźna ciemna droga – Imamu po
przejechaniu całej trasy był wytrzęsiony i wymięty; według mnie, jak na
czarną dziurę było raczej spokojnie. – Nie być już tak daleko.
Poprzednio wejście być bardziej daleko. – stwierdził, rozglądając się po
rozpościerającej się wkoło pustyni.
- Poprzednio? – spytałam. – Wtedy, gdy spotkałyśmy was w drodze do Dui?
Pokiwał głową w odpowiedzi. Nie mam pojęcia, jak zdołał określić odległość, skoro dokoła panowała taka monotonia.
- W takim razie wejście do Uedu jest ruchome? – domyśliłam się. – Tak, jak kiedyś wejście do Ciemności?
- Owszem – potwierdził Aeiran. – Poprzednio rzeczywiście było dalej i nie zdążylibyśmy tam dotrzeć przed twoim przyjazdem.
- W takim razie czemu wtedy nie przeniosłeś się tam portalem? Skąd pomysł na wynajęcie przewodnika.
- Czy to nie byłoby za proste? Tak od razu… – uśmiechnął się lekko,
grając mi na opowieściowym zmyśle. – A on… Wcisnął mi go ten natrętny
handlarz.
- Och, proszę – prychnęłam. – Nie wmówisz mi, że dałeś sobie wejść na głowę byle handlarzowi. Ty zawsze masz jakiś powód.
- Nie zawracałbym sobie głowy, ale on rzeczywiście potrafi wyczuć
położenie wejścia. Jeśli istnieją w tym świecie magowie, może by się
nadawał…
- Czary, czary być wszędzie, choć nie widzieć – przyświadczył przewodnik
bez zdziwienia tematem naszej rozmowy. – Imamu uczyć się na szaman,
daleko tam, gdzie Imamu plemię. Dużo, dużo księżyców już minąć.
Skinęłam głową ze zrozumieniem i obejrzałam się za siebie. Dziura
pozostawała otwarta, ale wciąż nie było śladu Vanny ani Tenariego… Aż
wreszcie pojawili się, jadąc dumnie na wielbłądzie. Nie spieszyli się
wcale.
I ciągnęli za sobą ogon w postaci Parveza.
- I co wy na to? Ten diabełek uśpił ochroniarza środkiem nasennym, żeby
się wymknąć z pałacu! – oznajmiła moja kuzyneczka z zachwytem. – Będzie z
niego poszukiwacz przygód jak ta lala!
- W dalszym ciągu uważam, że to nie jest wyprawa dla żółtodziobów – zirytowałam się.
- Och, daj mu spokój – Vanny ujęła się za księciem. – Przecież wcale ci
nie chodzi o to, że wyprawa jest niebezpieczna, tylko że pewne osoby
mogą wpaść w popłoch. Inaczej najpierw dałabyś szlaban Tenariemu, nie?
- A to źle? On należy do własnej opowieści, a my ją własnie zakłócamy…
Sama nie wiem, jak niebezpiecznie będzie, ale Ten-chan jest
wystarczająco magiczny, a Parveza trzeba będzie ciągle pilnować.
- A od tego już ma mnie – wtrąciła Pokrzywa. – W razie czego odstawię go od razu do domu, słowo.
- Jeśli wszystkie konie z Orienre są takie, jestem zaszczycony, że chcesz mnie nosić – rozczulił się chłopiec.
- Trzymam za słowo – mruknęłam i zwróciłam się do Tenariego, który
właśnie do mnie podfrunął: – Teraz ty się wytłumacz, młodzieńcze.
- No, bo zaraz zejdę! – rozchichotała się Vanny. – Nagle uznałaś, że musisz zachowywać się, jak surowa mamuśka?
- Ciocia Andrea poprosiła Nindë, żeby was przywiozła – tym razem Tenari użył głosu. – Mieli przyjechać goście z Pieśni.
- I sama nie czuje się na siłach, żeby ich podjąć? – domyśliłam się, że chodzi o Kaede z rodzinką.
- Ona raczej tak. Ale Rick pewnie nie, buehehehehehe! – Vanny nie
opuszczał radosny nastrój. – Szczęście, że nie przyszło ci do głowy,
żeby przywieźć ze sobą Ivy.
- Bo wtedy ty odstawiałabyś surową mamuśkę? – spytałam słodko.
Zanim zdążyła się odciąć, Tenari przesłał nam w myślach obraz znajomego,
niezbyt zgrabnego, ale przytulnego domku w Melgrade. Teraz wyglądał na
jeszcze bardziej powykręcany niż dawniej, bowiem dobudowano do niego
nowe pomieszczenie. Obowiązkowo z okrągłym okienkiem wychodzącym na
cmentarz.
- Ivy woli urządzać nowy pokój? – domyśliłam się, knując przy okazji chytry plan z nadzieją, że Tenari go nie przechwyci.
- Lepiej późno, niż wcale – mruknęła Vanny. – Wiesz, ona lubi być tam,
gdzie coś się dzieje i obserwować… nauczyła się tego od wszystkich z jej
otoczenia… ale rośnie, więc i dom musiał trochę urosnąć. Do tego Andrea
regularnie zaprasza ją na Rozdroże, sugerując, że u nas nie ma
warunków. I przy okazji sugerując coś Rickowi – z trudem powstrzymała
nowy wybuch śmiechu.
Mogłam to zrozumieć Pamiętałam, że mała miała wygospodarowany dla siebie
spory kawałek pokoju dziennego, skąd uwielbiała obserwować codzienną
rzeczywistość – a Ten-chan zwykle rządził się w całej herbaciarni i
najchętniej zamieszkałby w Szafie – trudno jednak nie doceniać własnych
czterech ścian. Przecież dlatego właśnie wykroiłam niegdyś dla siebie
skrawek przestrzeni… I zapowiadało się, że wkrótce zrobię to ponownie. O
ile mały nie zechce inaczej – ale z pewnością w herbaciarni nie
przestanie się rządzić.
Po chwili do rozmowy włączył się Parvez, relacjonując, ile ma komnat w
swoim pałacu w Turalu, jak duże są i do czego przeznaczone. Później, nie
bez podziwu, zaczął mówić o starszym bracie, następcy tronu, a także o
zamężnej już siostrze, której jednak wiele czasu nie poświęcił.
Rozmawiał głównie z Vanny – na mnie się chyba troszeczkę obraził.
Właściwie nie dziwiłam mu się.
Jechaliśmy wolno, delektując się rozgwieżdżoną nocą. Ale już niedługo
wstanie słońce i sen wyciągnie po nas rękę. Czuję się trochę jak wampir
albo inny troll.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz